12.02.2009 | Czytano: 1543

Toruń łatwym kąskiem?

Rywalem Podhala w pierwszej rundzie play off jest TKH Toruń, zespół, który przed sezonem miał ogromne ambicje na jeden z medali. Oczywiście jeszcze może zdobyć, pod warunkiem, że przejdzie pierwszą przeszkodę, mistrza sezonu zasadniczego.

Sezon regularny nie był pomyślny dla torunian. Wszystkie zakupy okazały się nietrafne. Jak zawsze w takim przypadku winny jest trener. Toteż trenerski ster odebrano nowotarżaninowi Marianowi Pyszowi. Na mostku kapitańskim „Stalowych pierników” pojawił się fiński szkoleniowiec Jarmo Talvanen. Za nim przywędrowali dwaj rodacy – Sami Salonen i Teemu Paakkarinen. Na obronie próbowano też Szweda Erika Tägström, ale po trzech meczach szybko go przegoniono. Drużyna zaledwie lepszym bilansem bramkowym z Sanokiem zakwalifikowała się do ósemki walczącej w play off. Powinna być więc łatwym kąskiem dla górali. Przemawia za tym statystyka. W tym sezonie „Szarotki” cztery razy grały z „toruńskimi piernikami” i tylko raz przegrały 3:4 po dogrywce, pozostałe spotkania kończyły się zwycięstwami górali 5:2, 1:0 i 6:0. Tylko w Pucharze Polski torunianie wyeliminowali ekipę Milana Jančuški ( 1:4 i 3:1). Podhale 12 razy potykało się w play off z najbliższym rywalem, zawsze w ćwierćfinale, odnosząc 9 zwycięstw, raz remisując i 2 razy przegrywając.

Ostatni raz górale skrzyżowali kije z torunianami w sezonie 1997/98. Po zwycięstwie u siebie 7:3, w Toruniu musieli uznać wyższość rywala (2:4), by kolejne spotkanie wygrać w dwucyfrowych rozmiarach 10:2.

Sympatykom kauczukowego krążka z Nowego Targu najbardziej utkwił w pamięci play off z 1994 roku. Przez ligę ekipa Ewalda Grabowskiego przeleciała jak ekspres i to w stylu, którego nikt prędko nie będzie w stanie powtórzyć. W sezonie zasadniczym „Szarotki” straciły tylko punkt z Tysovią, remisując 1:1, by w pierwszym meczu play off, na własnym lodowisku przegrać z Towimorem Toruń 1:2, a katem nowotarżan okazał się Piotr Zdunek, zdobywca obydwu bramek. Kolejne mecze, to już była formalność 10:6, 15:1 i 5:3 dla Podhala, a potem kolejni rywale padali na kolana przed ekipą dowodzona przez Łotysza. Podhale w tym sezonie odniosło 41 zwycięstw, często w dwucyfrowych rozmiarach ( w finale pokonało Unię 2:0, 10:3, 9:1 i 7:3). „Szarotki” wygrały z rzędu 23 spotkania, nie przegrały 33 kolejnych meczów i odniosły aż 21 zwycięstw „poza domem”. Zaiste imponujący dorobek.

Toruń stawał Podhalu na drodze jeszcze w sezonach 1990/91 ( 8:2, 4:4, 7:0) i 1989/90 ( 8:0 i 5:3). W sumie „Szarotki” zainkasowały hokeistom z grodu Kopernika 82 gole, a straciły 30.

Do decydującej batalii hokeiści spod znaku szarotki rozpoczęli przygotowania, po trzech dniach przerwy, w sobotę tj. 31 stycznia br. Do wtorku trening odbywał się trzyfazowo. W zajęciach nie uczestniczyli powołani na zgrupowanie kadry – Krzysztof Zborowski i Tomasz Malasiński. Zabrakło też kontuzjowanych - Marka Priechodsky’ego i początkowo Sebastiana Łabuza (pachwina). W tych dniach nie uczestniczyli w zajęciach także chorzy na grypę – Maciej Sulka i Bartłomiej Gaj.

Od środy, tj. 4 lutego, trenowali tylko raz na lodzie w godzinach porannych. – Gładziliśmy formę – tłumaczy Milan Jančuška. – Było troszkę siłowni i jeden trening na lodzie. Za to spora dawka taktyki.

