07.03.2010 | Czytano: 1103

Cofnięto zegar

MMKS ukończył rozgrywki na 14. miejscu. Zwycięstwo 3:0 na własnym lodowisku nie wystarczyło. Legia w stolicy wygrała w wyższych rozmiarach, przy czym ostatniego gola, decydującego o losach dwumeczu, zdobyła w kontrowersyjnych okolicznościach.

- Dziwny był to mecz – relacjonuje szkoleniowiec MMKS, Jacek Szopiński. - Wynik wskazywałby na łatwe zwycięstwo gospodarzy. Tymczasem w przekroju całego spotkania byliśmy stroną przeważającą. Niestety w hokeju nie przydziela się punktów za wrażenia artystyczne, tylko za gole. Tych niestety nie potrafimy zdobywać, mimo iż mieliśmy ku temu multum wyśmienitych sytuacji. Skuteczność była w tym sezonie naszą piata Achillesową.
Podhale objęło prowadzenie i miało kilka wyśmienitych sytuacji, by szybko rozstrzygnąć losy dwumeczu. Niestety kolejnym mankamentem w grze „Szarotek” jest zabawa z krążkiem we własnej tercji i wynikające stąd prezenty. Przeciwnik dwa wykorzystał z zimną krwią. A zaraz na początku drugiej tercji warszawiacy podwyższyli na 3:1.
- Potem doszliśmy do głosu – mówi Jacek Szopiński. – Aż głowa boli ile zmarnowaliśmy wyśmienitych sytuacji. Zdobyliśmy tylko jednego gola. Przeciwnik próbował nas „brać” na kontrę. Po jednej z nich w sytuacji sam na sam faulowany był jeden z warszawiaków i arbiter podyktował rzut karny. Niesłuchowski go obronił. Złapaliśmy kontakt i wydawało się, że lada moment padnie wyrównanie. Tymczasem w ostatniej minucie odsłony sami strzeliliśmy sobie gola do szatni. Straciliśmy krążek we własnej tercji. Gospodarze otrzymali kolejny od nas prezent. Również trzecią tercję źle rozpoczęliśmy, od straty gola. Szkoda. Wyszliśmy z szatni mało skoncentrowani. Potem jeszcze Cecuła, za atak z tyłu otrzymał 2 +10 minut kary. Dużo łapaliśmy kar. Mimo gry w osłabieniu byliśmy stroną atakującą. Niestety skuteczność się nie poprawiła. Tymczasem grając w przewadze, 76 sekund przed zakończeniem meczu, Bepierszcz znalazł się w sytuacji sam na sam i Niesłuchowski obronił. Gra toczyła się nadal. Zawyła końcowa syrena i sędzia poszedł analizować sytuacje na wideo. Analiza trwała ok. 20 minut. Po tym czasie arbiter wskazał na środek lodowiska. Stwierdził, iż Niesłuchowski obronił, ale... miał rękę w bramce. Większość obserwatorów była innego zdania. Cofnięto zegar i dogrywaliśmy spotkanie. Ponieważ jeden z warszawiaków powędrował na ławkę kary wycofałem bramkarza i w szóstkę atakowaliśmy bramkę. Zabrakło szczęścia. Neupauer trafił w słupek, potem „guma” tańczył w polu bramkowym, ugrzązła w gąszczu nóg i padła łupem bramkarza.

Legia Warszawa – MMKS Podhale Nowy Targ 6:2 (2:1, 2:1, 2:0)
1:0 – Cecuła – K. Kapica (2:44),
1:1 – Komorski – Bepierszcz (6:07),
2:1 – Jabłoński – G. Rostkowski – Wiśniewski (14:39),
3:1 – Wiśniewski – G. Rostkowski (27:58),
3:2 – Kos – W. Bryniczka (30:18),
4:2 – Bułanowski (39:41),
5:2 – Grabarczyk – Floriańczyk (41:06),
6:2 – Bepierszcz (58:44).

MMKS Podhale: Niesłuchowski; K. Kapica – Cecuła, Wróbel – W. Bryniczka, Gacek – Marek; Wcisło – Neupauer – Michalski, Kos – Puławski – Szumal, Nenko, Tylka. Trener Jacek Szopiński.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama