18.12.2009 | Czytano: 1453

Cierpliwość nagrodzona

Bramkarzowi trudno trafić na czołówki gazet sportowych, chyba że popełni jakiś katastrofalny błąd, decydujący o końcowym wyniku, albo – jak w przypadku Jarosława Furcy – ma udany debiut.

Może słowo debiut nie jest adekwatne, bo „Furcuś” zaliczył pierwszy występ z Cracovią, lecz nie w pełnym wymiarze. Wystąpił w roli straży pożarnej. Stał między słupkami między 12 a 23 minutą. Dopiero we wtorek z Jastrzębiem dostał szansę od pierwszej minuty. Udowodnił niedowiarkom, że na bramkarskim fachu zna się nienajgorzej. Dał próbkę swoich wielkich możliwości. Został cichym bohaterem. Obronił pięć „setek” i oczywiście w karnych wyszedł na zero.

- Z występu mogę być zadowolony – mówi. – Jedynie przy czwartej bramce mogłem się lepiej zachować. Obrońca trącił krążek i ten znalazł lukę między parkanami. Wcześniej zasugerowałem się, że „guma” pójdzie w innym kierunku i zostałem złapany podczas przemieszczania się. Zabrakło doświadczenia, ale to był mój pierwszy występ w tym sezonie. W Krakowie wszedłem do bramki, gdy „Zbora” dostał piątą bramkę. Trener powiedział „wychodź” i nie byłem jeszcze rozgrzany. Chociaż początek miałem udany. Potem do pustej bramki wsadzili mi dwa krążki i psychika troszkę siadła.

Furca na debiut czekał aż cztery sezony. Tyle czasu znajduje się w ścisłej kadrze „Szarotek”. Między słupkami stawali Tomek Rajski, Artur Ziaja, przewinęli się przybysze za południowej granicy, a on czekał i czekał. Czy tak długie oczekiwanie go nie wkurzało?

Trzeba być cierpliwym. Liczyłem, że dostanę wcześniej szansę. Starałem się na treningach i podczas występów w pierwszoligowym MMKS, ale widocznie trenerzy uznali, że nie jestem jeszcze gotowy. Przed meczem z Jastrzębiem nie wiedziałem na co mnie stać, bo łapałem jedynie latem w sparingach po pół meczu. W MMKS nie mogłem grać z powodu regulaminu PZHL. Przyznam się, że miałem wielką tremę, ale już po pierwszej interwencji szybko minęła. W swojej krótkiej karierze zawsze dobrze czułem się w karnych. Zresztą ten element ćwiczymy na każdym treningu. Bramkarz ma większe szanse niż strzelający. Trzeba być dobrze skoncentrowanym, by jak najdłużej stać na nogach. Jeśli upadniesz, to krążek wrzucą ci pod „ladę”.

Po młodzikach Furca rzucił sprzętem w kąt, zawiesił łyżwy na kołku i dopiero po trzech latach przerwy wrócił do sportu. – Nie czułem przyjemności i satysfakcji z tego co robiłem – wspomina. – Trenowałem z rok starszymi i nie mogłem się przebić, a przecież jak dostawałem szansę, to nigdy nie zawiodłem. Trener odsuwał mnie od ważnych spotkań. Nie zabierał mnie na mistrzostwa Polski i to mnie zniechęciło. Do tego stopnia, że przez rok nie odwiedzałem lodowiska. Wilka jednak ciągnie do lasu. Kilka razy miałem hokejowe sny i pomyślałem, że to chyba znak, by wrócić na taflę. Od małego uganiałem się za krążkiem i trudno było to tak zostawić. Pierwsze kroki stawiałem jako zawodnik z pola. Dopiero po czterech miesiącach zaczęło mnie ciągnąć na bramkę. Stawałem między słupkami nie mając jeszcze specjalistycznego sprzętu. Wyprosiłem ojca, by mi załatwił sprzęt bramkarski. Spróbowałem i spodobało mi się.

Pozycja „bramkarz” jest bardzo urazowa. Krążki fruwają koło ucha. Wielu kibiców zastanawia się jak golkiper jest w stanie dostrzec i zareagować odpowiednio na mały kauczukowy przedmiot lecący z potworną prędkością i siłą w jego kierunku. - Dużo razy dostałem krążkiem w głowę – przyznaje Jarek Furca. – Nie ma tygodnia, by na treningu nie oberwać. Można spojrzeć na maskę ile jest na niej śladów po uderzeniach. Wtedy troszkę w głowie poszumi i... broni się dalej.

Trener Milan Jančuška po meczu z Jastrzębiem zapewniał, iż teraz „Furcuś” będzie dostawał więcej szans. – Cieszyłbym się – mówi z błyskiem w oku. – Myślę, że go nie zawiodłem. Krzysiek Zborowski sam całego i bardzo meczącego sezonu nie wyborni. Widać po nim zmęczenie. Myślę, że trener też to zauważył. Musi dać jedynce złapać oddech, by w decydującej fazie mistrzostw, gdy rozstrzygać się będą losy medali, był w najwyższej dyspozycji. Tym bardziej, iż mierzymy w złoto. Mamy drużynę na mistrza, głodną sukcesu. Szybkościowo wyglądamy lepiej od rywali.

Tekst Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama