13.01.2010 | Czytano: 1146

Nie okazje, lecz bramki

- Wszyscy byliśmy wkurzeni po meczu, bo przegraliśmy go na własne życzenie. Zgubiły nas kary – mówi trener MMKS Podhale, Jacek Szopiński, po zaległym spotkaniu z aspirantem do ekstraklasy GKS Katowice.


Katowiczanie po raz pierwszy w tym sezonie zagrali przed własną publicznością w małej hali przy Rondzie. Ci, co wybrali się na mecz na pewno nie będą żałowali. Było w nim wszystko co hokejowy entuzjasta lubi. Sporo szybkich i składnych akcji, mnóstwo strzałów i interwencji bramkarzy, ostrych starć, dramatyczna końcówka oraz sól każdego meczu – bramki.

Zespoły do pierwszego gwizdka arbitra rzuciły się na siebie, jak dwa koguty. Nowotarżanie zrobili dobre wrażenie na obserwatorach. Grali z wielka swobodą, potrafili długimi minutami zamykać katowiczan w ich strefie obronnej. Katowiczanom może brakowało szybkości, dokładności w rozgrywaniu akcji, ale na pewno nie cwaniactwa. To efekt ogrania gospodarzy w meczach o sporym ciężarze gatunkowym. Mają przecież za sobą występy w ekstraklasie. Podhale to młodość, a ta nie zawsze potrafi zachować zimną głowę, szczególnie w kluczowych momentach. Głowa się gotowała i...trzeba było ją schładzać na ławce kar.

Kiedy Nenko doznał kontuzji rozcięcia łuku brwiowego, trener zmuszony został do roszad w składzie. K. Bryniczką przesunął do pierwszego ataku. Tymczasem wynik spotkania przypominał prawdziwą huśtawkę. Jak tylko jedna z drużyn objęła prowadzenie, natychmiast druga wyrównywała. Prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie.

- To było ekscytujące dla widzów, ale wkurzające dla trenera – mówi Jacek Szopiński. – Traciliśmy gole w frajerski sposób. Gospodarze zdobywali je po naszych prezentach. Jeśli liczyć procentowo ile oba zespoły były w posiadaniu krążka, to był to stosunek 70:30 na naszą korzyść. Niemal bez przerwy przesiadywaliśmy w tercji przeciwnika. Wydawało się, że to tylko kwestia czasu kiedy gole zaczną padać. Niestety brakowało nam wykończenia akcji. Graliśmy ładnie, akcje były składne, miały tempo, ale...

W hokeju nie liczą się jednak „okazje”, ale bramki. A jedną więcej strzelili właśnie katowiczanie, na...życzenie górali. Podhalanie grali wtedy w podwójnym osłabieniu. Nowotarżanie praktycznie już do końca spotkania grali w trójkę lub czwórkę. Ciężko było o wypracowanie klarownej sytuacji, ale mimo to była szansa na wyrównanie. W sytuacji sam na sam Neupauer minął bramkarza i wydawało się, że pozostała tylko formalność, by krążek zatrzepotał w siatce. Tymczasem golkiper katowiczan jakimś cudem zatrzymał „gumę” parkanem.

- Było to dobre spotkanie w naszym wykonaniu, chociaż nie mogę być zadowolony z wyniku i odpowiedzialności w grze – mówi trener MMKS, Jacek Szopiński.Niemniej muszę pochwalić zawodników za waleczność, nieustępliwość na całym lodowisku. Po prostu zostawili serce na lodzie. Rywal próbował nas kłuć kontrami. Wykorzystywał też nasze osłabienia liczebne. Kary nas zgubiły. Traciliśmy przez nie siły, bo w trzeciej tercji bez przerwy któryś z moich graczy odpoczywał na ławce kar. To było wodą na młyn gospodarzy.

GKS Katowice – MMKS Podhale Nowy Targ 6:5 (2:2, 2:2, 2:1)
Bramki dla Podhala: D. Kapica 2, K. Kapica, Szumal, Neupauer.
MMKS Podhale: Niesłuchowski; K. Kapica – Cecuła, W. Bryniczka – Wróbel, Nenko – R. Mrugała, gacek; D. Kapica – Neupauer – K. Sulka, Szumal – Puławski – Kos, Michalski – Leśniowski – Tylka, Woźniak – K. Bryniczka – Wcisło. Trener Jacek Szopiński.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama