20.08.2010 | Czytano: 1479

MMKS w słowackiej lidze

Polski hokej zarządzany jest chałupniczymi metodami i zapewne długo nie wykaraska się z dołka, bo ludzie będący przy władzy przywiązani są do stolików, a co gorsza nie widzą, że szkodzą dyscyplinie, którą zarządzają. W sporcie kryteria sukcesu są bardzo proste i nie przemawiają na ich korzyść. Podhale nie myśli przyglądać się z założonymi rękoma i czekać aż cud ruszy z posad ten betonowy twór. Przekonali się na własnej skórze, że są „bardzo lubiani” w centrali i zaczęli działać.

Jak zwykle w takich okolicznościach pomocą służy Andrzej Słowakiewicz, który w zagranicznych kontaktach porusza się ze swobodą. To on na początku lat 90- tych razem z Josefem Skokanem (pracował wtedy w Nowym Targu), załatwili grupom młodzieżowym ligę słowacką, która zaowocowała sukcesami nowotarskiego i polskiego hokeja.

- Graliśmy wtedy w najwyższej lidze, z wszystkimi najlepszymi – wspomina Andrzej Słowakiewicz. – Zyskaliśmy bardzo dużo. Wyszło z tej ligi sporo zawodników, którzy potem tworzyli trzon reprezentacji młodzieżowych i seniorskiej. W mistrzostwach Europy juniorów grupy A, które rozgrywane były w Nowym Targu, dziewięciu Podhalan w niej występowało i zajęto piąte miejsce.

Przetarto szlaki, ale później „Szarotki” zepchnięto do drugiej ligi. - To nic nie dawało nam szkoleniowo, bo graliśmy często na otwartych lodowiskach. Mogliśmy się tylko chwalić, że bijemy Słowaków – śmieje się popularny „Mąka”. - W małopolskich ligach również bijemy na łeb na szyje swoich przeciwników. Wygrywanie 40:0 nie pozwala się rozwijać. Jak zmusić chłopców do ciężkiej pracy? Przecież oni po takich wynikach czują się mistrzami świata. Musieli mieć konkurencję, która sprowadzałaby ich na ziemię. Byliśmy więc skazani na Słowaków, a ci grali z nami, ale... tylko u siebie.

Teraz z Markiem Olchawski (wiceprezes MMKS) prowadzili długie negocjacje ze Słowakami, których przekonali, by przyjęli górali do najwyższej ligi. – Pięć drużyn będzie u nich występowało – wyjawia Andrzej Słowakiewicz. – W pięciu kategoriach wiekowych. Każdy zespół rozegra w sezonie 36 spotkań. Chłopcy dostaną szansę ogrywania się. Za rok trzeba zrobić kolejny krok i wrzucić do ich ligi juniorów starszych, a może nawet uda się przemycić seniorów do pierwszej ligi. Trzeba jednak nie dać plamy organizacyjnej i sportowej. Czeka trenerów sporo pracy i zmian, bo ostatni turniej w Pradze pokazał, że mamy spore braki w grze ciałem, w opanowaniu krążka, za dużo bijemy kijem i wędrujemy na ławkę kar. Trzeba zwrócić uwagę na indywidualne szkolenie, na technikę jazdy... Chłopcy będą mogli się pokazać, bo nasi sąsiedzi są nimi zainteresowani. Prowadzą prawidłowy skauting, którego u nas nie ma. Umieją wypromować zawodników. W promieniu 300 km mamy światowy hokej i powinniśmy to wykorzystać.

Andrzej Słowakiewicz był zwolennikiem Interligi. Prowadzony przez niego zespół wygrał ją i...- Spoczęliśmy na laurach - twierdzi. – Gdy nasi rywale ze Słowenii, Węgier i Austrii dogadywali się, my oglądaliśmy się na Tychy i Oświęcim. Zostaliśmy wystawieni do wiatru i teraz możemy tylko żałować. Liga ma się dobrze, a kraje w niej występujące prześcignęły nas. Gdy dołączyli się Austriacy, to można było zyskać finansowo, bo za nimi przyszli sponsorzy. Życie pokazuje, że kraje łączą się w jedną ligę. Choćby ostatni pomysł Szwedów z ligą skandynawską. Hokej staje się otwarty, więc my też nie powinniśmy się zamykać. W Pradze dowiedziałem się, że Czesi podjęli się szkoleniowego eksperymentu, by zmienić system. Do młodzieży sprowadzili po pięciu trenerów ze Szwecji i Kanady, a ich szkoleniowcy w takiej samej liczbie udali się w przeciwnym kierunki. W Polsce nie ma złych zawodników i trenerów, ale kluby są słabo zarządzane. W większości z nich rządzą ludzie przypadkowi. Nie prowadzą żadnej promocji klubu, ani zawodników i jak ognia boją się nowinek.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama