13.11.2009 | Czytano: 1277

Nowy Targ odetchnął z ulgą!

Teraz możemy napisać z czystym sumieniem, iż Podhale drugą cześć sezonu zagra w wielkiej szóstce. Okazało się, że wygrana z Naprzodem jeszcze takiej pewności nie dawała. Dlatego, że dzień później niespodziewanie Stoczniowiec przegrał z Unią i sytuacja się skomplikowała.

Przed wyjazdem do Sosnowa w szatni trenerów Podhala poszły w ruch kalkulatory. Pomagał im w wyliczeniach nawet selekcjoner drużyny narodowej, Wiktor Pysz, który obserwował rozjazd górali. Okazało się, że przy nieszczęśliwym zbiegu okoliczności, gdyby „Szarotki” przegrały dwa mecze, trzy drużyny – Stoczniowiec, Podhale i Naprzód – mogłyby mieć tyle samo punktów – 27. Mała tabela pomiędzy tymi zespołami decydowałaby o kolejności, a tutaj najgorszy bilans mieliby górale. Z wyliczeń wynikało, że Podhalu do pełni szczęścia brakowało tylko jednego punktu. „Szarotki” zdobyły brakujące „oczko” i wszyscy odetchnęli z ulgą.

Okiem  kibica i trenera
- Kibice nie mieli co narzekać. Byli świadkami ciekawego i wyrównanego pojedynku, z mnóstwem niespodziewanych zwrotów sytuacji – mówi Michał Kubinek, współwłaściciel Pubu przy Bandzie, który na żywo oglądał spotkanie.

Oczy trenera potwierdziły jego wersję. – Znakomite i emocjonujące widowisko. Trzymające do ostatniej sekundy w napięciu. Dużo było dynamicznych akcji, interwencji bramkarzy – twierdzi drugi szkoleniowiec Podhala, Marek Ziętara.

Spotkanie rozpoczęło się pomyślnie dla górali, którzy w 5 minucie objęli prowadzenie. Pierwszego gola w rozgrywkach PLH zdobył 17 – letni Damian Kapica. Już w meczu z Naprzodem, grając w drugiej formacji, udowodnił, iż nie zagrał na kredyt. Kibice mówią o nim „żywe srebro”, bo wszędzie go pełno. W Sosnowcu znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie, po solówce Marcina Kolusza. Gospodarze wyrównali w 15 minucie. Tym razem T. da Costa zdecydował się na indywidualny rajd i niczym tyczki slalomowe mijał nowotarżan, by Luce wyłożyć krążek do pustej bramki. Chwilę później Kolusz nie trafił do pustej bramki, a Baranyk nie wykorzystał doskonałej okazji, by prowadząc zjeżdżać na przerwę.

Druga tercja rozpoczęła się od doskonalej sytuacji Dziubińskiego, ale podobnie jak Kolusz nie trafił do „pustaka”. Niemniej kilkanaście sekund później Baranyk przyjmował gratulację, po zabójczej kontrze.

Gdyby górale po tym trafieniu wykorzystali dwie świetne okazje (Gruszka, Baranyk), to kto wie czy odebraliby sosnowiczanom ochoty do gry. Tymczasem szybko się obudzili i zmarnowali dwie świetne okazje ( Luka, T. DaCosta), ale trzeciej już nie.

– Szkoda, bo była to frajersko stracona bramka – twierdzi Michał Kubinek. - Nie potrafiliśmy wybić „gumy”, mimo iż mieliśmy ją na kiju. Mocny strzał z okolic ”wąsów” Galvasa odbił się od siatki wewnątrz bramki i wyszedł w pole. Początkowo sędziowie mieli wątpliwości czy uznać gola. Po analizie wideo potwierdziło się to, co widzieliśmy z naszych miejsc. Podhale momentami gra świetnie, ale ma przestoje, które gospodarze wykorzystują.

To co się wydarzyło na początku trzeciej odsłony wstrząsnęło kibicami „Szarotek”. Już w 40 sekundzie Bernat ograł nowotarską defensywę i pokonał Zborowskiego, a gdy Ivičič przebywał na ławce kar ponownie Galvas znalazł sposób na pokonanie nowotarskiego golkipera. Górale nie skapitulowali i z ogromną determinacją dążyli do zmiany wyniku. Skomasowane ataki przyniosły w 57 minucie wyrównanie ( Baranyk i Gruszka strzelcami goli) i dogrywkę, która nie przyniosła rozstrzygnięcia. Zwycięzcę wyłoniły rzuty karne. Na trafienie Bakrlika odpowiedział Galvas, ale Luka już nie pokonał Zborowskiego. Za to Zapała i Baranyk byli bezbłędni i „Szarotki” wracają z Sosnowca bogatsze o dwa punkty.

Wzięły się chłopaki za robotę. Ostatnie 10 minut było wspaniałe w ich wykonaniu, a w karnych pokazali klasę. Wreszcie zaczęło wpadać – podsumował Michał Kubinek.

- Dwie tercje były wyrównane – przyznaje Marek Ziętara. – Na trzecią tercję wyszliśmy mało skoncentrowani i okres dekoncentracji z zimną krwią wykorzystali gospodarze. Przegrywając 2:4 wydawało się, że ich nie dogonimy. Tymczasem ostanie 10 minut zagraliśmy koncertowo. Zepchnęliśmy sosnowiczan do głębokiej defensywy. Zagraliśmy agresywnie, pressingiem dwoma zawodnikami już w tercji przeciwnika. Zagłębie kompletnie się pogubiło. Chłopcy potrafili się podnieć i chwała im za to. Od wyrównania byli panami sytuacji i szkoda, że nie skończyliśmy tego wcześniej, bo były po temu sytuacje.

Zagłębie Sosnowiec – Podhale Nowy Targ 4:5 (1:1, 1:1, 2:2; 0:0) po karnych ( w karnych 1:3)
0:1 – Kapica – Kolusz (4:49),
1:1 – T. Da Costa – Luka (14:46),
1:2 – Baranyk – Kolusz – Dutka (24:09),
2:2 – Galvas – Różański (37:11),
3:2 – Bernat – T. Da Costa – Luka (40:40),
4:2 - Galvas – Luka (48:15 w przewadze),
4:3 – Baranyk – Bakrik (52:37 w przewadze),
4:4 – Gruszka – Sroka – Dziubiński (56:45),
4:5 – Baranyk (karny).

Sędziowali: Porzycki (Oświęcim) – Młynarski (Sosnowiec), Ryniak (Sanok).
Widzów 1700.

Zagłębie: Dzwonek; Banaszczak – Galvas, Marcińczak – Gabryś, Dronia – Duszak; T. Da Costa – Bernat – Luka, Opatovsky – Sarnik – Jaros, G. Da Costa – Koszarek – Różański, M. Kozłowski – T. Kozłowski – Ślusarczyk. Trener Milan Skokan.
Podhale: Zborowski; Dutka – Suur, Łabuz – Ivičič, Sroka – Sulka; Baranyk – Voznik – Bakrlik, Kapica – Zapała – Kolusz, Ziętara – Dziubiński – Gruszka. Trener Milan Jančuška.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama