- Moje dobre statystyki, to efekt świetnej współpracy w kolegami z formacji – mówi czeski napastnik. - Świetnie się rozumiemy, co zresztą widać w klasyfikacji kanadyjskiej. Nie tylko ja jestem w szpicy, ale także Martin Voznik i Viktor Kubenko.
To nie jedyne wyczyny Baranyka w tym sezonie, który wybrany został MVP sezonu zasadniczego w Podhalu. 19 grudnia 2008 roku zdobył jubileuszową setną bramkę w barwach Podhala. Jego drużyna potykała się wtedy ze Stoczniowcem i wygrała 2:0. Było to trafienie… stadiony świata. Nic więc dziwnego, że media temu wydarzeniu poświeciły wiele miejsca.
Rzecz miała miejsce w 56 minucie, gdy jego zespół grał w liczebnym osłabieniu. Baranyk wykorzystał nieporozumienie Skutchana z obrońcami, przechwycił krążek w tercji środkowej i w sytuacji sam na sam… przełożył czarny kauczukowy przedmiot na backhand, ale – ku zaskoczeniu nie tylko Odrobnego – nie oddał strzału. Bramkarz gości instynktownie poszedł za zwodem najlepszego strzelca ligi. A ten, cofnął „gumę”, przepuścił ją między nogami, a wraz z nią powędrował tam także kij. Potem…strzałem w odkryty róg bramki pokonał reprezentacyjnego golkipera. – Miałem ten manewr przygotowany w głowie. Mimo, iż pozycja była niewygodna, nie na tą rękę, zdołałem ją wykorzystać – mówił na gorąco szczęśliwy strzelec gola.
Ten sam Odrobny nabrał się jeszcze raz, ale na inną sztuczkę „Barana”. Tym razem przy wykonywaniu rzutu karnego. Napastnik Podhala w ostatniej chwili zrobił obrót o 360 stopni i wpakował „gumę” w pusty róg gdańskiej bramki.
– Po prostu udało się. Było miejsce i czas na wykonanie obrotu, więc krążek znalazł się w siatce. Już w ubiegłym sezonie próbowałem w ten sposób zaskoczyć golkipera, ale wtedy trafiłem w słupek. Jeśli dobrze się sztuczkę wykonana, to bramkarz nie da rady złapać krążka. Jest nie do rozszyfrowania. Nie można jej jednak stosować w każdym meczu. Trzeba działać przez zaskoczenie.
Jeśli się jest najgroźniejszym strzelcem, to jest się narażonym na bezpardonowe wejścia przeciwnika. Takiego gracza trzeba wyeliminować z gry. „Baran” jest szybki, zwinny i nie łatwo go „uszkodzić”. „Łowcy” jednak nie ustawali w tropieniu „zwierzyny”. Wreszcie, podczas meczu pod Wawelem, dopadli najgroźniejszego snajpera ligi. Obrońca Pasów” Martin Dudaš brutalnie zaatakował nowotarskiego snajpera i ten wylądował w szpitalu ze złamanym nosem. Arbiter uznał, iż faulu nie było.
- Oglądałem wielokrotnie ten moment w telewizji i nie mam najmniejszej wątpliwości, iż było to nieczyste wejście – mówi z przekonaniem Milan Baranyk. - Czasami zdarzają się takie sytuacje. Nie mam pretensji do Martina, z którym kiedyś grałem w jednej drużynie. Mogło się to przydarzyć każdemu z nas. Jednak od momentu złamania nosa niezbyt dobrze się czuję. Mam problemy z formą. Mam nadzieję, że ostatnie treningi przed play off pomogą mi wrócić do dyspozycji sprzed kontuzji.
Ta sytuacja nie dawała i nie daje spokoju nowotarskiej gwieździe. Gdy arbiter Meszyński zjawił się w Nowym Targu, panowie dość długo dyskutowali na ten temat. – Nic nowego nie ustaliliśmy w tej sprawie. Zostaliśmy przy swoich opiniach. Sędzia i obserwator spotkania stwierdzili, iż faulu nie było. Tylko dlaczego miałem nos złamany? Jeśli to co widziałem na ekranie telewizora było w ramach przepisów, to jestem ciekaw, co będzie się działo w play off. Mogę też tak grać, ale czy miałoby to jakiś sens? W Czechach zawody prowadzą profesjonalni arbitrzy. Dla nich to nie tylko zarobek, ale ogromny zaszczyt i prestiż prowadzenia zawodów na najwyższym szczeblu. Polscy sędziowie twierdzą, że to nie jest ich podstawowe i najważniejsze zajęcie. Jaki więc oni zawód wykonują, skoro gardzą 5 tysiącami złotych miesięcznie za gwizdanie?
Baranyka można nazwać już weteranem polskich lodowisk. Przez tyle lat wyrobił sobie opinie o polskiej lidze. – Gdy w wieku 23 lat zawitałem do polskiej ligi, to bardzo mało było w niej obcokrajowców. Poziom był taki sobie, ale nie najwyższy. Obecnie napływ stranieri podniósł go. Sporo jest meczów na styku, w których losy pojedynku nie są znane do ostatnich sekund.
Czeski snajper jest przekonany, iż wspólnie z kolegami będzie w marcu świętować mistrzostwo Polski. – Chcemy wygrać. Będziemy robili co w naszej mocy, by zdobyć kolejny tytuł mistrza kraju dla Nowego Targu. Pierwsza przeszkoda nie będzie łatwa. Z Toruniem mamy swoje porachunki, choćby za Puchar Polski. Jeśli myślimy o mistrzostwie, to nikogo nie możemy się bać.
Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcie Marcin Zapała