02.01.2011 | Czytano: 1633

Musiałem coś zmienić w swoim sportowym życiu

Zakopiańczyk Konrad Niedźwiedzki zdaniem wielu wybitnych fachowców to najlepszy polski panczenista wszechczasów. Po niestety nieudanych dla niego igrzyskach olimpijskich w Vancouver zdecydował się opuścić Zakopane i przenieść do klubu Orzeł Elbląg i holenderskiej grupy zawodowej.

Panie Konradzie, dlaczego zamienił Pan górski klimat na ten bardziej morski?
Moje przenosiny do polskiego klubu Orzeł Elbląg wynikły z bardzo prozaicznej przyczyny. Za reprezentowanie tego klubu w zawodach krajowych mam zagwarantowane jakieś pieniądze. W AZS Zakopane, którego byłem przez wiele lat zawodnikiem tego nie miałem. Podobnie zresztą uczyniła Luiza Złotkowska. Nasze rozmowy z działaczami nie przynosiły żadnego rezultatu, pojawiła się satysfakcjonująca oferta z Elbląga i z niej skorzystaliśmy. Gdyby Zakopane wystąpiło z jakąś ofertą nawet znacznie niższą niż działacze z Elbląga, ja bym się tam nie przenosił. Urodziłem się w Zakopanem tu kształtowała się moja kariera w AZS Zakopane pracuje mój ojciec Krzysztof, mam do tego miasta i klubu wielki sentyment, ale uprawianie łyżwiarstwa szybkiego to mój zawód i wyboru nie miałem.

A dlaczego zamiast treningów w kadrze wybrał Pan treningi w holenderskiej grupie zawodowej?
Nie ukrywam, że po nieudanych dla mnie Igrzyskach w Vancouver postanowiłem coś ze swoją karierą zrobić. Rozmawialiśmy o tym z moim ojcem i on też doszedł do takiego samego wniosku, że potrzebne mi są nowe bodźce, nowe wyzwania. Pojawiła się oferta z holenderskiej grupy zawodowej TVM, której liderem jest Sven Kramer. Po pertraktacjach i zgodzie władz PZŁs zostałem członkiem TVM. To dla mnie zaszczyt, że mogę trenować z tak wybitnymi łyżwiarzami. Nie jest przecież łatwo się tam dostawać. Kolejka chętnych jest długa. Głównym powodem, dlaczego mnie do TVM zaangażowano było to abym był mocnym sparingpartnerem dla Kramera na krótkich dystansach. Potrzebny był im dobry sprinter i jednocześnie wytrzymały łyżwiarz. Według szefów tej grupy ja takie kryteria spełniałem. Myślę, że treningi i starty z najlepszymi łyżwiarzami świata a Holendrzy do takich należą przyniesie obopólne korzyści.

Kiedy i w jakich okolicznościach doszło do zawarcia kontraktu?
Wstępne rozmowy odbyły się już na Igrzyskach Olimpijskich. Później doszło do negocjacji dyrektora Nijhof Wassink Alberta Hendriksena sponsora Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego, który porozumiał się z szefem TVM Janem Bosem. Zgodę wyraził PZŁs, ja przystałem na zaproponowane mi warunki i zostałem członkiem TVM, z czego jestem bardzo zadowolony.

Czy nie był Pan jednak rozgoryczony tym, że z pana ojcem PZŁS nie przedłużył umowy o pracę z kadrą?
Z pewnością w jakimś stopniu ta decyzja Związku miała wpływ na moje wybory. Z całym szacunkiem dla trenera Wiesława Kmiecika, ale ja nie widziałem szansy na zrobienie postępu pod jego kierunkiem a to jest moim głównym celem na kolejne lata. Cieszę się, że chłopaki z kadry zrobili postępy, ale ja chcę jeszcze więcej. Trenując razem z nimi pewnie byłbym liderem grupy i to oni podciągaliby się do mnie, ja stałbym w miejscu. Aby zrobić znaczący postęp trzeba trenować z najlepszymi i teraz takie możliwości mam.

Czy bycie członkiem grupy zawodowej to też wysokie zarobki?
Ja wprawdzie nie mam jeszcze typowego dla tej grupy kontraktu, ale oczywiście pewne profity z występowania w tej grupie mam. W Polsce poza stypendium klubowym ma też stypendium sponsorskie ze Związku w sumie jak na naszą dyscyplinę jakoś da się żyć.

Mówi Pan, że bez przekonania myślał Pan o współpracy z nowym trenerem kadry, ale jest Pan w kadrze i reprezentuje Polskę. Jakoś tą współpracę trzeba sobie ułożyć.
Oczywiście jestem w dobrych kontaktach z trenerem Wiesławem Kmiecikiem. To, że nie trenujemy razem wcale nie oznacza, że nie zależy mi na dobrych wynikach moich kolegów z drużyny. Widać po pierwszych startach w pucharach świata, że są dobrze przygotowani do sezonu i mam nadzieję, że wspólnie zawalczymy na najważniejszych imprezach ME i MŚ.

Początek sezonu nie był dla Pana szczególnie udany, nie miał Pan wątpliwości czy przejście do TVM było dobrym posunięciem?
Rzeczywiście moje pierwsze starty w PŚ nie były udane, chociaż w TVM wszyscy byli zadowoleni z mojej współpracy z nimi. Chyba jednak model bezpośredniego przygotowania startowego nie był dla mnie korzystny i stąd moje słabsze starty. Trochę przy pomocy mojego ojca zmodyfikowaliśmy ten BPS i jest już lepiej. Już na obozie grupy w Collalbo było widać zdecydowaną poprawę, bo miałem tam kontrolny start, a na mistrzostwach Polski uważam, że było już bardzo dobrze.

A czym różnią się treningi w zawodowej grupie od tych, jakie realizował Pan w kadrze?
No jest spora różnica, bo nazwijmy to technologia treningu jest bardziej rozbudowana. Mamy trzech trenerów od pracy na łyżwach, są specjaliści od przygotowania ogólnego. Każdy wnosi coś nowego, własnego do procesu treningowego i stąd bierze się postęp. Mniej mamy treningu wytrzymałościowego na rzecz większej ilości zajęć interwałowych i większy nacisk kładziony jest na przygotowanie siłowe. Trochę inaczej trenujemy na rowerach i tym podobne rzeczy.

Czy dla Pana pobyt w TVM to krótki epizod czy też plan jakiegoś dłuższego cyklu na przykład do następnej olimpiady?
Sam jeszcze nie wiem, wszystko zależy od moich wyników w tym sezonie. Jak będą dobre to szansa na przedłużenie kontraktu zdecydowanie się zwiększa. Docierają do mnie informacje, że szefowie są zadowoleni z mojej z nimi współpracy, ale jak naprawdę będzie zobaczymy po sezonie. Myślę, że jeżeli któraś ze stron nie będzie zadowolona ze współpracy nikt tego nie będzie ciągnął na siłę.

W każdej zawodowej grupie jest pewna hierarchia, jakie miejsce Pan zajmuje w TVM?
Bycie w takiej grupie każdy traktuje, jako szansę na poprawę swoich wyników i osiągnięć. Każdy ma taki cel, ja też. Treningi z najlepszymi stwarzają mi takie możliwości. W Polsce to raczej ode mnie się uczono a tam ja mogę skorzystać z doświadczeń najlepszych łyżwiarzy świata. Mogę ich podpatrywać na treningach i zawodach a także w innych sytuacjach. Chcę posiąść wiedzę z zakresu łyżwiarstwa szybkiego, która dotychczas była dla mnie niedostępna.

Mimo jak Pan mówi postępu krajowych rywali wyniki z mistrzostw Polski wykazały, że liderem pozostaje niezmiennie Konrad Niedźwiedzki.
Oczywiście jestem zadowolony z miejsc, jakie zająłem w MP i z rezultatów, jakie na nich uzyskałem. Moim celem jednakże nie były medale, ale uzyskanie kwalifikacji na najważniejsze światowe imprezy. Udało się, a wynik, jaki uzyskałem na 1500 metrów jest dla mnie naprawdę satysfakcjonujący. To mój najlepszy rezultat w tym sezonie osiągnięty wszakże na otwartym torze a zbliżające się ME w wieloboju odbędą się właśnie na otwartym torze w Collalbo. Celem była kwalifikacja na ME i MŚ w wieloboju i na dystansach. Udało się go zrealizować w stu procentach. Nie wiem, jakie były preferencje moich kolegów z kadry, ale ja celuję w najważniejsze imprezy. Owszem zawody pucharowe są ważne, ale w naszej dyscyplinie liczą się przede wszystkim wyniki z ME i MŚ.

Jedzie Pan, zatem na ME na otwartym torze, zatem treningi na otwartym torze tu w Zakopanem powinny temu sprzyjać.
Myślę, że tak. Trenowałem z ojcem i z kolegami z ASZ Zakopane od czasu mistrzostw Polski do dzisiaj na zakopiańskim torze. Wierzę, że w ME zaprezentuję się dobrze. Ostatnią konkurencją wielobojowych zawodów jest bieg na 10 000 metrów z udziałem najlepszej ósemki. Mam nadzieję, że będę wśród nich. Wierzę, że co najmniej powtórzę wynik z MŚ w Calgary.

A jakie plany po ME?
Wracamy do Herenveen naszej głównej bazy przygotowań i tam będziemy szlifowali formę przed sprinterskimi MŚ. Ja oczywiście na sukcesy w nich nie liczę chodzi mi tylko o to, aby poprawić swoje życiowe rezultaty na sprinterskich dystansach.

Jak się Pan czuje w Hereenven jak kontaktuje z partnerami z grupy, jak spędza wolny czas?
Czuję się bardzo dobrze. Zawodnicy i wszyscy ludzie z klubu przyjęli mnie bardzo ciepło. Zawodnicy są z reguły w moim wieku, zatem w tym względzie nie ma między nami barier. Oczywiście jest bariera językowa, chociaż bez trudu porozumiewamy się po angielsku. Ja oczywiście uczę się języka holenderskiego. Idzie mi coraz lepiej i właściwie nie mam problemów ze zrozumieniem. Jeszcze jednak nie przełamałem tej bariery, aby swobodnie rozmawiać w ich ojczystym języku. Jeżeli chodzi o wolny czas to nie mam go zbyt wiele. Jeżeli jednak się trochę tego wolnego czasu znajdzie to wykorzystuje go na odpoczynek na relaks, na oglądanie filmów czy na słuchanie muzyki. Raczej spędzam wolne chwile w hotelu nie prowadzę życia towarzyskiego.

A co słychać u Pan w życiu prywatnym?
Przeprowadziłem się do Insbrucka i mieszkam ze swoją narzeczoną Anną Rokitą, właśnie teraz tam jadę. Właściwie skończyłem już edukację na krakowskiej AWF. Do ukończenia studiów pozostało mi jeszcze napisane pracy magisterskiej, ale to chyba już po sezonie. No i tyle.

Ryb

Komentarze







reklama