W poniedziałek po raz pierwszy pojawił się na lodzie Marek Priechodsky. Od ponad sześciu tygodni nie trenował na lodzie. Był okres, że jedynie na rowerku podtrzymywał fizyczną dyspozycję. Czy zdąży odbudować formę na play off? W pierwszej rundzie na pewno go nie zobaczymy. Może w kolejnych? Jeśli oczywiście ból w nodze ustąpi. Na pewno na powrót Priechodsky’ego bardzo liczy Milan Jančuška, ale… jest realistą i wie, że cud musiałby się wydarzyć.

W miniony wtorek „Szarotki” rozegrały ostatni sparing z czwartym zespołem słowackiej I ligi HC Prešov 07, wygrywając 4:1. Po tym co pokazał mistrz sezonu zasadniczego wydaje się, że kibice tej drużyny ze spokojem mogą oczekiwać na pierwsze spotkania play off.

- Nie pokazaliśmy wszystkiego, bo też kamery i podglądacze są na trybunach. Nie mogliśmy zdradzać wszystkich naszych atutów – tryskał humorem kierownik zespołu, Jacek Kubowicz.

- Taki mecz po dwutygodniowych przygotowaniach był nam potrzebny. Wynik cieszy, ale to tylko towarzyska potyczka i nie należy się podniecać. Play off rządzi się innymi prawami. Najważniejsza konfrontacja czeka nas w piątek – powiedział trener Podhala, Milan Jančuška. – Ze względu na zajęte miejsce w sezonie zasadniczym uchodzimy za faworyta w tych spotkaniach. Przestrzegałbym jednak przed lekceważeniem rywala. Play off rządzi się swoimi prawami i na pewno łatwo nie będzie. Kluczem do sukcesu będą pierwsze mecze, w dodatku u siebie. Musimy je wygrać. Mamy dokładnie rozpracowanych zawodników z Torunia, wiemy na co stać każdego, jakie popełniają błędy. Wierzę w chłopaków, że nie zawiodą mnie i sympatyków hokeja w Nowym Targu.

W przeddzień tego spotkania sztab szkoleniowy Podhala wytypował zawodników, którzy będą walczyć o 19 mistrzowska koronę. Z zespołu odpadli obrońcy – Bartłomiej Gaj i Artur Kret oraz napastnicy – Mateusz Iskrzycki i Piotr Kmiecik. – Sezon zasadniczy był dla młodych poligonem, na którym mieli okazję zaprezentować swoje walory. To one zdecydowały o tym, kto zagra w play off. Nie znaczy to, że ten, który dzisiaj ma miejsce, będzie miał go jutro – mówi Milan Jančuška.

O co walczycie? – pytam prezesa SSA Wojas Podhale, Andrzeja Podgórskiego. – O pełną pulę – pada odpowiedź. – Nie wyobrażam sobie opcji, by mistrz sezonu zasadniczego miał inne cele niż mistrzostwo Polski. Mamy mocną drużynę, bez słabych punktów, przygotowaną mentalnie do walki o tytuł. Niemniej mamy kilku przeciwników, których szanujemy, których siłę doceniamy. Chciałbym, żeby spotkania play off były świętem polskiego hokeja, żeby poziom rozgrywek i emocje im towarzyszące przyciągnęły na stadiony i przed telewizory jak największe grono sympatyków. Żeby sponsorzy odczuli satysfakcję z zainwestowanych w hokej pieniędzy.

Zapytaliśmy właściciela klubu, Wiesława Wojasa, czy liczy na powtórkę z 2007 roku? - W 2007 roku drużyna miała farta, sięgając po mistrzowską koronę. Teraz bez farta liczę na finał, bo zespół jest zdecydowanie mocniejszy. Z kim się tam spotkamy? Z Cracovią, bo te dwie drużyny uważam za najlepsze w Polsce, z najbardziej stabilnym składem i długą ławką. Niespodzianek nie przewiduję. Jeśli już to stawiałbym na Zagłębie, że pokona Stoczniowca. Tychy przejdą Naprzód, ale nie w trzech spotkaniach – prognozuje właściciel drużyny, Wiesław Wojas.


Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama