13.03.2010 | Czytano: 1167

Lepiej grać niż odpoczywać

Taki wniosek można postawić po pierwszym finałowym spotkaniu Cracovii z Podhalem, w którym lepsi okazali się nowotarżanie. „Pasy” w tegorocznym play off grały dopiero po raz szósty, a górale już po raz jedenasty. Gospodarze mieli jedenaście dni przerwy...

- Kłopotem Cracovii może być długa przerwa. Zazwyczaj wypadnięcie z rytmu meczowego nie wpływa dobrze na hokeistów – mówił przed meczem były zawodnik Cracovii, Roman Steblecki.

Miał rację. Od pierwszego gwizdka odniosło się wrażenie, że gospodarze nie wiedzą w jakiej znajdują się dyspozycji. Niby atakowali - bo taka była rola faworyta, który w dodatku występuje na własnej tafli - ale robili to bez przekonania i bardzo chaotycznie. Akcje nie miały tempa, były rwane. To samo można było powiedzieć o przyjezdnych w pierwszych 20 minutach. Podhalanie umiejętnie się bronili, a Zborowski wyłapywał strzały przeciwnika oddawane z dystansu. Największy sprawdzian przeszedł przy dwóch uderzeniach Csoricha w niebieskiej linii. Oba zespoły nie potrafiły wykorzystać dwóch liczebnych przewag, nawet porządnego „zamka” nie udało im się założyć, nie mówiąc już o stworzonych sytuacjach, czy strzałach, a trener Cracovii, Rudolf Rahaček mówił przed spotkaniem. - Przerwę wykorzystaliśmy na doskonalenie gry w przewagach i osłabieniu.

Obaj szkoleniowcy po meczu przyznali, iż przełomowym momentem meczu była 37 minuta, kiedy w odstępie 39 sekund przyjezdni zdobyli dwa gole. Szczególnie drugi został podarowany Kapicy przez Radziszewskiego. Najmłodszy na tafli 17 – letni Damian Kapica wybrany został MVP meczu. – Wstrzeliłem krążek do tercji, a resztę wykonał Radziszewski. Cieszymy się ze zwycięstwa i w kolejnych meczach będziemy chcieli udowodnić, iż awans do finału nie był przypadkowy. Mam nadzieję, że równie dobrze będziemy realizować założenia taktyczne. Na rewanż jedziemy jeszcze bardziej skoncentrowani, podbudowani wygraną, z jeszcze większą chęcią wygranej – powiedział.

W pierwszych minutach trzeciej tercji sędziowie w kilku sekundowych odstępach wykluczyli trzech zawodników Podhala. Cracovia wtedy zdołała „złapać” kontakt, ale cudowna akcja Baranyka, który zza bramki podał Koluszowi przywróciła nowotarżanom dwubramkowe prowadzenie. Chwilę później mogło być po sprawie, gdyby Kolusz wykorzystał rzut karny.

- Mogłem jeszcze chwilę poczekać, by „Radzik” bardziej położył się na lodzie i dopiero strzelić pod poprzeczkę, a nie w bok – mówi Marcin Kolusz. – Cieszę się, że udało się dowieźć zwycięstwo do końca. Wolę nie myśleć, gdyby krakowianie wyrównali. Po głowie wtedy kołatałyby się myśli, że gdybym wykorzystał karnego, to byłoby po meczu.

- Seria dopiero się rozkręca. Niemniej wygraliśmy ważny mecz. Odrobiliśmy bonus, w dodatku na lodzie faworyta. Do sobotniego meczu przystąpimy z takim samym nastawieniem. Już z Tychami pokazaliśmy, że potrafimy regenerować siły na tyle, by podjąć kolejną walkę – mówi zdobywa pierwszego gola, Piotr Kmiecik.

Bohaterem w nowotarskim zespole był „Zbora”. Wybronił sporo soczystych strzałów. – Mecz walki – twierdzi Krzysztof Zborowski. – Aż do ostatniej sekundy wynik był na styku. „Pasy” do końca dążyły do zmiany niekorzystnego rezultatu i trzeba było się mieć na baczności. Koledzy, którzy zdyscyplinowanie grali przez 60 minut wytrzymali w końcówce „ciśnienie”.

Stefan Leśniowski, Kraków

Komentarze







reklama