22.06.2024 | Czytano: 1837

ME. Miało być jak nigdy, a jest jak zawsze

Na Euro 2024 awansowaliśmy jako ostatni zespół, a odpadliśmy z turnieju jako pierwsi. Po zaledwie dwóch meczach! To smutne, ale prawdziwe.



 
Biało –czerwoni dołączyli do negatywnych rekordzistów EURO. Wcześniej zdarzyło się to tylko dwóm drużynom – Ukrainie (2016 r) i Macedonii Północnej (2020),
 
Po meczu z Holandią zaczęto dmuchać balonik. Swoją cegiełkę dokładali zagraniczni obserwatorzy,, a także byłe gwiazdy futbolu, które aktualnie są ekspertami. Wybuchła gorąca dyskusja, czy lepiej grać dobrze i przegrać, czy po prostu nie przegrać?  Piłka jest sportem wymiernym. Nie zdobywasz punktów, nie awansujesz. Nie kupowałem tłumaczenia, że Holendrzy są z wyższej półki, bo jeśli chcesz coś znaczyć w europejskim futbolu, to musisz  wyciągać tyle wniosków ile się da. Nawet po starciu z jedną z najlepszych reprezentacji świata.  
 
Z naszym reprezentacyjnym futbolem naprawdę jest  bardzo źle, skoro po honorowej porażce z Holandią uznaliśmy, że już jest dobrze. Niestety wniosków z tej potyczki nie wyciągnął selekcjoner Michał Probierz. Bo nie mogę pojąć dlaczego trener wymienił cztery ogniwa, które w meczu z „Pomarańczowymi” dobrze funkcjonowały. To właśnie  nowo wprowadzone  ogniowa kompletnie zawiodły. Nie zrozumiem też dlaczego Roberta Lewandowski wszedł na boisko, bo wtedy gra naszej drużyny jeszcze bardziej się posypała. Pojawił się po godzinie gry (przy stanie 1:1) i okazał się bezzębnym tygrysem, zresztą tak jak we wcześniejszych jego występach w koszulce z orłem.
 
Wejściu „Lewego”  na boisko towarzyszyły olbrzymie oczekiwania. Podyktowane wspaniałą przeszłością, magią nazwiska i osiągnięć. Ale dziś to już oczekiwania niesprawiedliwe i nieuzasadnione. Reprezentacja powoli przygotowuje się na jego odejście. Następnej  takiej szansy jak w meczu z Austrią, na zbudowanie własnej legendy, może już nie mieć. Alternatywny scenariusz na to spotkanie brzmiał jak przepis na mecz, którego mu brakuje.  Uważam, że dla „Lewego” rozdział w kadrze wydaje się zamknięty. Nic z biało –czerwonymi nie wygrał. Od dawna nic drużynie narodowej pozytywnego  nie dał.
 
 
Futbolem często rządzi przypadek, ale nie tym razem. To wypadkowa tego, co dzieje się w ostatnich latach z naszym futbolem. O sukcesie decyduje wypadkowa wielu czynników technika, taktyka, motoryka i mentalność.  W każdym tym elemencie byliśmy gorsi od Austriaków.   Słabo wyglądaliśmy motorycznie, z każdą minutą byliśmy wolniejsi, a nasze reakcja na przeciwnika była spóźniona. Rywal więc wygrywał pojedynki jeden na jednego. Mentalnie też zawiedliśmy. Mecz z Holendrami nie był pod presją, więc gra się kleiła, z Austrią był nóż na gardle i nasze gardło przeciął.  Nie da się, dwukrotnie wchodząc źle w mecz , zarówno na początku pierwszej, jak i drugiej połowy,  i wygrać.
 
Nie jestem Kolumbem i nie odkryję Ameryki pisząc, że nasza obrona jest najsłabszym ogniwem. W obu straconych bramkach z Holandią „maczał palce” Salamon, a z Austrią  obrońcy też pomogli rywalowi w zdobyciu goli.  Dawidowicz był  przy każdym straconym golu.  Okoliczności utraty goli wołają o pomstę do nieba. Przeciwnik nie miał litości, by z takich prezentów zrobić właściwy użytek.
 
- Fizycznie Austria nas pobiła tak, że szkoda słów – skomentował dla sport.pl Jan Domarski, strzelec złotej bramki na Wembley. - Oni czasem grali z nami w dziada. Jak Barcelona za najlepszych lat – dodał.
 
 Musimy być absolutnie szczerzy, a więc  takie jest nasze miejsce w szeregu. Skoro ostatni awansowaliśmy na ten turniej, to nie możemy się dziwić, że pierwsi powiedzieliśmy „Bye, bye Euro”.  A austriaccy kibice zaśpiewali nam „auf wiedersehen”. Ostatni mecz na czempionacie z Francją będzie li tylko  o zachowanie twarzy i podreperowanie nadszarpniętej reputacji.  A więc jak zwykle  w dużych imprezach z udziałem Polaków.  
 
Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama