08.04.2020 | Czytano: 11431

Ocalić od zapomnienia. „Archanioł Gabriel” w zespole Gwiazd

- To był mój wspaniały dzień. Miałem niesamowite szczęście, że mogłem w takim meczu wystąpić, na inaugurację igrzysk olimpijskich i przed 24-tysięczną wspaniała publicznością – mówi Gabriel Samolej.

 
 
W 1988 r. zimowe igrzyska odbywały się w Calgary. Polscy hokeiści zmagania zaczęli od potyczki z Kanadą - gospodarzem i faworytem turnieju. Ekipa spod znaku „Klonowego liścia” była w natarciu przez cały mecz, ale gola strzeliła tylko jednego, bo w hali Saddledome cudów dokonywał Gabriel Samolej. Amerykański dziennik US Today napisał potem, że w polskiej bramki strzegł „Archanioł Gabriel”.
 
Gospodarze liczyli na wysoką wygraną, a zdobyta w 5 minucie przez Habscheida bramka tylko ich  w tym  upewniła. Tymczasem mijały minuty, a wynik na tablicy świetlnej  nie zmieniał się. Kanadyjczycy wychodzili wprost ze skóry, żeby pokonać polskiego bramkarza, ale ten wszystkie krążki wyłapywał lub odbijał. Hokeiści „Klonowego liścia” łapali się za głowę, bo nie mogli pojąć jak czarny kauczukowy przedmiot zamiast do siatki wpadał do „raka”  wychowanka Podhala lub był odbijany potężną odbijaczką, bądź zatrzymywał się na jego parkanach.

 
- Ciarki mnie  przeszły, gdy w dniu meczu dowiedziałem się, że stanę w bramce przeciwko wielkiej Kandzie – wspomina po latach. -  Z drugiej strony ucieszyłem się, bo zagrać w meczu przeciwko Kanadzie, którą uważam za najlepszą na świecie i dążę sympatią Kanadyjczyków.   Muszę przyznać, że szansę gry w inauguracyjnym występie naszego zespołu otrzymałem, tylko dlatego, że Franciszek Kukla został kontuzjowany podczas turnieju na Alasce. W przeciwnym razie, jestem przekonany, że on stanąłby między słupkami.
 
Calgary z przesiadką na Alasce
 
 W drodze do Calgary biało –czerwoni na 10 dni zatrzymali  się na Alasce, gdzie rozgrali turniej, grając  m.in. z Czechosłowacją, która…. -  Potem obarczyła nas za niepowodzenie w olimpijskim turnieju. Nasi południowi sąsiedzi uznali, że graliśmy ostro i ich porozbijaliśmy – opowiada Gabriel Samolej. -  Ich media „płakały”, że Polacy grali zamknęli im drogę do medalu. W tym czasie często potykaliśmy się z możnymi świata hokejowego i nie baliśmy się konfrontacji z nimi.
 
Na Alaskę trenerzy Leszek Lejczyk i Jerzy Mruk zabrali ze sobą trzech golkiperów.  Pojechał  Franciszek Kukla, Andrzej Hanisz i Gabriel Samolej.  Podczas sparingu z zespołem z AHL Kukla dostał w kolano i uraz wyeliminował go z igrzysk. Zabronił tylko  w ostatnim meczu z Austrią, lecz po trzech puszczonych bramkach Samolej  stanąłem między słupkami. 

 
- Nie ukrywam, że spotkanie z Kanadą było dla mnie wielkim przeżyciem – wyjawia nasz bohater. -   Koncentracja przed meczem była niesamowita. Gdy wyjechaliśmy na rozgrzewkę 24 tysiące  gardeł owacyjnie przywitały obie drużyny.  Nie zabrakło  Polonusów.  Miejscowi fani  spodziewali  się wysokiej wygranej swojej drużyny. Myśmy byli bardzo dobrze przygotowani do tego turnieju. Nikt nie spodziewał się, że powalczymy z Kanadą. Zaczęliśmy mocno skoncentrowani. Skupiliśmy się na obronie i kontratakach. Ważne były pierwsze minuty. Kanadyjczycy rzucili się na nas i w 5 minucie Habscheid mnie pokonał. Nota bene zrewanżowałem się mu podczas turnieju finałowego o Puchar Europy. Wygraliśmy 2:1 z mistrzem Szwajcarii w barwach, w których występował. Wydawało się, że Kanadyjczycy, pójdą za ciosem i odeślą nas z dwucyfrowym bagażem bramek.  Tymczasem  wszystko mi wychodziło. Miałem w karierze kilka takich spotkań, ale to było szczególne. Wszystko broniłem i z każdą minutą, z każdą udaną interwencją stawałem się coraz bardziej pewniejszy. Kanadyjczycy nacierali z dużą siłą na nas, ale myśmy też mieli sytuacje.  Strzał  Krystiana Sikorskiego odbił się od poprzeczki i zatańczył na linii bramkowej bramki strzeżonej przez Andy Mooga. Serca na chwilę nam się  zatrzymały. Uwierzyliśmy, że można doprowadzić do remisu (nie było wtedy dogrywek – przyp. aut). W ostatniej minucie wybroniłem setkę. Radość po spotkaniu była niesamowita, chociaż brzmi to dziwnie, ale mieliśmy niedosyt. Byliśmy blisko zdobycia punktu. Pamiętam radość Polonii. Wielka radość zapanowała w wiosce olimpijskiej. Wszyscy nam gratulowali, ja byłem najszczęśliwszym człowiekiem. Czułem się podczas igrzysk nie do końca wykorzystany, bo złapałem świetną formę i mogłem bronić we wszystkich  spotkaniach.  Trener Leszek Lejczyk  miał inną koncepcję.
 
Barszczyk z krokietem
 
W swoim drugim meczu biało-czerwoni walczyli ze Szwedami, a bohater pojedynku z Kanadą… siedział na ławce rezerwowych. Selekcjoner Leszek Lejczyk zdecydował, że Gabriel Samolej i Andrzej Hanisz będą bronili na zmianę. Przeciwko ówczesnym mistrzom świata grał zatem ten drugi. Bronił zresztą bardzo dobrze. Mecz zakończył się remisem 1:1.

W kolejnym starciu  Polska pokonała Francję, a Samolej znów grał jak z nut. Gdy Polacy  szykowali się do kolejnego meczu ze Szwajcarią, który mógł przybliżyć biało-czerwonych do awansu do rundy finałowej. Kilka godzin przed rozpoczęciem meczu, gdy do trenera została wezwana rada drużyny – Henryk Gruth i Jerzy Potz.  Dowiedzieli się,  że  Jarosław Morawiecki został przyłapany na dopingu. Przyłapany pokrętnie się tłumaczył się, że wypił barszczyk i zjadł krokieta będąc z wizytą u Polonusów. Sugerował, że w tym posiłku ktoś dorzucił mu niedozwolone środki.  Niesmak pozostał.  Przez jego wpadkę Polacy stracili gole i punkty zdobyte w meczu z Francją. Stracili też niepowtarzalną szansę na wielki sukces. To był szok dla całej ekipy. Po takich wieściach w meczu ze Szwajcarami z Polaków uszło powietrze.  



– To była najlepsza drużyna jaką kiedykolwiek wysłaliśmy na igrzyska. Gdy nie wspomniana historia, weszlibyśmy do czołowej czwórki – twierdzi Gabriel Samolej, najlepszy bramkarz turnieju według prestiżowego niemieckiego magazynu „Eishockey”.  „Gabryś” został wybrany do All Stars turnieju przez ten magazyn. W trakcie turnieju zaczęli się nim interesować menedżerowie z najlepszej ligi świata. Samolej był o krok od NHL. Byli to przedstawiciele Calgary Flames, Boston Bruins i Edmonton Oilers, czyli absolutnie czołowych drużyn w tamtym czasie.  



–  Obawiam się czy moi młodsi koledzy będę mogli kiedykolwiek wystąpić w takim meczu, podczas takiej imprezy. Wiadomo jaki obecnie jest nasz hokej.  Nasi co prawda przebrnęli pierwszy etap kwalifikacji, ale będzie im ciężko pojechać na igrzyska – westchnął sobie bohater z Calgary.  


Kanada – Polska 1:0 (1:0, 0:0, 0:0)
Polska: Gabriel Samolej – Jerzy Potz, Henryk Gruth, Andrzej Świątek, Marek Cholewa, Robert Szopiński, Andrzej Kądziołka – Leszek Jachna, Janusz Adamiec, Piotr Kwasigroch,  Roman Steblecki, Jarosław Morawiecki, Krzysztof Podsiadło,  Marek Stebnicki, Jerzy Christ, Krystian Sikorski, Ireneusz Pacula, Mirosław Copija, Jacek Szopiński. Trenerzy Leszek Lejczyk i Jerzy Mruk.
Kanada: Andy Mogg – Chris Felix, Randy Gregg, Serge Roy, Gord Sherven, Tim Watters, Trend Yawney, Zarley Zapalski - Ken Berry, Serge Boisvert, Brian Bradley, Marc Habscheid, Robert Jovce, Vaughn Karpan, Merlin Malinowski, Jim Peplinski, Wally Schreiber, Tony Stiles, Steve Tambellini, Claude Vilgrain, Ken Yaremchuk.
 
Stefan Leśniowski 
 

Komentarze









reklama