27.09.2011 | Czytano: 2591

Puławski i Spartanie

Były hokeista Podhala, Tadeusz Puławski coraz bliżej korony maratonów. Ma już na koncie trzy maratony i do korony brakuje mu jeszcze dwóch. W tym roku planuje pobiec jeszcze jeden. W niedzielę zaliczył 33. Maraton Warszawski, który ukończyła rekordowa liczba uczestników - 4061 biegaczy, a wyruszyło 4157 (rekord frekwencji).

- Trasa była plaska, z malutkim podbiegiem, którego nie odczuwałem – komentuje Tadeusz Puławski. – Można było na niej uzyskać dobry czas. Niemniej nie nastawiam się, na razie, na bicie rekordów czasowych, staram się ukończyć każdy maraton, by zdobyć koronę maratonów. Mimo to uzyskałem czas lepszy o 10 minut niż we wrocławskim maratonie. Nie udało mi się jeszcze zejść poniżej czterech godzin, ale rezultat 4 godziny, 16 minut i 40 sekund, to świetny rezultat. Pogoda, nie było upalnie, sprzyjała uzyskiwaniu dobrych wyników, w biciu rekordów.

Padł rekord imprezy. Czas Kenijczyka Johna Sammy Kilbeta wyniósł 2:08.17. To także wynik o ponad minutę lepszy od rekordu Polski, więc Afrykanin odjechał z nagrodą Volvo XC60.

Nie wszyscy wytrzymywali trudów biegu. Na 30 – 40 km pogotowie miało najwięcej pracy. - Tym razem nie miałem kryzysu po 30 kilometrach – mówi Tadeusz Puławski. - Zmieniłem taktykę biegu. Przed odcinkiem, gdzie najwięcej zazwyczaj znajduje się karetek pogotowia, wolniej biegłem i dopiero po przekroczeniu 30 km, zacząłem nabierać tempa, przyspieszyłem i minąłem metę.
Nie wszyscy biegli dla korony, czy też sławy i pieniędzy. Byli tacy, którzy dystans 42 km i 195 metrów zdecydowali się pokonać w celach charytatywnych, pomagając chorym dzieciom maratończyków. Wystartowali między innym wojskowi, w pełnym ekwipunku. Biegł też oddział Spartan, w szyku bojowym. – Biegli w zbrojach i z dzidami – opowiada Tadeusz Puławski. – Śmiesznie to wyglądało, ale takie obrazki dobrze działają na psychikę, podnoszą biegnącego na duchu. Wiele było atrakcji wokół trasy. Czadu dawały kapele. Jeden facet, przebrany za sportowca grał na gitarze. 5 -6 km dalej patrzę, a znowu on jest w krzakach ze swoim instrimentem. Pozwalało to zapomnieć o zmęczeniu. W rytm muzyki jakby kilometry szybciej się łykało. Organizatorzy spisali się na medal.

 

W biegu brał udział przyjaciel Tadka, „Siri”, który namówił go do biegania, a także znany sportowy redaktor Michał Białoński. – Michał to stary wyjadacz – twierdzi Tadek. - Długo już biega. O 4 minuty poprawił rekord życiowy, podobnie jak „Siri”. Swojego nie pobiłem, ale przyjdzie na to czas.

Stefan Leśniowski


 

Komentarze







reklama