01.02.2016 | Czytano: 1532

Mimo problemów serce ciągle biło

Konia z rzędem temu, kto przed sezonem postawiłby pieniądze, że „szarotki” sezon zasadniczy zakończą na trzecim miejscu. Ba, po dziesięciu latach zagrają w finale Pucharu Polski! Nawet ustalający obsadę sędziowską na finałowy mecz nie wierzyli, że górale się w nim znajdą. Dlaczego? Bo do prowadzenia spotkania wyznaczyli Przemysława Kępę z Nowego Targu!

A  to dlatego, że z drużyny, która przed rokiem zdobywała brązowy medal, odeszło sześciu graczy. Hokeistów, którzy decydowali o obliczu zespołu. Do tego w trakcie sezonu zespół prześladowały kontuzji, które wyeliminowały zawodników na wiele tygodni. Trener do dyspozycji miał tylko jednego nominalnego środkowego. Jak tu grać bez reżyserów ataków? Mimo ubytków kadrowych ciągle biło serce drużyny, która płatała psikusy możnym, przynajmniej na papierze, tej ligi.

12 spotkań z rzędu bez porażki. Drużyna niepokonana u siebie od 26 marca do 6 grudnia. Licznik zatrzymał się na 15 wygranych spotkaniach. Podhale zbyt dosłownie wzięło sobie do serca dzień Św. Mikołaja. To statystyki.

- Wykonaliśmy kawał dobrej roboty, ale za wynik rozliczani będziemy po sezonie. Przed nami najważniejsza faza mistrzostw, play off. Teraz skupiamy się na pierwszej rundzie. Istotne jest, by przejść ćwierćfinał – mówi trener hokeistów Podhala, Marek Ziętara.

- Spodziewałeś się przed sezonem takiego wyniku?

- Szczerze? Raczej nie. Pierwsze mecze pokazały, że łatwo o punkty nie będzie, że rywalizacja będzie zacięta i dużo drużyn będzie aspirowało do gry w szóstce. Kolejne mecze tylko to potwierdziły. W każdym meczu trzeba było się bić i z ”gardła” wyrywać punkty. Walka o prawo gry w grupie silniejszej trwała do ostatniej rundy, a nawet do ostatniej sekundy. O dwa miejsca biły się aż cztery zespoły. Różnice punktowe były minimalne. Wygrywaliśmy mecz za meczem, a mimo to długo nie byliśmy pewni gry w szóstce. Gdyby nie wartości dodane, czyli zdobyte punkty na Tychach i Cracovii, to walczylibyśmy do samego końca o awans, który był naszym priorytetem.

- Drugą cześć sezonu, w szóstce, zdominowały kontuzje.

- Zajęliśmy trzecie miejsce. W porównując poprzednie sezony, to świetny wynik. Przed dwoma laty byliśmy na ostatnim miejscu po sezonie regularnym, ubiegły sezon zakończyliśmy na piątej pozycji, nie awansowaliśmy do Pucharu Polski. Mimo kłopotów, o których wspominasz, prezentowaliśmy w miarę stabilną formę. Rzeczywiście problem pojawił się w końcówce sezonu. Kontuzje przetrzebiły zespół. Ponad siedem tygodni nie zagraliśmy w optymalnym składzie. Były momenty, że brakowało mi 7-8 graczy. Najgorsze było to, że z czterech środkowych napastników, trzech wyleciało mi ze składu. Większość spotkań rozegraliśmy z jednym nominalnym środkowym, Krzyśkiem Zapałą. Zmuszony zostałem do roszad w poszczególnych formacjach. Przez długi okres czasu zmuszony byłem grać na trzy piątki. Trudno wytrzymać taki maraton. Rotacje w formacjach odbiły się na naszej grze w przewagach i osłabieniu. Brak kompletnych formacji sprawił, iż nasza gra w przewadze nie była idealna. Trudno, by w takich okolicznościach funkcjonowały wszystkie opracowane warianty gry. Końcówka była trudna, ale nie pod względem przygotowania fizycznego. Mimo kłopotów wygrywaliśmy mecze z mocniejszymi personalnie przeciwnikami, walczyliśmy o utrzymanie trzeciej pozycji.

- Zmartwieniem jest krótka ławka.

- To jest zmartwienie od momentu, gdy zabrałem się za budowanie zespołu. Drużyna zamknęła się w czterech piątkach z małym polem manewru. Nie było kim z dołu uzupełnić składu. Dzięki Bogu dwie rundy kontuzje nas omijały. Nie było groźnych, które eliminowałby graczy na dłuższy czas. Dopiero w końcówce fazy zasadniczej pokrzyżowały nam plany.

- Trzytygodniowa przerwa w rozgrywkach to dla twojego zespołu zbawienie czy utrapienie?

- Tak i nie. Tak, bo kontuzjowani gracze wyleczą się. Mam przynajmniej taką nadzieję. Wierzę, że zagramy play off w optymalnym składzie. Z drugiej strony utrapienie. Na kadrę wyjeżdża mi kilku zawodników z pierwszej i drugiej piątki. Zabraknie czasu, by przećwiczyć aspekty gry taktycznej. Minusem jest brak kompletnych formacji. Uważam, że źle został skonstruowany kalendarz ligowy. Wydaje mi się, że jeśli w Związku planowano tak długą przerwę, to powinno się pomyśleć, żeby rozegrać przed play off jeszcze dwie kolejki sezonu regularnego. Drużyny, które oddają najwięcej zawodników do reprezentacji miałyby czas wejść w rytm meczowy. A tak nie jest to komfortowa sytuacja dla Cracovii, Tychów i Podhala. Nie był to przemyślany krok przez Związek.

- Jak spędzicie okres do meczu ćwierćfinałowego z Unią?

- Zawodnicy otrzymali dwa dni wolnego, by zrelaksować się i odpocząć od siebie. Potem przystępujemy do realizacji planu na play off. Przez dwa tygodnie będziemy trenowali na siłowni i dwa razy dziennie na lodzie. Zakończymy ten okres meczami kontrolnymi z Cracovią (11 i 12 lutego). Po nich zawodnicy dostaną dwa dni wolnego i od 15 lutego przystąpimy do realizacji ostatniego etapu, czyli szlifowania taktyki i analizy gry przeciwnika.

- Mecz, który cię porwał?

- Był moment, że wygraliśmy 12 meczów z rzędu. Ogrywaliśmy każdą drużynę. Karta „żarła”, drużyna grała perfekcyjnie. Były mecze, które rozstrzygaliśmy w pierwszej fazie meczu, ale były też takie, które w samej końcówce. Można pięknie grać i przegrać, a można słabo i zgarnąć punkty. Charakter drużyny poznaje się wtedy, kiedy nie idzie, gra się nie klei, zawodnicy nie są w idealnej dyspozycji, a potrafią się zmobilizować i złamać mecz. Takich meczów było kilka. Który mnie porwał? Półfinałowy Pucharu Polski z Tychami. To był mecz jak za dobrych lat Podhala. Zaczęliśmy nerwowo, przegrywaliśmy, ale od drugiej tercji to był koncert na kije i krążek pod naszą batutą. Chłopcy zagrali fantastycznie. Był to spektakl, który porwał serca kibiców. Ilość ludzi i atmosfera na trybunach fantastyczna. Odżyły wspominania. Ograliśmy mistrza kraju i obrońcę trofeum! Nikt tego się nie spodziewał. Najlepszym dowodem niech będzie fakt, iż do prowadzenia meczu finałowego wyznaczono arbitra z Nowego Targu. Dopiero po interwencji Rudolfa Rohaczka zmieniono obsadę.


Oto ćwierćfinałowe pary: Comarch Cracovia - Orlik Opole, GKS Tychy - Polonia Bytom, TatrySki Podhale Nowy Targ - Unia Oświęcim i JKH GKS Jastrzębie - Ciarko PBS Bank STS Sanok. Początek play-offu i play-outu 19 lutego.
W pierwszej rundzie play-off zespoły walczyć będą do trzech zwycięstw. Pierwsze dwa mecze i ewentualnie piąty rozegrane zostaną na lodowiskach wyżej sklasyfikowanych zespołów po sezonie zasadniczym, a gospodarzami trzecich i ewentualnie czwartych spotkań będą zespoły, które zajęły lokaty od 5. do 8.
Drużyny, które zajęły miejsca 3-5 w grupie słabszej, czyli Naprzód Janów, Zagłębie Sosnowiec i Nesta Mires Toruń walczyć będą w fazie play-out o utrzymanie systemem każdy z każdym (cztery rundy) z zaliczeniem punktów i bramek zdobytych w całym sezonie. Ostatni z tych zespołów zostanie zdegradowany do I ligi. Jego miejsce zajmie gdański Stoczniowiec, który wygrał rywalizację z Dębicą.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama