13.06.2011 | Czytano: 1434

Podhalańskie orły wyłowiły srebro

W ostatnim dniu mistrzostw Europy w kajakarstwie górskim, rozgrywanych w Hiszpanii, mieliśmy mnóstwo emocji z udziałem polskich osad. Na Podhalu wszyscy emocjonowali się walką braci Polaczyków. Nie ma się czemu dziwić, kibice ściskali kciuki za swoimi krajanami.

Bracia emocjami uraczyli nas już w królewskiej konkurencji kajaków, jedynce. Jak już donosiliśmy szczęśliwie przebrnęli fazę ćwierćfinałów i zakwalifikowali się do walki o finał. Mateusz i Grzegorz stoczyli pasjonującą w walkę. Grzegorz ukończył półfinał na drugim miejscu, a Mateuszowi zabrakło szczęścia i ostatecznie sklasyfikowany został na dwunastej pozycji. Do finału kwalifikowała się tylko pierwsza dziesiątka. Niewiele mu zabrakło.

- W finałach Grzegorz spisał się bardzo dobrze, ale szczęście tym razem nie było z nim – relacjonuje mistrzyni świata, Maria Ćwiertniewicz. - Czas jaki uzyskał, pokonując bezbłędnie trasę, wystarczył na siódme miejsce. Być siódmym slalomistom Starego Kontynentu to niezły prognostyk przed dalszą częścią sezonu. Za to w zespole kajakowych jedynek wywalczyli tytuł wicemistrza Europy. Walka była bardzo wyrównana, o czym świadczą wyniki. Setne części sekundy dzieliły nasz team od złotego medalu.

Mistrzostwa Starego Kontynentu obfitowały w niespodzianki, a najbardziej przykrą było odebranie srebrnego medalu naszej najlepszej dwójce C-2 Pochwała, Szczepański.

- Cieszyli się z osiągniętego rezultatu i srebrnego krążka, ale nasi południowi sąsiedzi Słowacy okazali się sprytniejsi – twierdzi Maria Ćwiertniewicz. - Złożyli protest twierdząc, że polska osada miała dwa punkty, których oczywiście nie było. Niemniej protest uznano i tym samym pozbawiono naszych zawodników medalu. Tutaj nasuwa się pytanie: Gdzie byli polscy działacze, kierownictwo ? Dlaczego nie stanęli w obronie naszych zawodników? Kilkakrotnie miałam okazję obserwować zawody. Muszę stwierdzić, że wszystko, co się dzieje wokół naszej reprezentacji, jest jedną wielką improwizacją. Jest mnóstwo niedociągnięć. Cierpią na tym zawodnicy, którzy wkładają mnóstwo pracy w przygotowania, by wypaść jak najlepiej, by godnie reprezentować biało – czerwone barwy.

Tym razem nie udało się powtórzyć sukcesów sprzed roku. Choroba pokrzyżowała plany. Polska nie miała zespołu kobiet i kanadyjek dwójek. Patryka Brzezińskiego i Dariusza Chlebka ropna angina zatrzymała w domach. Kierownictwo drużyny zaproponowało rezerwowym zawodnikom wyjazd na własny koszt. Niestety żaden nie dysponował środkami na pobyt w Hiszpanii, a kluby i PZKaj nie pokrywają kosztów. Z kolei Anna Inger, która miała zstąpić w zespole Małgosię Milczarek (zakończyła karierę) musiała poddać się operacji wyrostka robaczkowego w Hiszpanii.

- Mistrzostwa Europy zakończone. Teraz trzeba myśleć o przyszłości. Niebawem mistrzostwa świata, które rozegrane zostaną w Bratysławie, na znanym i szczęśliwym dla nas torze. Tam przyjdzie nam walczyć nie tylko z wodą i bramkami. Rywale nie stoją w miejscu. W szybkim tempie się rozwijają. Musimy mieć oczy i uszy otwarte, a charakter twardy jak przystało na rodowitych górali. A będzie, o co walczyć, o olimpijskie kwalifikacje – kończy Maria Ćwiertniewicz.

Tekst Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama