07.05.2013 | Czytano: 2888

Guzik: Spełniam swoje marzenia

- Jestem młody i nic mnie w Polsce nie trzyma. Jeśli nie teraz, to kiedy mam spełnić swoje marzenia o grze w najlepszej lidze na Starym Kontynencie? – pyta retorycznie 20 – letni Kacper Guzik, wychowanek Podhala, który kilka dni temu podpisał kontrakt z Donbasem Donieck, klubem z KHL.

 

Guzik złapał byka za rogi. Odkąd zdecydował się zostać hokeistą marzył o grze w najlepszych ligach. Tym marzeniom starał się pomóc. Dlatego już w wieku 13 lat wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Jego agentem był Kordian Wolski, brat gwiazdy NHL Wojciecha. Z nim oraz Joe Thorntonem miał okazję wspólnie trenować. Za Oceanem sześć sezonów uczył się hokejowego rzemiosła od najlepszych. I do z dobrym skutkiem. Był pierwszym polskim juniorem, który sięgnął po mistrzostwo Ameryki. W finale, rozgrywanym w Nowym Jorku, wygranym przez jego drużynę 2:1, zdobył zwycięskiego gola. Został też królem strzelców. Dostrzegli to skauci i był draftowany przez zespół Lincoln Stars (USHL). Kontuzja braku sprawiła, iż musiał wrócić do kraju.

Wolscy - Kordian i Wojciech z Kacprem Guzikiem w nowotarskim Pubie Hokejowym


- Dopiero w Stanach Zjednoczonych okazało się, że mam niezrośnięty bark – mówi. – W kraju tego nie dostrzegli. Z uszkodzonym barkiem rozegrałem mistrzostwa świata U18 w Krynicy. Będąc w Stanach Zjednoczonych przekonałem się o profesjonalizmie pomocy medycznej. Każdy zawodnik jest bardzo, ale to bardzo dokładnie „prześwietlony”. Nic nie ujdzie uwadze. Miałem kolegę, który doznał wstrząśnięcia mózgu. U nas, na drugi dzień trenowałby. Tam przeszedł dokładne badania komputerowe i dostał zakaz gry w hokeja na dwa miesiące. Twierdzili, że mózg uszkodzony nie reaguje z tak dobrym skutkiem i refleksem, jak jest sprawny. Musiał się wyleczyć, by ponownie zagrać.

20 – letni nowotarżanin długo nie grał, gdyż PZHL zawiesił go za incydent podczas mistrzostw Polski, a że nie przebywał w kraju, jego kara przedłużała się. Ona nadal biegłaby, gdyby nowy zarząd PZHL jej nie zawiesił. W tym czasie próbował zahaczyć się na Białorusi, przebywał na obozie z Birkutem Kijów. Miniony sezon rozpoczął w GKS Katowice, by, po udanych dla niego mistrzostwach świata U20, przenieść się do Tychów.

- Jestem szczęśliwy, że podpisałem roczny kontrakt z Donbasem Donieck, bo w kraju nie dostawałem zbyt wielu szans – mówi. – Tyski szkoleniowiec nie przepadał za młodymi. Jak przyszedłem do Tychów, to z Galantem i Witeckim tworzyliśmy fajne trio. Grało nam się dobrze. Można powiedzieć, że „nieśliśmy” drużynę, bo w każdym meczu punktowaliśmy. Tworzyliśmy trzecią formację, bo kontuzje wyeliminowały z gry Taddy DaCostę, Mikołaja Łopuskiego i Grześka Pasiuta. Gdy zawodnicy z nazwiskami wrócili do drużyny, to musieli grać. Tak w Polsce jest i tak zapewne będzie.

Dlatego długo nie zwlekał z popisaniem kontraktu z drużyną KHL. Tym bardziej, iż Ukraińcy widzieli go już w akcji i nie musiał przechodzić testów. Trener Andriej Wiktorowicz Nazarow chciał dokooptować jeszcze jednego zawodnika do Kacpra, ale ostatecznie zrezygnował. Sam, w swoich wypowiedziach, daje do zrozumienia, że bardzo liczy na Polaka. Widzi go w składzie. Po takich słowach można mieć nadzieję, że Guzik będzie pierwszym Polakiem, który zadebiutuje w tej najlepszej europejskiej lidze. Tym bardziej, iż Nazarow ( ma także amerykańskie obywatelstwo) preferuje twardy hokej, od którego nie stroni nowotarżanin. Rosyjskie media, po incydencie w Mińsku, gdy prowadził Witiaza Czechow, napisały, że Nazarow jest prekursorem „napastniczego stylu gry drużyny”.


– Zaledwie dzień zwlekałem z złożeniem podpisu – przyznaje. – Musiałem mieć czas na przetłumaczenie pewnych punktów. Wcześniej, w rozmowie telefonicznej z Siergiejem Witerem, ustaliśmy wszystkie szczegóły. Kontrakt opiewa na rok czasu. Zdaję sobie sprawę na jak głęboką wodę wypływam, ale mam twardy charakter, nie boję się wielkich wyzwań. Polska liga jest słaba i jak z takiej się wychodzi, to nie ma się wielkiego bagażu doświadczeń, tym bardziej, iż dużo nie grałem w niej. Jak będę pewny siebie, tak jak podczas mistrzostw świata, to sobie poradzę. Będę rywalizował z młodzieżowcami. Jeśli się nie przebiję, to zagram w drugim Donbasie lub MHL, ale w każdej chwili mogę wskoczyć do pierwszego zespołu, jeśli moja dyspozycja będzie wysoka. Będę jednak robił wszystko, by zadebiutować w KHL. Czy mi się to uda? Chcieć a móc to spora różnica. Hokej nie jest łatwym sportem. Śledziłem mecze KHL i gra się w niej zdecydowanie szybciej niż za Oceanem, gdzie lodowiska są krótsze. Na europejskich taflach, żeby tak gonić, to trzeba mieć końskie zdrowie. To efekt ruskiej szkoły. Non stop trening. Rosjanie mają z czego wybierać, bo hokeistów jest mnóstwo. Kto przetrwa, ten gra. Dam z siebie wszystko, by rozegrać w KHL jak najwięcej spotkań. Wyjeżdżam do Doniecka 1 lipca. Krótkie przygotowania na sucho, potem lód i sezon.

Kacper miał już okazję zapoznać się z rosyjską szkołą hokeja. Może ją porównać z kanadyjską. Inną niż preferowana w naszym kraju słowacko – czeska. W Rosji nie ma stricte letnich przygotowań od maja i potem 2-3 tygodnie urlopu. Tam przystępuje się do pracy w lipcu i tak już do końca sezonu.

- To są różne szkoły – twierdzi. – W ubiegłym roku byłem w Kijowie i przez dwa miesiące treningi były bardzo ciężkie. Nie spodziewam się, że w Doniecku będzie lżej. W końcu bardziej renomowana liga. W Polsce dawniej tak pracowano, gdy byli rosyjscy trenerzy. Kanadyjskiego stylu pracy nie wprowadzono w Rosji. Wszystko nastawione jest na siłę, kondycję. Na lodzie zaś tak się długo ćwiczy jeden element, aż wykonuje się go na pamięć. Każde ćwiczenie wykonywane jest z sensem, a nie po to, by tylko odfajkować jednostkę treningową. Pobyt w Ameryce też dał mi dużo. Nauczyłem się kanadyjskiego stylu gry. Duży nacisk kładzie się na grę ciałem. Ten styl twardej gry ciałem próbowałem wszczepić na polski grunt. Trenerzy przekonywali mnie, że mam warunki fizyczne i predyspozycje do takiej gry. Uważam się za twardego zawodnika. Nie boję się ostrych strać. Jestem przygotowany, że mogę być trafiony, że mogę mieć trudności zjechać z lodu. Taki jest hokej, nie dla mięczaków. Ty rozdajesz razy i również je zbierasz. W naszej lidze trudno się gra ciałem. Starsi zawodnicy są pod ochroną. Twierdzi się, że „młody nie może podskoczyć”, a więc trzeba go ukarać. A przecież wszyscy gramy w tej samej lidze.

Kacper Guzik był rewelacją mistrzostw świata U20, które rozgrywane były w Doniecku. Wychowanek Podhala został wybrany najlepszym napastnikiem czempionatu. Był też najlepszym strzelcem turnieju ( 8 goli) i najlepiej punktującym graczem (11 pkt.). W decydującym meczu o awansie do wyższej dywizji, biało- czerwoni z Włochami przegrywali już 0:2 i wtedy sprawy w swoje ręce wziął Guzik. Zdobył trzy gole i Polska okazała się najlepsza w ukraińskiej dywizji.

- To były wspaniale dla mnie i drużyny mistrzostwa – wspomina. – Tworzyliśmy dobrze rozumiejący się kolektyw. Atmosfera w nim panująca pozwoliła nam na osiągniecie sukcesu. Polubiłem trenera Andrieja Parfianowa. Każdy z graczy cieszył się, że był w jego drużynie. Każdy też wszystko dał z siebie na lodzie. Jechałem na czempionat z postanowieniem, że musimy zająć pierwsze miejsce, bo w swoim dorobku jeszcze takiego osiągnięcia nie miałem, a były to dla mnie trzecie mistrzostwa globu. Mecz z Włochami nie układał się po naszej myśli, ale ciągle wierzyłem, że damy radę. Załamanie trwało krótko. Z racji tego, że byłem zastępcą kapitana próbowałem być liderem i wstrząsnąć zespołem. Krzyczałem do chłopaków, by się obudzili i zaczęli grać. W pierwszej tercji nie wiedzieliśmy co jest grane. 26 sekund przed końcem drugiej odsłony zdobyłem kontaktową bramkę. Bramka zdobyta do szatni dodała nam skrzydeł. Przejęliśmy inicjatywę. Nie pozwoliliśmy rywalowi grać w naszej tercji. Graliśmy na cztery piątki. Nie spotkałem, że w tak ważnym meczu, trener będzie grał wszystkimi zawodnikami. Każda formacja, każdy zawodnik grał odpowiedzialnie, by nie stracić gola. Po końcowej syrenie była ogromna radość i satysfakcja z dobrze wykonanej pracy.

Stefan Leśniowski
 

 

Komentarze







reklama