10.03.2019 | Czytano: 11381

PHL: Do trzech razy sztuka? (+zdjęcia)

To już nie przelewki, we wtorek rozpoczyna się walka o medale. Na drodze „Szarotek” do finału stają hokeiści GKS Tychy, aktualnego mistrza kraju.

To będzie szósta półfinałowa konfrontacja tych drużyn. Tylko jedna zakończyła się triumfem „Szarotek” w 2010 roku. Ostatnie dwie - w 2016 i 2018 r. – wygrali tyszanie 4:0 i 4:1. Do trzech razy sztuka? Powiedzenie to pasuje jak ulał w przypadku Podhala. Już raz ta reguła się sprawdziła. Po dwóch przegranych półfinałach w 2008 i 2009 roku, w następnym górale okazali się lepsi od tyszan, a styl w jakim do tego doszło w decydującej rozgrywce, budził szacunek. Dlaczego historia miałaby się nie powtórzyć?

Tychy na kolanach

- Powiedzieliśmy sobie na odprawie, że każdy musi zostawić serce na lodzie. Pokazać góralski charakter. Tylko w taki sposób możemy pokonać tyski zespół – mówił przed decydującym meczem trener Milan Janczuszka.

Świetnie zmotywował drużynę, bo od pierwszego gwizdka sędziego napierała z ogromną siłą na bramkę rywala. Sobecki zwijał się jak w ukropie, ale trzeba powiedzieć, że miał sporo szczęścia. Formacje atakujące Podhala miały większą siłę rażenia. „Szarotki” niesione fantastycznym dopingiem grały jak w transie. Tyszanie się tylko bronili. Po drugiej tercji gromkie brawa żegnały hokeistów Podhala. Były zasłużone, bo gospodarze rozegrali fenomenalną partię. Powiało halnym. Tyszanie nie potrafili sobie poradzić z porywistym wiatrem, który z każdą minutą wiał z większą siłą. Popełniali mnóstwo błędów w defensywie. Nowotarżanie byli szybsi, jakby rozgrywali pierwsze, a nie dziesiąte spotkanie play off. No i posypały się gole.

„Na kolana! Na kolana! GKS! – skandowali kibice, gdy Kolusz najpierw przepięknym strzałem z nadgarstka podwyższył na 5:0, a chwilę później dobił uderzenie Łabuza i zmusił Sobeckiego do opuszczenia posterunku. Tychy po prostu nie istniały. „Próbowały” grać, ale to były nieudolne próby. Nie miały pomysłu na sforsowanie defensywy górali.

Krzysztof Zborowski

- Mieliśmy problemy ze zdobywaniem bramek – powiedział trener tyskiej drużyny, Jan Vavreczka. – Podhale świetnie grało w defensywie. Z kolei nasi obrońcy przy pierwszym i drugim golu nie grali do końca. Odpuścili. Zabrakło moim zawodnikom serca jakie miało Podhale. Każdy jednak sprzedaje siebie.

Przypomnijmy aktorów tego decydującego widowiska:

Podhale Nowy Targ – GKS Tychy 6:0 (1:0, 3:0, 2:0)
1:0 Kolusz – Zapała (6:09), 2:0 Baranyk – Bakrlik (20:35), 3:0 Dziubiński – Bakrlik – Voznik (37:04 sygnalizowana kara), 4:0 Kmiecik – Dziubiński - Malasiński (37:28), 5:0 Kolusz – Zapała (47:34), 6:0 Kolusz – Łabuz (50:14).
Podhale: Zborowski; Dutka – Sroka, Iviczicz – Sulka, Łabuz – D. Galant; Baranyk – Voznik – Bakrlik (4), Kapica – Zapała – Kolusz, Malasiński – Dziubiński (2) – Kmiecik, Ziętara - Bryniczka - Gaj. Trener Milan Janczuszka.
GKS Tychy: Sobecki ( 50:14 Witek); Gonera – Śmiełowski, Kotlorz (2) – Majkowski, Mejka - Jakesz; Witecki – Parzyszek (2) – Bacul, Paciga – Garbocz – Proszkiewicz (6), Bagiński – Krzak – Woźnica, Maćkowiak – R. Galant – Wołkowicz. Trener Jan Vavreczka.

Sympatykom Podhala chyba nie trzeba przypominać, że po tak udanym półfinale, w decydującej bitwie o złoto „Szarotki” odprawiły „Pasy” 4:0!

Wystrzałowa noc

Tylko raz oba teamy zmierzyły się w finale. Było to w sezonie 2006/07. Tychy w finałowej serii nie miały żadnych atutów, by sprostać góralom, przegrały 1:4 w meczach. Jedyne zwycięstwo odniosły w rzutach karnych, w trzecim meczu. W ostatnim spotkaniu, w 34 minucie padł rekord odległości z jakiej pokonany został bramkarz. Sebastian Gonera, gdy jego zespół grał w osłabieniu, z „wąsów” własnej tercji wybijał krążek i – ku zaskoczeniu wszystkich – z takiej odległości zmusił do kapitulacji Tomasza Rajskiego.

Wiktor Pysz,  trener Podhala tak komentował triumf swojej drużyny: - Triumfowała dobra taktyka i świetne wykonanie jej przez zawodników. W tak trudnych meczach niezwykle istotna jest dyscyplina i pressing na tafli. Udało nam się to zrealizować i zasłużenie wygraliśmy. Po raz pierwszy zdobyłem mistrzostwo Polski z ławki trenerskiej. W kolekcji mam, jako zawodnik Podhala, trzy złote medale. Bardzo się cieszę, że dramaturgia w meczach play off była świetną promocją polskiego hokeja. Okazuje się, że nie jest on taki zły i dostarcza wielu emocji.

Był to osiemnasty brylant w mistrzowskiej koronie, ale pierwszy w XXI wieku, w dodatku zdobyty przez Wojasa. Nikt w historii polskiego hokeja nie może się poszczyć takim osiągnięciem! Więcej, po raz pierwszy od 1984 roku, od kiedy rozgrywany jest w naszym kraju play off, drużyna z czwartego miejsca po sezonie zasadniczym sięgnęła po mistrzowskiego berło. Nowy Targ oszalał z radości! Ale też na taką chwilę czekał dziesięć lat! To co się działo, w nocy z 20 na 21 marca 2007 roku przed halą lodową i na nowotarskim Rynku przeszło wszelkie wyobrażenia. To była wyjątkowa noc.

Czekamy na kolejną wystrzałowa noc. Na powrót stolicy polskiego hokeja do Nowego Targu. Tyska przeszkoda jest pierwszym krokiem do spełniania marzeń hokeistów i ich sympatyków. Panowie! Zróbcie to!

Oto główka z decydującego spotkania o złoto



Poniżej pliki  z zeskanowanym obrazem relacji katowickiego Sportu z wszystkich pięciu spotkań.


Czy wiecie, że…
* Zespoły GKS Tychy i Podhala Nowy Targ w play off potykały się 53 razy. O jedno spotkanie lepsi są tyszanie. W bilansie bramkowym „Szarotki” są na plus dziewięć.
* Po raz pierwszy oba zespoły skrzyżowały kije w pierwszej edycji play off, 17 kwietnia 1984 r. Wygrali górale 5:0.
* W fazie ćwierćfinałowej pięć razy zwyciężali górale, a tylko w sezonie 2000/01 górą byli tyszanie (seria 3:1), chociaż rozpoczęli od zaskakującej porażki 0:5 przed własną widownią. Z tym meczem wiąże się ciekawa historyjka. „Szarotki”, pod nieobecność Andrzeja Słowakiewicza - twierdził, że został uwięziony przez generalnego sponsora Wieńczysława Kowalskiego- prowadził Jacek Szopiński. To było jedyne zwycięstwo nowotarżan, a gazety pisały „Preludium Szopena”. W drugim meczu w boksie stanął już popularny „Mąka”, lecz kolejne dwie potyczki prowadził ukraiński trener Władimir Andriejew, który zasłynął tym, iż zajęcia szkoleniowe nadzorował zza bandy, gdyż...nie miał łyżew. Po dwóch przegranych spotkaniach wrócił do ojczyzny.
* Najwyższe wygrane: Podhala - 11:1 (1995) i 13:3 (1999) na własnym lodzie i 5:0 na wyjeździe (2001); tyszan - 11:2 (2012) u siebie i 6:2 (2010) na wyjeździe.
* Dwa spotkania wyłoniły zwycięzcę po karnych – w 2009 wygrało Podhale 2:1, dwa lata wcześniej Tychy 4:3.
* Najskuteczniejsi w bezpośrednich spotkaniach: Baranyk – 12 goli, Kacir – 11, Zapała – 8 (Podhale); Parzyszek – 10, Pasiut i Komorski – po 7, Paszkiewicz, Bacul, Krzak, Sarnik – po 6 (Tychy).
* Hat trick zanotowali: Baranyk (2008) i Kolusz (2010) ze strony Podhala oraz Pasiut (2012) dla tyszan.
* Dwóch zawodników strzelało dla obu zespołów – Kolusz i Bakrlik. Ten pierwszy 4 razy trafiał do tyskiej bramki i raz w drugą stronę. Bakrlik ma bilans odpowiednio 3:2. Dodajmy, iż drugi trener GKS, Majkowski trzy razy pokonywał bramkarzy Podhala.

Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski
 

Komentarze









reklama