11.11.2011 | Czytano: 1058

Nauczyć się wygrywać

Z Jackiem Szopińskim, trenerem MMKS Podhale, rozmawia Stefan Leśniowski.

- Przybyło ci siwych włosów?
- Mogło przybyć, bo dla mnie i dla drużyny jest to bardzo trudny okres. Wytworzyła się nieciekawa sytuacja, spiętrzyły problemy. Trudno by człowiek promieniał radością, gdy coś się nie układa. Zanotowaliśmy kilka wpadek, wysokich wyników, które nie powinny się nam zdarzyć. Generalnie podejmujemy walkę niemal w każdym meczu, ale brakuje nam armat, większego cwaniactwa, by mecze na styku zakończyć zwycięstwem. Dlatego znajdujemy się w dolnych rejonach tabeli. Musimy grać lepiej i nauczyć się wygrywać.

- Twoje przedsezonowe oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością. O pierwszej czwórce trzeba zapomnieć. Co dzisiaj powiesz?
- Potencjał mamy mniejszy niż przeciwnicy, ale liczyłem, że siłą woli i sercem nadrobimy niedostatki, i będziemy się bić o czwórkę. Dzisiaj widzę, że ten zespół pod względem jakościowym nie jest gotowy, by grać o wyższe cele. W tej sytuacji, w tym składzie osobowym, musimy się skoncentrować na tym, by zakończyć sezon z twarzą.

- Obecnie najwyższy cel, to...
- Najwyższe miejsce przed decydującymi bojami play off w słabszej czwórce.

- Ostatnie miejsce, to wpadka na któregoś z potentatów, a wtedy Podhale skazane będzie na mecze o „życie”.
- Mam nadzieję, że nie skończymy na ostatnim miejscu. Stać nas na przesunięcie się w górę tabeli. Pozostało jeszcze dużo meczów i wszystko do odrobienia. Wciąż wierzę, że ten zespół będzie dobrze grał i zdobywał punkty. /uploads/galleries/l/8433af5a150192e6a9966ab2b82d7ccb.jpg

- Czy piąte miejsce w ubiegłym sezonie nie uśpiło waszej czujności podczas budowania zespołu?
- Nie. Sytuacja finansowa była bardzo trudna. Do samego startu PLH ważyły się losy naszego udziału. W tym czasie drużyna się rozpadła. Odszedł jej kręgosłup, dwie piątki, które nadawały ton. Odszedł Damian Kapica i Marcin Kolusz, kreatywni zawodnicy, którzy mieli duży wpływ na oblicze zespołu. Nie został z nami Baranyk, który miał bardzo dobrą końcówkę sezonu. Na początku tego sezonu wypadł z powodu kontuzji Kasper Bryniczka. To jest jeden z powodów naszej słabej postawy w lidze. Tym bardziej, iż większość młodych zawodników osiadła na laurach. Wydawało im się, że są już pełnoprawnymi ligowcami, ale rzeczywistość brutalnie to zweryfikowała. Wiele spotkań zagraliśmy poniżej możliwości. Za mało oddaliśmy serca. W zeszłym sezonie wszystkie mecze były ciężkie, ale charakter pozwolił wygrać więcej meczów niż obecnie.

- Czy nie lepiej było zatrzymać Kolusza i Kapicę, zaakceptować powrót Krystiana Dziubińskiego i Darka Gruszki, niż teraz sięgać po wzmocnienia z Rosji, Ameryki i Kanady? Kupować kota w worku? Dla naszych zabrakło pieniędzy, a znajdą się na niesprawdzonych obcokrajowców?
- Super byłoby, gdyby Kolusz z Kapicą zostali, ale mieli inne plany. Damian szuka swojej szansy w zagranicznym klubie. Kolusz dostał taką ofertę finansową z Sanoka, której nasz klub nie był w stanie spełnić. Nikt nie chciał obiecywać, by potem nie wywiązać się z zobowiązań. Był temat powrotu Dziubińskiego i Gruszki, ale trzeba było spełnić ich wygórowane warunki. Zgadza się, że ewentualne wzmocnienia są niewiadomą. Nie wiadomo, jaki poziom reprezentują gracze. Są jednak tani w stosunku do tych, którzy odeszli. Skoro decydują się przyjechać na własny koszt, my pokryjemy tylko pobyt (wyżywienie i spanie), to czemu mamy z tego nie skorzystać?

- Mnóstwo kar, łatwość tracenia goli, chwilowe braki koncentracji objawiające się traceniem goli w kilkusekundowych odstępach – to grzechy twojego zespołu.
- Kary to duży problem, bo są one głupie i niewymuszone. Burzą koncepcje gry, tracimy wiele bramek. To się zmieni. Zawodnicy będą karani finansowo za brak odpowiedzialności. Przestoje zaś wynikają głównie z braku doświadczenia i pewności w grze.

- Powiedzmy pewności, bo wielu gra już 3-4 sezon w PLH. Ma na koncie ok. 100 spotkań, więc nie są tacy nieopierzeni.
- Są to jednak młodzi zawodnicy, niektórzy juniorzy. Zgadza się, że w latach 80-tych zawodnik 20-21- letni był ligowcem pełną gębą, pełnoprawnym członkiem drużyny. Wielokrotnie decydował o losach spotkania. Teraz tak nie jest. Problem tkwi w głowach. Strzelamy gola i za chwilę go tracimy z bojaźni przed...jego utratą. Po naszym prezencie. Seryjne tracenie bramek to bark cierpliwości i konsekwencji w grze. /uploads/galleries/l/cc7b824d8015ecf1e18ec73f2cc849b5.jpg

- Co czułeś po laniu w Sanoku?
- Wściekłość, złość. Było mi wstyd, że zostaliśmy upokorzeni, że nie potrafiłem nic zmienić. Z chęcią wyszedłbym na lód. Zawodnicy chcieli, ale zabrakło im umiejętności. Byliśmy bladym tłem dla zespołu, który organizacyjnie i finansowo znacznie nas przewyższa. Dlatego jesteśmy na samym dnie. Mam nadzieję, że takie mecze się już nie powtórzą.

- Zniesmaczony byłeś także grą swoich zawodników w meczu z Tychami. Doszło do zapowiadanego wietrzenia szatni?
- Dojdzie. Są zawodnicy, którzy wielokrotnie dostają szanse i jej nie potrafią wykorzystać. To znaczy, że ich poziom sportowy jest niski. Trzeba dać szanse innym, młodszym, z których w przyszłości będzie mógł skorzystać klub. Niebawem tak się stanie.

- Dajesz się ponieść emocjom? Rozmawiamy już dłuższą chwilę, a na każde pytanie odpowiadasz tym samym tonem.
- Rozmowa na chłodną głowę, to zupełnie inna sprawa niż w trakcie, czy po meczu. Emocji nie da się uniknąć. Często padają ostre słowa w boksie i szatni, ale nie zawsze są pomocne.

Komentarze







reklama