31.08.2011 | Czytano: 4205

Ciągnie wilka do lasu

Stefan Leśniowski rozmawia z wielokrotną reprezentantką Polski, zawodniczką MMKS Podhale Nowy Targ... - Mówisz Agata Sarna Pohrebny, myślisz....

- Unihokeistka? wielokrotna reprezentantka kraju, 4-krotna uczestniczka mistrzostw świata, mistrzyni Polski, absolwentka krakowskiej AWF, zawodowo realizuję się jako nauczycielka wychowania fizycznego.

- Unihokej w polskim wydaniu jest amatorski czy profesjonalny?
- Oczywiście, że amatorski. Nikt z tytułu grania i trenowania nie pobiera zapłaty. Nie ma kontraktów. Jeśli byłby profesjonalny, to nie musiałabym zarabiać na życie w inny sposób. Wtedy w pierwszym pytaniu mogłabym z czystym sumieniem powiedzieć, że jestem unihokeistką, bo z tym zawodem związane byłoby moje życie. A tak nie jest. Do „przyjemności”, bo tak trzeba to nazwać, muszę jeszcze dołożyć z własnej kieszeni. Takie są realia.

- Unihokej męski i żeński – różnice minimalne czy dwie różne dyscypliny?
- W myśl przepisów to jedna dyscyplina. Inna jednak poziomem. Męski jest bardziej siłowy, żeński – myślenie. Inna różnica? Dziewczęta muszą ładnie wyglądać. Strój musi być wygodny, nie sflaczały, żebyśmy sie nie musiały zastanawiać, czy jakaś fałda nam nie wychodzi.

- Żeński unihokej jest coraz bardziej siłowy.
- Dziewczęta mają ambicję, są zadziorne, tym bardziej góralki, więc nieraz się zagotuje. Jesteśmy słabsze fizycznie, ale bijemy się o każdy skrawek boiska. Dzięki zadziorności i nieustępliwości nasze mecze mogą podobać się się panom, są bardziej widowiskowe.

- Zdarzają się brutalne faule, jak np. w futbolu?
- Wszystko zależy od rangi imprezy i interpretacji arbitra. Jeśli dopuszcza do gry kontaktowej, to wtedy robi się gorąco na boisku. Można rzec, że iskry lecą. Czasem jedna drugiej włoży palec w żebra, pchnie, uszczypnie, uderzy kijem. Bardzo boli, gdy dostanie się z łokcia w piersi lub trzonkiem kija. Na szczęście kończy sie na siniakach, drobnych urazach.

- Zdarzają sie bójki?
- Raczej przepychanki. Bójki to rzadkość.

- Miałaś kiedyś ochotę przyłożyć przeciwniczce, która potraktowała cię brutalnie?
- To sport kontaktowy i dochodzi na boisku do różnych przepychanek czy ostrych zagrań. Najczęściej w ferworze walki. Tego się nie uniknie, ale nigdy, nawet przez myśl mi nie przeszło, by się zemścić na przeciwniczce. Miałam kontuzję, ale nie z winny zawodniczki. Po prostu pech.

- Był moment, że na pewien czas rzuciłaś kij unihokejowy w kąt. To w wyniku urazu, kontuzji?
- Miałam uraz kolana i stwierdziłam, że nadszedł czas, żeby sobie odpuścić. Nasza dyscyplina jest urazowa, a zdrowie jest najważniejsze, tym bardziej, iż trzeba zarabiać na życie. Całe życie poświeciłam unihokejowi i trudno tak od razu rzucić wszystko w kąt. Wilka ciągnie do lasu. Serce nie sługa i... po pewnym czasie wróciłam na parkiet.

- W dwóch ostatnich sezonach zdobyłaś srebro i brąz mistrzostw Polski. Co trzeba poprawić, by Podhale stanęło na najwyższym stopniu podium?
- Więcej potrzeba determinacji i profesjonalizmu. Ten ostatni argument kłóci się z tym co powiedziałam wcześniej, ale... Nadzieja w młodych dziewczynach, te które jeszcze się uczą. Nie mają męża, dzieci i nie są zajęte pracą, mogą więc poświęcić się w większym stopniu tej dyscyplinie.

- Sukcesem jest awans drużyny narodowej do światowej elity, ale co dalej?
- Będziemy walczyć o medal (śmiech). Realne szanse? Trudno jest określić, tym bardziej, iż każda dziewczyna w swoim klubie przeszła okres przygotowawczy. Będziemy walczyć, tanio skóry nie sprzedamy.

- Unihokej znalazł się w olimpijskiej rodzinie. Igrzyska to twój cel, czy odległa perspektywa?
- Odległa perspektywa. Nim zostaną rozegrane pierwsze mecze na igrzyskach, upłynie jeszcze sporo wody w Dunajcu. Szkoda, bo udział w największym święcie sportowców jest marzeniem każdego. Pozostały mi kolejne mistrzostwa świata, również impreza wysokiej rangi.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama