24.11.2009 | Czytano: 1121

Koniec serii

Niewielu chyba spodziewało się tak wysokiej porażki górali w meczu na szczycie. Tyszanie co prawda odgrażali się, że wezmą srogi rewanż za porażkę w ostatniej sekundzie w Nowym Targu, ale nikt tych słów nie traktował poważnie. Tym bardziej, iż „Szarotki” były na fali, wygrały sześć spotkań z rzędu. Kiedyś jednak dobra seria musiała się skończyć.

Przed spotkaniem panowały w stolicy Podhala optymistyczne nastroje, mimo iż trenerzy znowu mieli wielki ból z ustaleniem składu. Wyleciał chory Ziętara i Neupauer, a Bakrlik i Dutka muszą odpocząć od hokeja dwa spotkania, za pięściarskie pojedynki.

- Pech prześladuje nas od początku sezonu. Tylko w jednym meczu, poprzednim, mogłem skorzystać ze wszystkich zawodników. Nie chcę porażki tłumaczyć absencjami, ale improwizowane piątki nie podołały zadaniu – mówi trener Podhala, Milan Jančuška, który przed wyjazdem zapowiadał: - Jedziemy po zwycięstwo, bo chcemy zmniejszyć dystans do lidera.

Tymczasem to co wydarzyło się w pierwszej tercji całkowicie jego i wszystkich fanów Podhala zatkało. Starta dwóch goli w odstępie 60 sekund, zupełnie rozkleiło - było nie było - dorosłych ludzi. W szeregi nowotarżan wkradło się zdenerwowanie. Po 6 minutach gospodarze prowadzili 3:0. Tyszanie poczuli ”krew” i zaatakowali ze zdwojoną siłą, by dobić rywala. Udało im się jeszcze raz go trafić „w punkt”. Podobnie jak przy pierwszym golu okrutny wyrok podpisany został przez zawodników, którzy w przeszłości grali w koszulkach z szarotką na piersi (Paciga i Jakeš).

A „Szarotki”? Przespały pierwszą odsłonę. Nie obudziły się nawet po czasie wziętym przez trenera. W tej fazie meczu dwukrotnie grały w przewadze i...nie oddały strzału. Tylko jedna akcja, przeprowadzona przez trzecią formację ofensywną, w końcówce odsłony, mogła się podobać i pachniała golem (Kapica).

- Ta odsłona to koszmar w naszym wykonaniu – twierdzi drugi trener Podhala, Marek Ziętara. – Nic nie graliśmy. Byliśmy wolniejsi, niedokładni i popełniliśmy mnóstwo błędów taktycznych. W dodatku ten nieszczęśliwy pierwszy gol. Krążek odbił się od łyżwy i zmylił Zborowskiego. Śmiało można powiedzieć, że był to samobójczy gol.

Kto liczył na metamorfozę górali po przerwie – srodze się zawiódł! Nie pomogły roszady w składzie. Do pierwszej formacji przesunięty został Baranyk, a Malasiński wskoczył na miejsce Kapicy, który z kolei wylądował w trzeciej formacji z Kmiecikiem, dowodzonej przez Voznika. Podhalanie nadal grali bardzo nerwowo, próbowali strzałów, ale wykonywali jej o ułamek sekundy za późno i były blokowane. Jedynie Kapcia dwoma uderzeniami oraz Zapała z nadgarstka zadbali o to, że Sobecki nie usnął.

- Próbowaliśmy korektami w formacjach ożywić zespół – twierdzi Marek Ziętara. - Wierzyliśmy, że druga taka tercja jak ta pierwsza się nie powtórzy. Liczyliśmy, że jak zdobędziemy gola, to może coś się ruszy. Próbowaliśmy atakować, lecz widać było, że nikt nie chce wziąć ciężaru gry na swoje barki, poderwać kolegów do walki.

Gra w przewadze Podhalan również wołała o pomstę do nieba. Podhale winno zacząć intensywną edukację w zakresie poczynań w chwilach własnej przewagi liczebnej. Nawet okres przewagi pięciu na trzech ( przełom drugiej i trzeciej tercji) nie przyniósł gościom wymiernych korzyści. Tymczasem tyszanie mając w zanadrzu czterobramkową zaliczkę grali na luzie. Atakowali przeciwnika już w środkowej strefie i ten nie mógł rozwinąć skrzydeł. Bez przerwy też nękali Zborowskiego, który ratował zespół od utraty kolejnych goli. Gdy Dziubiński powędrował na ławkę kar, za wybicie krążka w trybuny, Bagiński zza bramki podał do Pacigi i ten za moment utonął w objęciach kolegów. Na początku trzeciej tercji nowotarżanie zapomnieli o Gonerze, który zapędził się pod ich bramkę i z uprzejmości skwapliwie skorzystał. Dopiero w 48 minucie, na otarcie łez, nieliczna grupka kibiców Podhala doczekała się zdobyczy bramkowej. Po strzale Kolusza Sobecki „wypluł” krążek i nadjeżdżający Malasiński posłał go do siatki nad leżącym bramkarzem.

- Rozegraliśmy najgorsze spotkanie w tym sezonie – twierdzi drugi trener Podhala, Marek Ziętara. – Byliśmy słabsi w każdym elemencie hokejowego rzemiosła. Musimy przeanalizować to spotkanie i wziąć się w garść, bo liga leci w ekspresowym tempie. Nasz szczęście w piątek nie gramy i będziemy mogli złapać trochę świeżego oddechu.

Liczby meczu
6- tylu przewag liczebnych nie wykorzystali Podhalanie, w tym jedną podwójną.
24 – tyle strzałów oddały „Szarotki” na tyską bramkę.
30 – tyle razy musiał interweniować Zborowski.
51 – tyle sekund Podhale grało w podwójnej przewadze i... bez efektu.
69 – tyle zwycięstw odnieśli tyszanie w 201 meczach z Podhalem.
128 - tyle sekund potrzebowali gospodarze, by zadać przeciwnikowi trzy nokautujące ciosy.

GKS Tychy – Podhale Nowy Targ 6:1 (4:0, 1:0, 1:1)
1:0 – Paciga (3:09),
2:0 – Sokół – R. Galant (4:09),
3:0 – Krzak - R. Galant (5:17),
4:0 – Jakeš – Maćkowiak – Krzak (16:08),
5:0 – Paciga – Bagiński – Parzyszek (37:47 w przewadze),
6:0 – Gonera – Bagiński – Paciga (43:40),
6:1 – Malasiński – Kolusz (47:39).

Sędziowali: Wolas (Oświęcim) – Kaczyński (Bytom), Klich (Sosnowiec).
Kary: 18 ( w tym 2 tech.,) – 16 min.
Widzów 1000.

GKS: Sobecki; Gonera – Śmiełowski (4), Kotlorz – Jakeš (2), Sokół (2) – Majkowski; Bagiński (2) - Parzyszek (2) - Paciga, Proszkiewicz - Garbocz – Witecki, R. Galant – Krzak (4) – Maćkowiak. Trener Jan Vavrečka.
Podhale: Zborowski; Ivičič – Łabuz (2), D. Galant – Suur (4), Sroka (2) - Sulka, Gaj - Kret; Kolusz - Zapała (6) – Malasiński, Baranyk - Voznik – Kmiecik, Kapica - Dziubiński (2) - Gruszka oraz Bryniczka, Iskrzycki. Trener Milan Jančuška.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama