03.02.2021 | Czytano: 7449

Dokąd zmierzasz polski hokeju?

Szefowie polskich klubów zakochali się w hokeistach, którzy nie mają polskiego paszportu. Wagonami do nas ich sprowadzili, by za wszelką cenę odnieść sportowy sukces.


 
 
On nie wszystkim jest dany. Tylko ci, którzy mają dobry skauting -  o takim w polskim hokeju głucho -  mogą na koniec wypić szampana.  Ci, którzy ściągnęli do siebie dobrych graczy, a nie szrot. A tego pierwszego  w naszych klubach jest jak na lekarstwo.  Ekscytujemy się, że trafiają do naszych klubów zawodnicy z bogatym CV, że grali w KHL czy NHL, ale kiedy to było. W sporcie taki czas określa się latami świetlonymi. Wszyscy się ekscytujemy, że podniósł się poziom polskiej ligi, ale też zapominamy, że polscy hokeiści spychani są na margines. W meczach czołowych drużyn widnieją dwa, trzy nazwiska polskie. Oczywiście „ na stanie” w klubie jest ich więcej, ale często oglądają mecze swoich drużyn z wysokości trybun bądź w internecie.   Liga open zabija polski hokej! To trzeba sobie jasno powiedzieć. Proporcje między Polakami i obcokrajowcami zostały zachwiane.    Ci, którzy się cieszą, że w klubie mają „super” obcokrajowców, muszą zrozumieć, że to co ich włodarze wyczyniają nie wróży dobrze polskiemu hokejowi. Ten wyścig „zbrojeń” do niczego dobrego nie doprowadzi.  
 
Łaska kibica na pstrym koniu jeździ. Najlepszy przykład z nowotarskiego klubu. Kibice, działacze  Podhala  zawsze psioczyli, że Rudolf Rohaczek z profesorkiem tylko żerują na innych. Wręcz byli oburzeni jego dzialaniami. Nie tylko w Nowym Tragu, ale także fani innych drużyn. Że Rudi tyle lat jest w naszym hokeju i nie wychował żadnego polskiego hokeisty, a  przed play off profesor wykłada kasę i buduje  mu nową drużynę opartą wyłącznie na obcokrajowcach.  Tymczasem  Podhale zrobiło to samo  w poprzednim sezonie mając w składzie 18 stranieri. Poszło drogą wytyczoną dokładnie przez bossów Cracovii.  Więcej, teraz co spadnie z pańskiego stołu  „Pasów”  to trafia do Podhala.
 
Są wielkie powody do zmartwień, bo w lidze open jest więcej obcych niż naszych.  Za kilka lat nie będziemy mogli wystawić reprezentacji do turniejów o mistrzostwo świata.  A przecież drużyna narodowa jest wizytówką dyscypliny, decyduje o jej  prestiżu i jakości. Co o sytuacji w naszym hokeju sądzą nasi eksperci, byli reprezentanci kraju?  Panowie: dokąd zmierza polski hokej?
 
Gabriel Samolej: - To co wyprawiają prezesi, to dramat. Podejrzewam, że po mojej wypowiedzi ujawnią się hejterzy, czyli młodzi ludzie, którzy nie mają zielonego pojęcia, co z tego w przyszłości wyniknie. Choć coraz więcej jest takich co przejrzeli na oczy. Jak ktoś myśli, że podniesie to poziom polskiego hokeja, to jest w wielkim błędzie. A argumenty, że obcokrajowcy są tańsi, niech wszyscy włożą między bajki. Mam kontakt z młodzieżą i wiem, że coraz mniej mają motywacji do uprawiania tego sportu, bo zdają sobie sprawę, że przy aktualnej polityce klubów, nie dostaną szansy gry w pierwszym zespole. Przykład Torunia jest dla mnie dramatem. Podczas wczorajszego meczu w ich składzie było tylko trzech Polaków. Tu nie chodzi o dobro polskiego hokeja, ale o wynik. To jest przyzwolenie działaczy. Cracovia, to kolejny przykład niszczenia polskiego hokeja.  W ostatnim okienku transferowym zakontraktowała dziewięciu stranieri, a ma ich na stanie bodajże 22!  Wiemy kto jest za to odpowiedzialny, góra. Związek podjął decyzję, że liga jest open. Niedługo obudzimy się z ręką w nocniku, chyba, że komuś zależy, by z reprezentacją jeździć na wyspy Hula - Gula. Wstydziłbym się dopuścić do takiej sytuacji. Gdybyśmy byli Kanadą, Stanami Zjednoczonymi,  to na ligę open moglibyśmy sobie pozwolić, bo jest tam armia własnych hokeistów.   W naszej sytuacji  jest to nierealne.  Powtórzę, jest to niszczenie polskiego hokeja.
 
Jacek Kubowicz:- Ligowej rywalizacji towarzyszą dwa odmienne uczucia. Cieszymy się, że poziom się podniósł, ale nie aż tak bardzo, żeby piać z zachwytu. Na pewno nie jest wyższy niż dwa lata temu. Jeżeli sprowadzamy zawodników z drugiej czy trzeciej ligi, to na pewno  coś sobą reprezentują.  Tym bardziej, iż trenują już 20 lat,  zwiedzili pół Europy i zagrali w kilkunastu klubach. Jakiś poziom klubowy trzymają, tylko szkoda, że  kosztem naszego miejskiego i narodowego hokeja. Jeszcze może przez kolejne trzy lata będzie miał kto grać w reprezentacji, ale potem… Będzie tak jak 15-20 lat temu. Połowa reprezentacji będzie z jednego klubu, teraz z JKH, bo tam polityka jest prowadzona prawidłowo.  Pozostałe kluby ogarnął szał zakupów. Wątpię, czy to pójdzie w dobrą stronę. Już 5- 7 lat temu, gdy obcokrajowców było znacznie  mniej, trenerzy kadry narzekali, że nie mają z kogo wybrać reprezentacji. A wybierali 20 z 35 graczy.  Teraz będą musieli wybrać 23 z 25. Kto będzie żywy po sezonie, kto będzie mieć chęć, siłę, zdrowie i dogada się z prezesami, to znajdzie się w drużynie narodowej. A jeśli uzna, że ma 50 meczów w nogach i musi odpocząć? Wtedy podziękuje. Zła polityka centrali  do tego dopuściła.  Ktoś powie, że są jeszcze prezesi klubowi.  Tylko jak pokazuje życie popierają ten projekt.   Nie  zależy im na polskim hokeju. Tylko na hokeju klubowym, danego miasta i w danym sezonie. Nie patrzą perspektywicznie. Takich zawodników jakich ściągają, to  śmiem twierdzić, że co roku będziemy mieli na pęczki. Będą lepsi i gorsi, ale zawsze tych drugich jest więcej o czym świadczą roszady. Dwa tygodnie jest gracz, rozegra dwa mecze i fora ze dwora. Przychodzi kolejny i kolejny.  Prezesi mieszają jak w kotle czarownic.  Są kraje, w których ligi nie grają, albo w okrojonych rundach i dlatego zawodników na rynku jest więcej. Da się ogłoszenie do internecie i w ciągu godziny zgłasza się dziesięciu. Prezesi nie myślą o polskim hokeju. Oni zatrudniają kosztem swoich zawodników. Jak staruje liga, to pół na pół jest Polaków i obcokrajowców. Im bliżej play off, to mamy trzech, czterech, góra pięciu Polaków w składzie.  Więc jakie to jest dbanie o polski hokej? To, że związek dał furtkę do takich działań, to nie znaczy, że trzeba ją do bólu wykorzystać. Działacze za wszelką cenę chcą zdobyć sukces. Jestem ciekaw, czy prezesi znają z nazwiska wszystkich zawodników, których zatrudnili, skoro  po dwóch tygodniach ich zwalniają i zatrudniają nowych. Dla kibica zapamiętanie nazwisk i ich CV, graniczy z cudem.
 
- Nie martwi was postawa „Szarotek”, a przede wszystkim ich słaba skuteczność? W trzech ostatnich potyczkach zdobyli tylko jednego gola.
 
Gabriel Samolej: - Martwi. Podhale nie wykorzystuje przewag, mało strzela goli. Jeszcze nie przekroczyło stu bramek, co w historii klubu się nie  zdarzało.  Brakuje dwóch bramek i mam nadzieję, że setkę przekroczą. W trzech meczach jeden gol, to jest coś nie tak. Ale z ostateczną oceną poczekam do play off. W ubiegłym sezonie zajęliśmy w sezonie zasadniczym trzecie miejsce i były wielkie aspiracje. Co z tego wyszło, wszyscy doskonale pamiętamy.  W tym roku niżej siódmego miejsca nie zejdziemy. Jeśli udałoby się przejść pierwszą rundę, to będzie sukces.
 
Jacek Kubowicz: - Skuteczność nie jest naszą mocną stroną. Ponad sto goli  strzelaliśmy w sezonie. Teraz do setki brakuje dwóch.  Przewag też nie wykorzystujemy. Szkoda. Miejsce też nie jest adekwatne do potencjału.  Liczyłem, że będziemy się kręcić koło piątego miejsca, a nie siódmego. Startując do play off  z siódmego czy  szóstego miejsca, to będzie nas  czekać trudna przeprawa.
 
Stefan Leśniowski  
 

Komentarze







reklama