10.07.2015 | Czytano: 1880

Majsterkowicze

- Dziadostwo z roku na rok. Co roku mamy coś nowego. Od kilku lat rządzący polskim hokejem nie mają pomysłu ani programu na uzdrowienie dyscypliny – takie opinie słychać w hokejowym światku.

Co ekipa to nowe pomysły, ale …co roku zmieniane. Ciągle coś się „dłubie” przy lidze, kadrze… Co roku drużyny przygotowują się do sezonu, wkraczają w decydującą fazę i nic nie wiadomo. 10, 12, 13 drużyn, a może więcej tworzyć będą PHL? Kiedy zaczynamy? Jakim systemem? Czy kluby zakopały topór w ze Związkiem?

Był sezon, że w trakcie rozgrywek skrócono sezon zasadniczy z sześciu do pięciu rund. Play off grano różnymi systemami - do trzech, czterech wygranych, a w sezonie 1989/90 finał zamknął się jednym spotkaniem. Z ilością drużyn jest jak… ktoś sobie w danej chwili wymyśli lub ma przebicie i dla niego powiększa się ligę. Ostatnio modne stały się „dzikie karty”. Wymyślone zostały na poczet ratowania budżetu związku, bo do licha nie mają podłoża sportowego. Chociaż są tacy, którzy twierdzą, że wszystkie drużyny powinno się wrzucić do jednego koszyka, bo ich tak niewiele zostało. Zaczęłaby się produkcja zawodników. Coś w tym pomyśle jest, ale trzeba byłoby wyeliminować miernych obcokrajowców, zmniejszyć ich liczbę. Dać szanse gry młodym Polakom. A to już sternikom niektórych klubów się nie podoba. Bardziej opłaca się brać gotowe, niż szkolić. Najlepszym przykładem jest Cracovia, która teraz idzie szlakiem przetartym przez Piotra Hałasika (były prezes PZHL). Profesorowi zamarzyła się „Drużyna Marzeń”, by móc zagrać w Lidze Mistrzów. Jego „Dream Team” ma większe szanse powadzenia, niż pomysł Hałasika z wirtualnym sponsorem.

Fajnie, tylko dlaczego profesor, przez dekadę rządów w „Pasach” nie potrafił wyszkolić żadnego hokeisty? Gdyby zaczął z 10-latkami, to dzisiaj nie musiałby się narażać na docinki ze wszystkich stron. Jego pieniądze zostałby dobrze wykorzystane dla dobra dyscypliny. Majstruje się też przy ilości obcokrajowców – pięć, sześć, osiem, a przecież można jeszcze zapłacić i mieć ich w kadrze więcej lub znaleźć polskie korzenie. W związku często mocniejszy przeforsowywał swój pomysł, by tylko nie ucierpiał interes jego klubu.

Ten model nie ma szans na zaminę. Niedawno media obiegła informacja, że kadrowicze przejdą badania 28 lipca. Okazuje się, że termin został zmieniony na 3 sierpnia. Oficjalnej wersji nie ma, bo nikt jej nie upublicznił. Zapewne ze wstydu. Ci co się orientują w realiach, wiedzą doskonale, że w tym czasie Tychy, których najwięcej jest powołanych graczy, gra sparing w Namestovie z drużyną Andrieja Gusowa Soligroskiem. Nikt nie konsultuje się z klubami, nikt w związku nie wie jakie plany mają kluby, a potem trzeba cichaczem wycofywać się z wcześniejszych decyzji. Oczywiście mocniejszy głos ma ten, kto ma pieniądze, dlatego przypomniał mi się dialog…

Ekstraklasa: - Jest interes do zrobienia.
Klub: - Interes? Ile można stracić?
Ekstraklasa: - Co się mnie pytasz, ile można stracić! Się mnie natychmiast zapytujesz ile można zarobić!
Klub: - Ile się zarobi, to się zarobi. Ja się pytam ile trzeba mieć, żeby ryzykować w razie, że się starci?
Ekstraklasa: - 100 tysięcy masz?
Klub: - Mam mieć.

To dialog (ciut przerobiony) z kultowego skeczu „Sęk”, legendarnego kabaretu Dudek, w którym, ponad pół wieku temu, rozmawiają Kuba Goldberg i Byniek Rappasport. Z interesu tych panów wyszły nici. Dialog kończy się słowami: „A pies? A pies ci mordę lizał”. Podobnie kończyło się każde majsterkowania przy polskim hokeju. Próbować warto, ale z głową.
Reforma. Proces ewolucyjnego, stopniowego i zwykle długotrwałego przekształcania, nie naruszający jego podstawowych reguł i mechanizmów. Każda reforma rozgrywek miała dać impuls dyscyplinie, miała podnieść jej poziom. Miała, miała…

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama