31.01.2012 | Czytano: 1458

Schrupane pierniki(+zdjęcia)

30 września ubr. „Szarotki” po raz ostatni zgarnęły pełną pulę z własnej tafli. Wygrały wtedy z Toruniem 3:2. Długo, bo aż 123 dni musieli czekać fani Podhala, na kolejny triumf w regulaminowym czasie. Ponownie schrupane zostały toruńskie pierniki.

Dla 19-krotnych mistrzów Polski była to ostatnia szansa, by jeszcze mieć nadzieję na opuszczenie ostatniego miejsca przed play out. Dlatego w nowotarskim taborze zmobilizowano wszystkie siły, postawiono na nogi kontuzjowanych graczy – Rafała Dutkę i Mariusza Jastrzębskiego oraz chorego Sebastiana Łabuza. Dawno szkoleniowiec „Szarotek” nie miał do dyspozycji czterech piątek.

- Po raz pierwszy w tym roku – przyznał trener Podhala, Jacek Szopiński. – To była wyjątkowa dla nas sytuacja, niespotykana i trudno było się do niej dostosować. Tym bardziej, iż było zimno i zmiany musiały być krótkie, 20-30 sekundowe.

Trener nie skorzystał z czterech piątek w pełnym wymiarze czasowym, ale…

- To pomogło nam w zwycięstwie. Mogliśmy dłużej, między zmianami, przebywać na ławce, złapać więcej oddechu i ze świeżą energią przystąpić do walki – twierdzi bohater meczu Bartłomiej Neupauer, który zdobył cztery gole, a przy jednym ”maczał palce”. – To rekordowe osiągnięcie. Nawet w juniorach nie udało mi się cztery razy w jednym meczu pokonać bramkarza przeciwnika. Cieszę się, że wróciła strzelecka potencja z początku sezonu. Nie byłoby moich bramek, gdyby nie wspaniała współpraca całej piątki. To był nasz dzień. Wszystko nam wychodziło i wchodziło. Nie zaczęliśmy dobrze, dostosowaliśmy się do stylu rywala, ale potem…

Początek dla torunian jak marzenie. Szybko objęli prowadzenie w meczu, w którym nerwy napięte były do granic wytrzymałości. Widać to było na hokejkach zawodników. Krążek nie zawsze ich słuchał. Sporo było niecelnych podań, szarpanej gry.

– Mecz dobrze się dla nas ułożył – przyznał drugi szkoleniowiec torunian, Tomasz Jaworski. – Niestety potem dostarczyliśmy tlen góralom. Myśmy mieli grać spokojnie i czyhać na błędy, a sami nadzialiśmy się na kontruderzenie.

Fortuna chciała sprzyjać gościom, bo jeszcze raz pozwoliła im na objęcie prowadzenia. Co z tego, jak znowu szybko je stracili. Pokpili z niej i odwróciła się od nich. Tym razem była przy drugiej formacji gospodarzy i jego dowódcy. Mateusz Michalski, Bartek Neupaer i Piotr Kmiecik wzięli na siebie ciężar zdobywania goli. Dwa pierwsze były godne kamery filmowej. Rozegrano krążek na jeden dotyk, szybko i Kmiecikowi nie pozostało nic innego tylko umieścić go w siatce. Jeszcze piękniejsza akcja poprzedziła drugie trafienie. Krążek jak po sznureczku wędrował do kija do kija, aż wreszcie zatrzymał się w siatce. To nie koniec popisów tej formacji. To ona po raz pierwszy wyprowadziła górali na prowadzenie. Co prawda szybko, bo po 39 sekundach stracone (znowu snajperskimi umiejętnościami popisał się Baranyk, po meczu nagradzany brawami i przyjaznymi okrzykami).

Atak Neupauera świetnie rozgrywał przewagi, zamykał w „zamku” rywali. Dwa takie okresy wykorzystał. Ponadto zadał bardzo ważny cios w osłabieniu, który podciął skrzydła przybyszom z grodu Kopernika.

– Ostatnio sporo czasu poświęcaliśmy na treningach grze w przewadze – wyjawia Bartłomiej Neupauer. – Ułożyliśmy grę, wiedzieliśmy, co grać i wyszło.

59 minuta i 51 sekunda niezbyt dobrze do tej pory kojarzyła się nowotarżanom. 9 sekund przed końcem tracili bramki i trzy punkty. Teraz karta się odwróciła, to Neupauer trafieniem do pustej bramki ustalił wynik spotkania.

- Kiedyś los musiał zwrócić, to, co dwa razy nam odbierał. Dzisiaj było szczęśliwe dla nas ostatnie 9 sekund - mówi trener Podhala, Jacek Szopiński. – Niemniej losy meczu powinniśmy rozstrzygnąć już w drugiej tercji, mając kilka wyśmienitych po temu okazji. Wcześniej brakowało nam wykończenia i spokoju w akcjach ofensywnych. Często gubiliśmy krążek w strefie przeciwnika i ten wyprowadzał kontrataki. Popełnialiśmy błędy, ale rywal się ich także nie ustrzegł. Wygraliśmy zasłużenie, bo w przekroju całego meczu lepiej się prezentowaliśmy.

Trener gości po meczu zapadł się pod ziemię. Widziano go w Pubie Hokejowym. W ostatniej chwili udało się dorwać drugiego szkoleniowca, Tomka Jaworskiego, który powiedział: - Zabrakło nam cierpliwości, gdy obejmowaliśmy prowadzenie. Za mało strzałów oddawaliśmy, za bardzo kombinowaliśmy.

MMKS Podhale Nowy Targ – Nesta Karawela Toruń 5:3 (2:2, 2:1, 1:0)
0:1 Baranyk (Wróbel) 5:19,
1:1 Kmiecik (Neupauer, Michalski) 9:10 w przewadze,
1:2 Ziółkowski (Smeja, Wróbel) 10:58 w przewadze,
2:2 Neupauer (Kmiecik, Michalski) 11:36,
3:2 Neupauer (Sulka, K. Kapica) 29:57 w przewadze,
3:3 Baranyk (Bluks) 36:36,
4:3 Neupeuer (Kmiecik) 37:28 w osłabieniu,
5:3 Neupauer ( Różański) 59:51 do pustej.

Sędziowali: Kryś (Katowice) - Pilarski, Cudek (Oświecim).
Kary: 10 – 12 min.
Widzów 1000.

MMKS Podhale: Rajski – K. Kapica, Sulka, Różański, Czuy, Ziętara – W. Bryniczka, Łabuz, Kmiecik, Neupauer, Michalski – Landowski, Gacek, Bomba, Wielkiewicz, Szumal – R. Mrugała, Dutka, Ćwikła, Jastrzębski, Olchawski. Trener Jacek Szopiński.
Nesta: Plaskiewicz – Porębski, Bluks, Gościmiński, Dzięgiel, Baranyk – Smeja, Gimiński Jankowski, Wróbel, Ziółkowski – Lidtke, Gaisins, Marmurowicz, Kuchnicki, Bomastek. Trener Jaroslav Lehocky.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski

Komentarze







reklama