22.04.2017 | Czytano: 2590

Biało –czerwonym zabrakło "strzelb"

Po raz trzeci fatalnie inaugurujemy mistrzostwa świata. Po raz drugi z rzędu przegrywamy z Koreą Płd. Zabrakło w polskim zespole strzelb, które selekcjoner zostawił w „magazynie”. Napastników w strzelaniu goli musieli wyręczyć defensorzy.

„Początek turnieju jest megaważny” – tak mówił Marcin Kolusz przed pierwszym gwizdkiem mistrzostw świata Dywizji IA w Kijowie. Dla wychowanka Podhala był to 150 mecz w reprezentacji kraju i 10 impreza tej rangi. Niestety dla niego i biało –czerwonych nieudany.

Wszyscy pamiętają, że ostatnie dwa czempionaty na polskiej ziemi rozpoczynaliśmy fatalnie i od razu zamykaliśmy sobie drogę do awansu. Stąd też wszyscy bardzo dużą wagę przywiązywali do meczu z Koreą Południową. Doskonale pamiętamy, że Koreańczycy już nie raz w mistrzostwach globu odbierali nam punkty i to w najmniej spodziewanych sytuacjach. Jak choćby w Krynicy, w ostatnim meczu, który mógł, za czasów Wiktora Pysza, dać awans na zaplecze elity. W ubiegłym roku w katowickim „Spodku” ulegliśmy im 1:4. Po tym meczu widmo spadku zajrzało nam w oczy.

Polacy obawiali się inauguracji, mimo iż rywal sklasyfikowany jest niżej od nas w rankingu IIHF ( na 23 miejscu, my na 20), ale też z roku na rok robi postępy. Buduje mocną drużynę z myślą o igrzyskach olimpijskich w ich kraju. Grupa naturalizowanych zawodników z Ameryki Północnej stanowi o sile naszych rywali. Warto zwrócić uwagę na Sang Hoon Shina, który latem wziął udział w campie dla młodych graczy w Dallas Stars. Drużynę prowadzi Jim Pack, pierwszy w historii Koreańczyk, który zagrał w NHL. Dwukrotnie sięgał po Puchar Stanleya z Pittsburgh Penguins. Pomaga mu Richard Park, który również ma za sobą występy w najlepszej lidze świata.

Już w pierwszej tercji było widać, że zaoceaniczny hokej szybko został wpojony Koreańczykom. Szybka, dynamiczna gra i przede wszystkim dużo strzałów, gry na bramkarzu, zachowywanie się podbramkowych kotłach. Polacy – już tradycyjnie 0- mieli problemy z wykorzystywaniem doskonałych okazji, nawet sam na sam i liczebnych przewag. Okazji sam na sam z Daltonem nie wykorzystał Zapała, a chwilę później Dziubiński. Po tej ostatniej akcji rywale wyprowadzili kontratak, po którym objęli prowadzenie. Nie dasz, dostaniesz – to powiedzenie sprawdziło się co do joty.

Po przerwie Sangwoo Sin wystrzelił krążek, on gdzieś pod drodze otarł się o jednego z naszych obrońców i wpadł do bramki. Kiedy Pasiut nie wykorzystał trzeciej okazji sam na sam można było tylko załamać ręce. Jednak 35 min przez 60 sekund graliśmy w podwójnej przewadze i w końcu Bryk pokonał Daltona. Odżyły nadzieję na korzystny rezultat, ale trzeba było poprawić skuteczność. Z tym był już problem i szybko nasze złudzenia rozwiali Koreańczycy. Prowadzili już 4:1 i spokojnie kontrolowali przebieg wydarzeń na tafli. Co prawda dali się zaskoczyć z niebieskiej linii Pociesze, ale to było wszystko na co pozwolili bezradnym Polakom.

Jutro przyjdzie Polakom stoczyć bój z gospodarzami i ten mecz ma spory ciężar gatunkowy. Kto wie, czy nie decydujący o tym, by pozostać w Dywizji IA

KOREA PŁD. - POLSKA 4:2 (1:0, 1:1, 2:1)
1:0 K. Kim – Ahn (7:51)
2:0 S. Sing W. Park (27:07)
2:1 Bryk – Pasiut – Wronka (34:40, w podwójnej przewadze)
3:1 Young – Swift (42:07)
4:1 S. Kim – Young (46:02)
4:2 Pociecha – Zapała (49:48)
KOREA PŁD.: Dalton; Yorung – W. Kim, Lee – Regan, Plante – Seo, Oh; K. Kim – S. Kim – J. H. Ahn, Cho – S. Shin – H. Y. Shin, Swift – Y. J. Lee, W. J. Kim, S. Sin – J. K. Park – W. Park.
POLSKA: Odrobny; Pociecha – Ciura, Bryk – Wajda, Kruczek – Wanacki, Rompkowski; Łopuski – Zapała – Kolusz, Malasiński – Pasiut – Wronka, Jeziorski – Bryniczka – Chmielewski, Kapica – Dziubiński – Urbanowicz.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama