16.12.2015 | Czytano: 2607

Mam świadomość, że jeden mój sukces może rzutować na cały polski snowboard – „wywiady z młodymi” odc. 6 cz. II

Spragnieni narciarskich lub snowboardowych szaleństw na stoku? A może chcecie po prostu usiąść i odpocząć, marząc o pięknych zaśnieżonych krajobrazach? W obu przypadkach dla każdego czytelnika dobrym rozwiązaniem może być lektura drugiej części wywiadu z niezwykle utalentowaną snowboardzistką z naszego regionu – serdecznie zapraszam!

Pierwsza część wywiadu: http://www.sportowepodhale.pl/index.php?s=tekst&id=10957

Przypomnę, że Paulina Pawlikowska to jedna z dwóch sióstr Pawlikowskich (przyp. red. druga z nich to o rok młodsza Oliwia) trenujących w klubie „F2 Dawidek Team”. Od tego roku to również uczennica Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem. Na swoim koncie ma między innymi drugie miejsce w Mistrzostwach Polski Juniorów w slalomie gigancie równoległym, dwukrotnie pierwsze miejsce podczas juniorskich zawodów FIS na Czechach oraz dziewiąte miejsce w seniorskich Mistrzostwach Austrii w slalomie gigancie.

W tej części wywiadu dowiecie się o tym, jaki pomysł na pogodzenia studiów i sportu ma charyzmatyczna fanka snowboardu, co Paulina myśli o nudnym życiu oraz jak najchętniej odpoczywa po dniu ciężkich zajęć. Mimo młodego wieku (przyp. red. 17 lat) mojej rozmówczyni nie brakuje odważnego nastawienia do życia i świata, stąd wywiad ten okazał się być… no właśnie – jaki? Oceńcie sami! Zapraszam do lektury!

Jakub Udziela: Co robisz w chwilach lenistwa czy w chwilach tzw. „zmęczenia materiału”?
Paulina Pawlikowska: Przede wszystkim odpoczywam. Bardzo lubię relaksować się w ciszy: po prostu leżąc i rozmyślając. Czasem jest to też nadrabianie szkolnych zaległości pod ciepłą kołdrą (śmiech), czy spotkania ze znajomymi, żeby oczyścić umysł. Jednakże najczęściej – gdy chcę odpocząć – po prostu zamykam się w pokoju i kompletnie odcinam od świata.

A co myślisz o ludziach w naszym wieku, którzy – z różnych powodów – stwierdzają, że ich hobby nic im nie daje i trzeba się już teraz skupić na pracy, czy studiach, a swoje zainteresowania odłożyć na bok. Co sądzisz o tego typu podejściu do swoich pasji?
-Ten przypadek nie jest mi obcy, bowiem sama doświadczyłam podobnych przemyśleń. Na szczęście szybko doszłam do wniosku, że coś, o co walczymy, daje nam większą satysfakcję. A uprawianie sportu i godzenie go ze szkołą to niewątpliwie ciągła walka. Ale walka, którą warto podjąć. Z kolei odnosząc się do ludzi, którzy faktycznie już zrezygnowali ze swoich pasji: według mnie jest to równoznaczne ze zrezygnowaniem ze swoich marzeń, co nie ma najmniejszego sensu. Zresztą nawet po studiach nie możemy być pewni jaką będziemy mieć pracę, a nie wiem czy mogłabym nazwać pracę dobrą, jeżeli przyszłoby mi siedzieć i nudzić się po osiem godzin w jakimś biurze, nawet jeśli płacono by mi za to duże pieniądze. Ja na przykład nie widziałabym w tym celu swojego życia.

Zatrzymajmy się na chwilę przy temacie studiów. Dzisiaj nawet po liceum ogólnokształcącym młodzi ludzie nie zawsze idą na studia, mimo że – mogłoby się wydawać – nie mają w ręku żadnego konkretnego fachu. A czy dla ciebie jest to takie oczywiste, że po szkole średniej złożysz papiery na jedną z uczelni?
-Na szczęście ja chcę iść na studia z własnych przekonań. Uważam, że nie jest to konieczne, ale myślę o tym również jak o jakiejś przygodzie, którą chcę przeżyć. Biorę nawet pod uwagę studia za granicą, co byłoby na pewno swego rodzaju szkołą życia i otwarciem się na świat. Najważniejsze w tym wszystkim to po prostu mieć pomysł na siebie: nieważne w jakiej szkole jesteśmy czy na jakim profilu. Jeżeli ktoś ma pomysł na siebie, to jest on w stanie zrobić z tym naprawdę wiele.

Patrząc na studia w Polsce myślisz o Krakowie?
-Tak. Mam sentyment do tego miasta i niedaleko niego rodzinę, także jeżeli będzie to Polska, to nastawiam się na Kraków.

I będziesz miała tam gdzieś w okolicy możliwość dalszego trenowania snowboardu?
-Wydaje mi się, że będę się po prostu starała o indywidualny tok nauczania, ażeby dalej móc dojeżdżać i trenować w Zakopanem. Wiadomo, że będzie to jakiś kolejny kłopot na mojej sportowej ścieżce, ale wierzę, że takie rzeczy nas hartują. Ten indywidualny tok nauczania trwałby rok, bo jeśli chodzi o datę to tak to wypada, że gdybym poszła na studia, to po roku nauki jest Olimpiada Zimowa w Korei Południowej, na którą się nastawiam i na którą bardzo bym chciała pojechać. Dlatego mam nadzieję, że przez ten pierwszy rok będę mogła w pełni skupić się na sporcie, a potem wszystko się wyjaśni.

Mówisz więc o studiach zaocznych, czy jednak o dziennych?
-Zależy od tego, co będzie w stanie zaoferować mi uczelnia.

A jaki kierunek by cię interesował?
-Jeszcze nie wiem (śmiech).

W obecnym liceum na jakim jesteś profilu?
-Na profilu z rozszerzoną biologią i geografią.

Nie żałujesz wyboru tych przedmiotów?
-Biologia podobała mi się już w pierwszej klasie liceum (przyp. red. I LO w Nowym Targu). Gdy kończyłam pierwszy rok nauki w szkole średniej, smutno mi więc było, że z racji innych przedmiotów rozszerzonych nie będę już miała lekcji biologii. A właśnie ten przedmiot jest jednym z rozszerzonych w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Tym większa była więc moja radość, gdy zdecydowałam się na zmianę szkoły (przyp. red. więcej o zmianie szkoły przez Paulinę w I części wywiadu: http://www.sportowepodhale.pl/index.php?s=tekst&id=10957). Brakuje mi jednak matematyki, którą zostawiłam w „Goszczyńskim”.

W takim razie jaki profil miałaś w „Goszczu”?
-Matematyka – fizyka – język angielski.

W SMS-ie nie było kierunku z rozszerzoną matematyką?
-W liceum, do którego teraz chodzę jest tylko jedna klasa i nie ma żadnego wyboru, jeśli chodzi o przedmioty rozszerzone, tak więc trzeba ich ewentualnie szukać we własnym zakresie, choć z czasem – jak mówiłam – jest ciężko.


Paulina pierwsza z lewej

Opowiedz mi coś więcej o twojej szkole: tworzy ona osobne struktury czy to tylko klasy sportowe w normalnym liceum?
-SMS w Zakopanem to szkoła sportowa, w której uczą się uczniowie od czwartej klasy szkoły podstawowej, aż do klasy trzeciej liceum. Każdy rocznik ma jedną klasę.

Jedna klasa to tylko jeden sport?
-Nie nie. W jednej klasie mamy sportowców uprawiających snowboard, narciarstwo alpejskie, łyżwiarstwo szybkie, biathlon, skoki narciarskie, kombinację norweską i biegi narciarskie.

Ale tylko i wyłącznie sporty zimowe?
-Tak. To jest w ogóle szkoła sportów zimowych i tak jest ukierunkowana.

Brałaś pod uwagę jakąś inną szkołę sportową? Jest takowa w okolicy?
-W Szczyrku jest jeszcze szkoła, która zajmuje się sportami zimowymi, ale niestety snowboardem nie. Tak więc zostało mi tylko Zakopane.

Czy twoi rodzice też wkładają pełnię siebie w twoją pasję?
-Tak. Mogę śmiało powiedzieć, że wkładają w to całych siebie: mnóstwo czasu, nerwów oraz oczywiście pieniędzy, bo gdyby nie oni, to w ogóle nie powstałby taki pomysł trenowania. To właśnie oni od najmłodszych lat posyłali mnie na zajęcia sportowe. W klubie stawałem na desce po raz pierwszy, gdy miałam może sześć lat. Wszystko było ich pomysłem, a mi bardzo szybko zaczęło to sprawiać niesamowitą frajdę. Do dziś wspierają mnie oni na każdym kroku i nie mam im nic do zarzucenia – wręcz przeciwnie: jestem im niesamowicie wdzięczna.

Oni są dla ciebie największym wsparciem?
-Myślę, że zdecydowanie tak.

A co w całym uprawianiu sportu cię najbardziej denerwuje?
-Denerwuje mnie przede wszystkim to, że zawsze pojawia się wiele problemów: nie jest to takie proste jak w innych krajach, gdzie szybko trafia się do kadry i gdzie ma się zagwarantowane finansowanie oraz masę treningów, masę dni spędzonych na śniegu. U nas jest to ciągła walka. Ale ma to też swój urok, bo jednak czuję się dzięki temu dużo bardziej zahartowana psychicznie. Muszę sobie bowiem wszystko logistycznie dobrze rozplanować: nie muszę tylko trenować, ale i na ten trening dotrzeć, wrócić z niego i ogólnie jakoś przeżyć (śmiech).

Chcesz przez to powiedzieć, że nie ma nic za darmo?
-Tak.

Mam w związku z tym, co powiedziałaś, pewne pytanie: otóż czy działania Polskiego Związku Narciarskiego mogłyby być lepsze w sprawie rozwoju snowboardu, czy działacze mają mimo wszystko związane ręce i ze snowboardu na chwilę obecną nie da się zrobić stuprocentowo profesjonalnego sportu w Polsce?
-Uważam, że przede wszystkim złą polityką jest czekanie na jakiś wynik, bo tak to wygląda, że „czekamy na wyniki, a dopiero potem to finansujemy” zamiast wpierw finansować. Tylko wspierany od początku pieniężnie sport jest w stanie osiągnąć jakiś sukces. Trudno mi jednak tu coś więcej powiedzieć, bo nie wiem jakie te finansowania są: czy dostajemy mało, czy dostajemy maksymalnie tyle, ile tylko możemy dostać… Ale tak czy siak myślę, że ciężko jest osiągnąć jakikolwiek sukces bez odpowiednich środków. Tym bardziej, że można to łatwo porównać: Austriacy spędzają rocznie nawet i sto dni na śniegu, a Polacy spędzają na stoku pewnie nawet o połowę mniej. Ciężko jest się wtedy ścigać ze światową czołówką, mając takie warunki do treningu, a gdy przyjdą konkursy – rywalizować z innymi na tych samych zasadach.

Tak jest wszędzie i nie ma w tym nic dziwnego: jeden sport w danym kraju jest bardziej popularny i wspierany, a inny mniej. Godzisz się z takim stanem rzeczy: uznajesz to za naturalne i przyjmujesz to bez większego sprzeciwu?
-Powiedzmy, że trochę mnie motywuje taki stan rzeczy, bo mam świadomość, że jeden mój sukces może rzutować na cały polski snowboard i jego popularność w naszym kraju. Jest to więc jakby dodatkowa motywacja dla mnie, gdy nie chce mi się jeździć na treningi i zawody lub gdy mam gorszy dzień. Myślę sobie wtedy: „nic samo się nie wyjeździ i nie osiągnie, a jeśli mi się uda coś wygrać, to wszyscy na tym skorzystamy” i wlewam w siebie nadzieję, że mój piękny sport będzie kiedyś w końcu wypromowany.

A więc starasz się zmieniać pewien porządek, jaki zastałaś w świecie – nie jesteś obojętna?
-No nie. Powiedziałabym nawet, że trudności mnie motywują i sprawiają, że chcę je pokonywać.


Paulina pierwsza z lewej

Wyobraź sobie, że na moim miejscu siada teraz przed tobą teraz młody człowiek, który nie wie co dalej ze sportem w jego życiu, który wątpi w swoje umiejętności i nie jest przekonany czy coś w sporcie osiągnie, który zastanawia się czy rezygnować, czy może jednak odważyć się na przykład na szkołę sportową… Co byś takiemu młodemu sportowcowi powiedziała?
-Powiedziałabym mu na pewno, że o marzenia warto walczyć, a życie bez marzeń i stawiania sobie celów nie ma sensu. Dodatkowo sport nie idzie w sprzeczności z nauką, co chociażby i ja staram się udowodnić przez żywy przykład. Bo to nie jest tak, że będąc po szkole sportowej nie można podjąć studiów na dobrej uczelni. Tak więc szkoła sportowa nie jest wyborem, który cokolwiek skreśla. Myślę więc, że jesteśmy w stanie w naszym życiu robić to, co lubimy, a przy okazji dbać o swoją przyszłość.

Walczysz o świadectwo z paskiem?
-Oczywiście! Jak co roku.

Jak się chce, to się da…
-No dokładnie! Wystarczą chęci.

Jakie masz plany na przyszłość?
-Sportową czy ogólnie?

I tak i tak.
-Jeśli chodzi o sportową, to przed oczyma mam przede wszystkim Zimowe Igrzyska Olimpijskie 2018. Jeżeli chodzi o ogół i to co najbliżej to oczywiście nieustanne trenowanie. A oprócz sportu to pragnę cały czas rozwijać się w wielu kierunkach, rozwijać swoje zainteresowania: chcę spróbować fotografii w najbliższym czasie i dać jakiś upust mojej kreatywności, która przez brak czasu bywa ograniczana (śmiech). Najważniejsze jest to, że każdego roku chcę przeżyć coś nowego i budować wspaniałe wspomnienia na całe życie.

Czyli mało ci jeszcze jeżdżenia codziennie do Zakopanego, treningów, wyjazdów oraz nauki i jeszcze potrafisz znaleźć czas na inne, niezwiązane ze sportem zainteresowania? Chcesz nam wszystkim chyba koniecznie udowodnić, że w pełni poświęcając się jednej pasji, nie trzeba rezygnować z innych?
-Tak. Przykładowo bardzo lubię też Nowy Targ Agility Team (przyp. red. więcej o grupie tutaj: https://www.facebook.com/N.TargAgility/ ) – grupę trenującą psy na specjalnym torze zwinnościowym – i czasami udaje mi się wyrwać ze swoich codziennych obowiązków i pójść tam z moim psem spróbować swoich sił. Snowboard po prostu nic nie wyklucza. Jeżeli chcę czegoś spróbować i coś mnie zaciekawi, to tego próbuję, jeżeli chcę spróbować czegoś innego, to też dzięki pomocy i uprzejmości ludzi decyduję się na to i tak to się kręci.

Wuefista, ze wszystkich jakich do tej pory miałaś, którego najlepiej wspominasz, to…?
-No na pewno pan Grzegorz Denenfeld, z którym trenuję w Nowy Targ Agility Team, a czasem nawet kickboxing (śmiech). Poza tym mój wychowawca z byłej szkoły średniej (przyp. red. I LO w Nowym Targu), pan Pohrebny oraz ówczesna wuefistka – pani Sułkowska, którzy naprawdę ułatwiali mi moje sportowe życie i mimo że to było zwykłe, a nie sportowe liceum, to nie miałam żadnego problemu z treningami, wyjazdami i ze wszystkim związanym ze snowboardem. Bardzo dobrze wspominam też wszystkich poprzednich wuefistów: panią Pohrebny z „podstawówki” i pana Krauzowicza z gimnazjum. Wszyscy motywowali mnie do dalszego działania.

Czyli spotkałaś na swojej drodze bardziej ludzi pasji, aniżeli „pracowników szkoły”?
-Tak. Wszyscy wuefiści, jakich spotkałam na swojej drodze byli naprawdę pasjonatami.

Myślisz, że jest to kluczowe dla dzieciaka zaczynającego jakąkolwiek przygodę ze sportem, by mieć na swojej drodze właściwego nauczyciela WF-u?
-Zdecydowanie. Myślę, że jest to bardzo ważne. Ja na przykład czuję się teraz w pewnym sensie wobec nich zobowiązana, żeby coś osiągnąć, bo to oni jako pierwsi zapalili we mnie taką iskierkę ducha walki.

Ostatnio spotkałem się nawet z negacją zawodu nauczyciela WF-u i – dość popularnym przecież – wywyższaniem ponad WF wszystkich innych przedmiotów nauczanych w szkole… Spotkało cię coś podobnego?
-Ja spotkałam się ze straszeniem sportowców, że zostaną nauczycielami WF-u. Tymczasem nie rozumiem, dlaczego tak podchodzono do sprawy, bowiem o żadnym wuefiście jakiego znam nie mogę powiedzieć, że był nieszczęśliwy. Oni zajmowali się „tylko WF-em”, ale tak naprawdę to właśnie oni każdego dnia byli uśmiechnięci, zadowoleni i widać było po nich, że lubią swoją pracę. Dodatkowo znajdowali czas, by rozwijać inne swoje pasje, jak pan Szymon Pohrebny jeżdżący na motorach. Nie mogę więc o żadnym powiedzieć, że nie cieszył się z miejsca, w którym się znalazł. Albo też tego nie okazywał.

