16.12.2016 | Czytano: 1824

Polskiemu unihokejowi zabrakło tradycji hokejowych

Po długiej przerwie wracam do rozmowy z panem Ryszardem Kaczmarczykiem, jednym z najlepszych wychowawców młodego pokolenia na Podhalu. Tym razem w całości rozmawiać będziemy o unihokeju.

Ryszard Kaczmarczyk to człowiek, którego nikomu na Podhalu nie trzeba przedstawiać. Jest aktywnym trenerem hokeja na lodzie (MMKS Podhale Nowy Targ) oraz unihokeja (Bzik Akademia Sportu). Ponadto sędziuje mecze unihokeja, również Salming Ekstraligi. Ze sportem związany jest niemal od urodzenia i nigdy nie wypuścił swojej pasji z rąk. Niesamowita postać, osobowość, fantastyczny rozmówca.

Z kimś takim aż chce się rozmawiać. Zarówno o tym, co w sporcie dobre, jak i o tym, co niepokoi. W drugiej części mojego wywiadu pogawędzimy trochę o tym, dlaczego Słowacja ostatnio tak bardzo uciekła Polakom w unihokeju, co jest szansą na rozwój tej dyscypliny sportu w Polsce i o tym, jak ciężko jest być sędzią. Zapraszamy do lektury!



Czytaj też - pierwsza część wywiadu





Wywiady z pasją – Ryszard Kaczmarczyk – część II

Czy w jakikolwiek sposób podjąłby się pan oceny działaczy Polskiego Związku Unihokeja na przestrzeni ostatnich lat?


- Mam już nauczkę z poprzednich lat, że lepiej się nie wypowiadać na temat pracy innych, bo czasem człowiek powie coś za dużo i różne złe rzeczy potem z tego wynikają. Też nie zawsze dana wypowiedź zostanie zinterpretowana przez innych tak, jakby sobie tego życzył jej autor. Niemniej jednak pokuszę się o parę słów. Po pierwsze: nie czarujmy się – jeżeli ktoś robi coś za darmo, to ciężko jest go oceniać za skutki jego pracy. Taki człowiek robi to wtedy społecznie, robi na tyle, ile może i na tyle, na ile pozwala mu czas. Tak naprawdę gdyby nie ci różni działacze, tego unihokeja pewnie by nie było, dlatego trudno ich oceniać. Oni sami też pewnie wiedzą, że ich działania nie do końca są takie, jakich by sobie życzyli. Jest też w tym środowisku pewna walka frakcji. Ktoś chce coś komuś czasem udowodnić i na przykład wygrywa wybory, ale nie do końca ma pomysł jak to dalej pociągnąć. Generalnie mam do działań działaczy duże zastrzeżenia, aczkolwiek nie wiem na ile to jest związane z ich brakami wiedzy albo pomysłu na to, co można zrobić, a na ile też jest to kwestia finansów, które o wielu rzeczach decydują. Prawda jest jednak taka, że unihokej w Polsce stoi w miejscu i w ostatnim okresie nie za bardzo się rozwinął. Nie można jednak odmówić działaczom starań i prób, choć bardzo słabo wygląda na przykład to, że nie możemy ostatnio znaleźć sposobu na rozgrywki Ekstraligi. W tym roku wyszedł pomysł z szesnastoma zespołami i myślę, że mimo wszystko to było najrozsądniejsze wyjście, dlatego że trzymanie tych ośmiu drużyn w jednej lidze – a może i siedmiu, bo niewiadomo czy uzbierałoby się osiem – i granie czternastu, czy dwunastu meczy w sezonie mogłoby nie mieć sensu, bo razem z play-offami tych meczy wyszłoby może raptem osiemnaście. Teraz zaś są cztery grupy po cztery zespoły (przyp. red. w jednej z nich – grupie A – są trzy zespoły) i już tam jest dwanaście meczy, bo gra się każdy z każdym cztery razy. Potem do tego dojdzie 1/8 finału do dwóch zwycięstw, więc minimum dwa kolejne mecze, później jeszcze ćwierćfinał, półfinał i tak dalej… Na pewno tych meczy będzie troszkę więcej i chyba jest to rozsądne rozwiązanie. Tak mi się wydaje. A czy poziom unihokeja w Polsce na tym zyska? Nie wiem. Na pewno my tutaj na Podhalu nie możemy narzekać, bo grupa jest wyrównana, bardzo fajna i można się z tego tylko cieszyć. Każdy mecz jest tu emocjonujący i nawet jeśli Kraków odstaje od tej stawki, to jest w stanie choćby we fragmentach spotkań postawić się rywalom.

 

 

Pan miał okazję nawet sędziować kilka meczów tej grupy…

- Tak też myślałem, że spytasz o sędziowanie (śmiech)…Zgadza się (śmiech). No więc właśnie: jak to jest z tym sędziowaniem?

Jak to wygląda w pana przypadku? Co według pana jest w tym najtrudniejsze?

- W sędziowanie „bawię się” już jakiś czas i powiem szczerze, że zacząłem sędziować, by sam nabrać też pewnej wiedzy na ten temat. Uważam bowiem, że każdy trener, a nawet zawodnik powinien znać bardzo dobrze przepisy. Te przepisy można potem wykorzystać choćby w sferze taktycznej, także jeśli ktoś ma bardzo dużą wiedzą na temat przepisów to jest to na pewno dla niego jakiś plus, z którego może potem czerpać przy prowadzeniu drużyny. Poza tym dzięki temu, że zacząłem sędziować, nabrałem też szacunku do tej profesji i wiem, że nie jest to do końca takie proste, jak się komuś wydaje i jak mi się też kiedyś wydawało, gdy sam swego czasu prowadziłem drużynę. Sędzia nie jest w stanie na pewno wszystkiego zobaczyć. Widzimy zresztą, że nawet zawodowcy na Mistrzostwach Świata, czy Olimpiadzie popełniają błędy, choć biorą za to ciężkie pieniądze i są do tego szkoleni i bardzo dobrze przygotowani. Mimo to zdarzają im się błędy i jest to normalne, bo oko ludzkie nie jest w stanie wszystkiego zobaczyć. Ja cały czas powtarzam, że jeśli drużyny wychodzą na mecz po to, żeby grać i ze sobą rywalizować, to sędziuje się super. Jeżeli natomiast drużyny wychodzą na boisko po to, żeby wyrównać ze sobą jakieś porachunki z przeszłości, to nawet najlepszy sędzia nad tym nie zapanuje, bo tam gdzie jest złośliwość, tam już kończy się obiektywizm i zaczyna się tak naprawdę szarpanina i nerwowe sytuacje. A potem jak już lawina ruszy, to działa zasada tłumu. Gdy tłum rusza i biegnie, to wszyscy biegną w jednym kierunku. Podobnie jest na boisku: jeżeli wszyscy zaczynają mieć do siebie pretensje, to ciężko nad tym zapanować. I potem wynikają z tego niesnaski, czerwone kartki i różne przykre sytuacje… Wracając jednak do samej idei sędziowania, przywołam przykład Zachodu. Tam każdy chłopak – w przypadku hokeja i pewnie też unihokeja – wybierający jakąś klasę czy uczelnię sportową, musi zrobić sobie kurs sędziowski i przesędziować ileś tam godzin jako arbiter. W ten sposób nabiera szacunku do pewnych rzeczy i ma inne spojrzenie na osobę sędziego. Dzięki temu uczy się też kultury i myślę, że takie rozwiązanie nie zaszkodziłoby również nam, w Polsce. Ponadto zmniejszyłoby to wydatki drużyn, bowiem wypłata dla sędziego-juniora jest mniejsza niż dla tego bardziej doświadczonego, sędziującego już zawodowo.

 

Wracając do samego grania w unihokeja… Ostatnio bardzo dobrym przykładem na to, że my stoimy w miejscu, a inni idą do przodu są Słowacy. Jeszcze nie tak dawno byli za nami w światowym rankingu, a teraz poszli znacznie do przodu. Jest to kwestia różnic w wielkości terytorium państwa?


- Zdecydowanie tak. Jestem przekonany, że jest to z tym związane. U nich łatwiej jest zorganizować ligę, jest łatwiejszy dojazd, łatwiejsza komunikacja… Z jednego końca Słowacji na drugi jest raptem 300 kilometrów, a nie jak u nas 700 czy 800. Tak samo jest na Czechach. No i duże znaczenie miały tutaj też tradycje hokejowe Czechów i Słowaków. Łatwiej było gdzieś zagarnąć do unihokeja tych chłopaków, którzy nie osiągnęli sukcesu w hokeju na lodzie. To samo zresztą było u nas na Podhalu, w Nowym Targu. Dużo osób grało tu w hokeja, więc automatycznie łatwiej było im się przestawić na unihokej. Na Słowacji, jak i na Czechach każdy wie, że sportem narodowym jest hokej na lodzie, choć piłka nożna ostatnio mocno się z nim bije o ten tytuł, bo nie wiadomo, czy nie odnosi ostatnio większych sukcesów. Niemniej jednak hokej zawsze będzie topowym sportem w tych krajach. Jest to w mentalności w naszych sąsiadów – oni zawsze będą ten hokej pielęgnować i również dzięki temu unihokej się tam tak rozwinął. Zadziałało tam więc połączenie bliskości terytorialnej i tradycji hokejowych. W Polsce tak naprawdę, oprócz Nowego Targu, unihokej nie był połączony z tymi tradycjami hokejowymi. Dopiero teraz ta dyscyplina sportu zaczyna powstawać w Sanoku, Toruniu, czy Gdańsku. Tak, Gdańsku, bo tak naprawdę unihokej na Pomorzu rozwinął się w Gdyni, choć drużyna stamtąd ma w swojej nazwie miasto Gdańsk. Tak samo było ze Śląskiem. W pewnym momencie tam w ogóle nie grało się w unihokeja. Dopiero teraz to wszystko ruszyło w tamtym rejonie i jest trochę lepiej. Unihokej w Polsce rozwinął się więc tak naprawdę w wioskach, na obrzeżach. To była dawniej taka dyscyplina, że grało się jeszcze na małe bramki, mieszanymi (chłopcy, dziewczynki) składami i można było grać nawet siedmioma osobami, a więc w każdej szkole można było znaleźć trzy dziewczynki i czterech chłopaków, co już mogło stworzyć drużynę. Dzięki temu można było realizować swoje marzenia, jeżdżąc nawet na finały Mistrzostw Polski.

Wiadomo, że w razie chęci rozwoju unihokeja w Polsce pojawia się problem finansów, ale czy pan ma na przykład jakiś pomysł na skuteczny rozwój tej dyscypliny, pomijając kwestie finansowe?

- Myślę, że jeżeli znajdzie się człowiek z takim pomysłem to dostanie Nagrodę Nobla… Jedyną szansą dla tego sportu, która nie wymaga wielkich finansów, jest medialność, o której już wcześniej wspominałem. Jest to dla nas jedyna szansa. Ja cały czas liczę na medialny sukces przyszłorocznych The World Games 2017 we Wrocławiu. Mam nadzieję, że to rozwinie polski unihokej i pociągnie go do przodu. Ponadto jakieś choćby drobne pieniądze trzeba pompować w sport szkolny, bo od tego trzeba zacząć, czyli odbudować to, co kiedyś funkcjonowało. Pamiętam jak jeszcze dawno temu Rafał Pelczarski, pracujący wtedy z unihokeistami w Ludźmierzu, założył na Podhalu ligę unihokeja dla dzieci ze szkół podstawowych, która potem tak się rozwinęła, że była i pierwsza i druga liga. Osiem drużyn grało w tej pierwszej, siedem w tej drugiej. To była świetna inicjatywa. To mówię na podstawie naszego terytorium, natomiast jeśli chodzi o całą Polskę to trudno jest mi powiedzieć jak można pomóc tej dyscyplinie. Niestety – chcąc, nie chcąc – rozwój zawsze będzie zależny od finansów. Ciężko jest cokolwiek zrobić, jeśli ludziom się za to nie zapłaci, choćby w formie dodatkowych godzin pracy w szkole dla nauczycieli WF. Dawniej bowiem były w szkołach pieniądze na UKS-y, na dodatkowe zajęcia sportowe, a teraz ich nie ma. Jeśli się tego nie wykorzysta, to pozostaną nam tylko Akademie Ruchu, które ostatnio stają się coraz bardziej popularne – kto wie, może one to rozwiną. Nie jestem jednak pewny czy im się to uda.

O unihokeju porozmawialiśmy już dość sporo. A jak jest z hokejem? Co prawda Reprezentacja Polski osiągała ostatnio większe sukcesy niż w latach poprzednich, ale czy faktycznie hokej w Polsce idzie do przodu?

- …

Odpowiedź na to pytanie, jak i pozostałe, tym razem w dużej mierze związane z hokejem a lodzie, będziecie Państwo mogli przeczytać w następnej, trzeciej już części wywiadu z panem Kaczmarczykiem. Już teraz gorąco zapraszam do lektury!

Teskt: Jakub Udziela

Pozostałe części wywiadu:
- Część I: Być może już niedługo będziemy żyć w wirtualnej rzeczywistości

Komentarze







reklama