22.02.2010 | Czytano: 1885

Przekwalifikowany na środkowego

Bartłomiej Augustyn, unihokeista nowotarskiej Szarotki, został wybrany do drużyny „gwiazd” kwalifikacyjnego turnieju do mistrzostw świata. Świetną postawą na boisku dołożył „cegłę” do historycznego awansu drużyny narodowej do grona najlepszych w świecie.

W samych superlatywach o jego grze wypowiadali się fachowcy i zawodnicy grający z nim w piątce. – To reżyser gry, najlepszy polski środkowy. Wszystko widział na boisku, dogrywał świetne piłki, a ponadto angażował się w grę obronną – to słowa kolegi z ataku Piotra Kosteli, który z jego podań zdobywał bardzo ważne gole z Duńczykami i Francuzami.

- Bez Piotrka i pozostałych kolegów na pewno nie znalazłbym się w All Stars – twierdzi Bartłomiej Augustyn. – To gra zespołowa i każdy trybik tego silniczka musi pracować idealnie, by były tego wymierne efekty. Z Kostelą świetnie mi się grało, bo to niezwykły gracz, który potrafi prawie wszystko skończyć. Moja nominacja do zespołu gwiazd, to także zasługa kolegów z obrony – Artura Kasperka i Michała Dziurdzika, którzy mieli oczy wokół głowy i swoimi dokładnymi podaniami uruchamiali atak.

Świetnie rozumieli się z Kostelą. Były momenty, że grali na pamięć, jakby od lat tworzyli nierozerwalny duet. Tymczasem na co dzień występują różnych klubach Nowego Targu.

– Znaleźliśmy wspólny język na treningach w...Szarotce. To nie kawał. To nie to co myślicie, Piotrek nie zmienił barw klubowych – śmieje się Bartek Augustyn – tylko chciał z nami potrenować przed kwalifikacyjnym turniejem, bo Górale mieli mało zajęć.

Odkąd pamiętam Bartka, to zawsze grał na skrzydle. Tymczasem w kadrze został przemianowany na środkowego.

- Szwedzcy trenerzy po czterech konsultacjach kadry przekwalifikowali mnie na środkowego – mówi Bartłomiej Augustyn. - Pokazali mi gdzie i jak się ustawiać na boisku, by nie tracić sił na bieganie, a jednocześnie umożliwić lepszą komunikację z partnerami. Nasz sukces to w głównej mierze „sprawka” szwedzkich trenerów reprezentacji. To niezwykle wysokiej klasy specjaliści, z kraju, który najwięcej razy zdobywał złote medale mistrzostw świata. Pokazali nam szkołę, którą preferują najlepsi na świecie. Od razu Krakowa nie zbudowano i nie zdążyli nam wpoić wszystkich nowinek, ale pokazali wystarczająco dużo, by awansować do grona najlepszych w świecie. Pokazali jak mamy grać ekonomicznie. Rozpracowali naszych rywali i nakreślili na nich skuteczną taktykę. Kolejnych korepetycji udzielą nam podczas planowanych turniejów Polish Open, które mają nas przygotować do grudniowego czempionatu globu. Awizowany jest przyjazd bardzo mocnych ekip, z czołówki światowej. Będzie przedsmak tego co nas czeka w Finlandii. Marzy nam się wyjście z eliminacyjnej grupy i gra w ćwierćfinale. Na pewno stać nas na to, pod warunkiem, że w klubach świetnie przygotujemy się fizycznie. O taktykę się nie martwię, bo trenerzy udowodnili, że wiedzą co robią.

Awans drużynie polskiej nie przyszedł łatwo. Ściany nie pomagały. Trzeba było po prostu z gardła wyrwać zwycięstwa przeciwnikom.

– Każdy przyjechał z chęcią znalezienia się w dwójce szczęśliwców, którzy otrzymają paszport do Finlandii – mówi Bartek. - Nie było zmiłuj się. Walka szła na całego, głównie z Duńczykami i Francuzami, chociaż Belgowie też się nam postawili. W najważniejszym meczu z trójkolorowymi zawiodła nas skuteczność. Być może spowodowane to było ubytkiem sił, bo zużyliśmy je z Duńczykami Sam zmarnowałem kilka wymarzonych okazji. Dopiero w drugiej tercji gra toczyła się już po naszej myśli.

Augustyn do unihokeja trafił przez przypadek. – Jak każdy malec w naszym mieście fascynowałem się hokejem – przyznaje. – Grałem w hokeja z chłopakami na ulicy, w lecie kopałem futbolówkę. W szóstej klasie podstawówki Kaczor i Lolek ( czyli Michał Dziurdzik i Grzesiek Skrzypiec - przy. SL) szukali zawodników do drużyny na zawody międzyszkolne. Zgłosiłem się. Zagrałem za lizaki i traktowałem to jako zabawę. Dopiero gdy trafiłem pod skrzydła Ryszarda Kaczmarczyka, który prowadził świetne i ciekawe treningi, unihokej mnie wciągnął. Bardzo dużo mu zawdzięczam. Potem trafiłem do najlepszej drużyny w kraju, Szarotki. Trudno było się przebić, ale nauka od największych gwiazd nie poszła na marne. 

 Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama