Często mówi się, że gospodarzom ściany pomagają. W tym wypadku coś lub ktoś wyciągnął pomocną dłoń do gospodarzy. Przez tego „kogoś” mecz miał dramaturgię. Nastroje w obu zespołach zmieniały się jak w kalejdoskopie. Przyjezdni prowadzili 1:0, 2:1, 4:3 i za każdym razem miejscowi doprowadzali do wyrównania, w okolicznościach nader dziwnych. Przy pierwszej bramce Popradu „maczał palce” Komorek, który wbił sobie samobója. Potem arbiter dwa razy wskazał na „wapno”, w 56 minucie wyrzucił z boiska Kurnytę, aż wreszcie wyrównującą bramkę muszynianie strzelili w trzeciej minucie doliczonego czasu gry, po strzale rozpaczy. Piłka nim zatrzepotała w siatce, odbiła się od słupeczka.
- Na dobrą sprawę to mogliśmy wygrać i przegrać - mówi trener Lubania, Bartłomiej Walczak – Tyle było zwrotów sytuacji, przy czym więcej niekorzystnych po naszej stronie. Mamy sytuacje nie trafiamy, a tymczasem trafiamy, ale...do swojej bramki. Tracimy gole z rzutów karnych i strzale na aferę. To był piłkarski koszmar. W ataku nieźle się prezentowaliśmy i mieliśmy sytuacje, by zdobyć kolejne gole. Niestety w defensywie zagraliśmy źle. Popełniliśmy proste błędy, które kosztowały nas utratę dwóch punktów.
Poprad Muszyna – Wolski Lubań Maniowy 4:4 (1:1)
Bramki: Pietrzak 8, Kurnyta 50, Sral 82, Hałgas 88 - Polański 58 karny, 63 karny, samobójcza 42, Serafin 90+3.
Wolski Lubań: Gawron – Komorek, Babik, Gąsiorek, Górecki (46 Anioł), Sral, Krzystyniak, Hałgas, Waksmundzki (89 Firek), Kurnyta, Pietrzak (60 Potoczek).
Stefan Leśniowski