Czyli zgodzisz się, że wuefiści to nauczyciele wyróżniający się w szkole?
-Tak. Tryskają przede wszystkim bardzo pozytywną energią według mnie.

A jaki jest twój największy życiowy wychowawca poza rodzicami? Możesz takiego wymienić?
-Największy wychowawca… Niech pomyślę… Trudno mi wybrać jednego. Bardzo doceniam mojego obecnego szkolnego trenera (przyp. red. Michał Sitarz), tak jak i trenera klubowego (przyp. red. Paweł Dawidek). Pan Michał Sitarz motywuje mnie przede wszystkim do niepozostawania tylko przy snowboardzie, ale zachęca do rozwoju w kierunkach naukowych i bardzo nam to w klasie ułatwia. Myślę, że właśnie on jest moim szkolnym mentorem, pozwalającym przebrnąć przez różne trudności.

Dobrze, że są jeszcze tacy ludzie w świecie. Dużo jeszcze takich spotykasz?
-Owszem. Na przykład w rodzinie. Moi dziadkowie, mający sportową przeszłość, bardzo cieszą się z moich sukcesów i mam wrażenie, że czują się też dumni, że przekazali mi jakieś swoje geny i predyspozycje do uprawiania sportu. A tak to na każdym kroku spotykam się najpierw ze zdziwieniem, czym jest snowboard, a potem zainteresowaniem i aprobatą tego, co robię. Więc tak, spotykam dość sporo takich ludzi.

I takich niezwykle pozytywnie zakręconych i kolorowych ludzi jak ty też brakuje w dzisiejszym szarym świecie. Ja na przykład, zanim zacząłem robić te wywiady, nie spotkałem lub nie zauważałem wokół siebie zbyt wielu tak pozytywnych ludzi z pasją. Kończąc więc naszą rozmowę, chciałbym cię spytać o opinię w tej sprawie: faktycznie jest ich coraz mniej, czy po prostu są niewidoczni bądź niezauważalni?
-Myślę, że wielu sportowców żyje gdzieś tam w ukryciu, a poznajemy ich dopiero w momencie sukcesu. Wielu z nich to też wspomniani nauczyciele WF-u, czy sportowcy, którzy nie wywalczyli jakiegoś osiągnięcia na skalę światową, ale swoje małe sukcesy mają każdego dnia, osiągając coś nawet niewidocznego, a dla nich ważnego. Możliwe też, że pasjonatów jest coraz mniej, aczkolwiek trudno mi o tym mówić, podczas gdy cała moja klasa to ludzie żyjący pasją (śmiech).

Paulina – naprawdę bardzo ci dziękuję za tę rozmowę!
-Ja również dziękuję.


Paulina pierwsza z lewej

Mam nadzieję, że mimo obszerności tego wywiadu, każdy z was – czytelników – wyciągnął coś dla siebie oraz przede wszystkim – dowiedział się czegoś więcej o sportach zimowych, jak i po prostu o nas – ludziach pasji.

Już niedługo spotkam się z Katarzyną Fułą, która dosłownie przedwczoraj (13 grudnia) powróciła z Mistrzostw Świata Seniorek w unihokeju, które odbywały się w fińskim Tampere. Niespełna 23-letnia aktualna reprezentantka Polski z pewnością będzie miała mi wiele do opowiedzenia i mam nadzieję, że zechce podzielić się ze wszystkim czytelnikami doświadczeniami z ostatniej imprezy, jak i z całej dotychczasowej przygody ze sportem. Już teraz gorąco zapraszam: śledźcie sportowepodhale.pl i wypatrujcie wywiadu z Katarzyną Fułą!

Pozostałe wywiady z serii:

  1. Wywiad z Karolem Pelczarskim
  2. Wywiad z Dawidem Dudą
  3. Wywiad z Jakubem Haburą
  4. Wywiad z Fabianem Lesnerem cz. 1 i cz. 2
  5. Wywiad z Justyną Florczak

Tekst Jakub Udziela
Zdjęcia snowplanet.pl

Komentarze









reklama