03.12.2009 | Czytano: 1327

„Złote jajo”

Spotkania z Zagłębiem Sosnowiec i Naprzodem Janów należały do Tomasza Malasińskiego. Każdemu rywalowi zaaplikował po dwa gole. Jego gra raduje serca kibiców „Szarotek”. Oby ta świetna strzelecka passa trwała jak najdłużej.

- Wreszcie się odblokowałem – przekonuje Tomek Malasiński. – Początek sezonu miałem słaby. Kompletnie mi nie szło. Nie mogę powiedzieć, że nie miałem okazji do zdobywania goli, ale nie chciało wpadać. Bramki przeciwników były dla mnie jak zaczarowane.

Z Naprzodem jego zespół grał ospale, mało agresywnie i tylko jednostki próbowały wydobyć drużynę z marazmu. Tomek Malasiński był jednym z najaktywniejszych graczy „Szarotek”. Dwoił się i troił, wszędzie go było pełno. Zdobył dwa gole, ale to było za mało, by pokonać janowian. – Wolałbym te bramki zamienić na trzy punkty – mówi. – Wydaje mi się, że przegraliśmy ten mecz w szatni. Podeszliśmy do niego na zbytnim luzie, słabo skoncentrowani. Cały czas musieliśmy gonić wynik. Przy stanie 3:3 mieliśmy mnóstwo świetnych okazji, by przechylić szale zwycięstwa na swoją stronę. Nie weszło. Zabrakło szczęścia. Oni zdobyli gola po wygranym buliku w naszej tercji. Takie „gumy” nie powinny wpadać. Musimy trenować ten element, bo to nie pierwszy mecz, w którym tracimy gola po przegranym wznowieniu. Wtedy „Zbora” nie wie gdzie leci krążek.

Pierwszego gola „Malaś” zdobył po akcji z Marcinem Koluszem, zmieniając lot krążka. - Marcin dostrzegł, że wjeżdżam w środek między koła bulikowe i dał mi idealne podanie. Wystarczyło tylko dołożyć łopatkę kija, by krążek znalazł lukę między nogami bramkarza i zatrzepotał w siatce. Przyznam się, że początkowo nie wiedziałem czy wpadło – relacjonuje.

Przy drugim golu nowotarski napastnik może mówić o dużym szczęściu. Wyskoczył z ławki kar i otrzymał prostopadłe podanie, które otwarło mu drogę do bramki. – Dużo szczęścia miałem w tej akcji – potwierdza. - Dostałem ”gumę” na pełnej szybkości, odskoczyła mi od kija. Bramkarz do niej wyjechał. Ukłułem krążek koniuszkiem łopatki kija i... byłem pewien, że bramkarz go nakrył. Tymczasem czarny kauczukowy przedmiot znalazł się za nim. Prześlizgnął mu się pod ciałem i majestatycznie zmierzał do pustej bramki. Dostałem więc „złote jajo” i dopełniłem formalności.

Malasiński swoją dobrą grą i skutecznością zgłasza akces do reprezentacji kraju. Dostał powołanie na zgrupowanie w Sanoku, ale zawodnicy Podhala nie dostali pozwolenia na udział w nim od swoich szefów. Skrzydłowy Podhala nie ukrywa, że pali się do gry w koszulce z orłem na piersi. – Chciałem jechać na kadrę. Pokazać się nowemu selekcjonerowi, bo mam wielką ochotę ponownie zagrać na mistrzostwach świata. Teraz trener będzie miał mniej czasu, by zobaczyć mnie w akcji, sprawdzić jak jestem przygotowany pod względem kondycyjnym. Szkoda, ale taka była decyzja włodarzy klubu i nie mieliśmy na nią żadnego wpływu.

 

Dla ”Malsia” i jego drużyny początek sezonu był ...taki sobie. „Szarotki” grały w kratkę. Potem wygrali sześć spotkań z rzędu i przyszły wpadki z Tychami i Naprzodem.

- Liga pędzi w zawrotnym tempie i zaskakujących rezultatów będzie więcej. Każda drużyna ma dołek. Nam się przydarzyło kilka wpadek. Nie wiem czy wyczerpaliśmy już ich limit, bo jesteśmy do wszystkiego zdolni. Szczególnie z teoretycznie słabszymi zespołami przytrafiają się nam momenty dekoncentracji i potem musimy gonić wynik. Czasem dogonimy, a czasem musimy przełknąć gorzką pigułkę jak z Naprzodem. Mam nadzieję, że przed kamerami telewizyjnymi z Jastrzębiem pokażemy dobry hokej, taki jak w wygranej serii.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama