21.02.2013 | Czytano: 7012

Szczęście było blisko

Hokejowe Podhale w latach 70 – tych było bardzo mocno. W kraju nie miało sobie równych, zdobywając pod rząd dziewięć mistrzowskich tytułów. Również w Pucharze Europy Mistrzów Klubowych (nie mylić z obecnym Pucharem Kontynentalnym) nie było chłopcem do bicia. Z cyklu „Niezapominanie mecze” odświeżymy kibicom mecze z mistrzem Finlandii, bo bardzo długo o nich dyskutowało hokejowe środowisko.

1 lipca 1974 roku szkoleniowy ster „Szarotek” przejął Rosjanin z Nowosybirska, Witalij Stain. Absolwent moskiewskiego Instytutu Kultury Fizycznej, były hokeista, usiłował postawić na ciężką pracę. Był przekonany o słuszności swej, wypróbowanej już w ZSRR, koncepcji. - Ranny trening - rozruch i ćwiczenia techniczne, południowy - ćwiczenia siłowe, wieczorny - zajęcia taktyczno - techniczne. Tak pracują w CSKA Moskwa, tak pracują najlepsi hokeiści na świecie. Tak musimy pracować - przekonywał.

Już po dwóch miesiącach pracy jego zespół rzucony został na głęboką wodę i zdawał pierwszy test. Toczył boje w Pucharze Europy i to z nie byle kim, bo dwukrotnym mistrzem Finlandii HIFK Helsinki. Z drużyną, która przyjechała do stolicy Podhala (Finowie byli tak bardzo przekonani o swojej wyższości, iż zdecydowali się oba spotkania rozgrywać na terenie przeciwnika) w najmocniejszym składzie, z siedmioma reprezentantami kraju. Przeciwnik to była marka na europejskiej scenie. Dla mistrza „Suomi” mecze z Podhale nie były spacerkiem. Obydwa widowiska były niezwykle ekscytujące, z rzędu tych, po których żaden kibic nie może zasnąć długie godziny.


od lewej - Józef Batkiewicz, Leszek Kokoszka i Stefan Chowaniec

 

Nawet najstarsi górale nie pamiętali takiego dramatu, takiego gradu bramek, takiej ilości spięć podbramkowych i takiej zmiany nastrojów - od 2:0 poprzez 2:4 do końcowego 7:8 w pierwszym spotkaniu i od 4:0 do końcowego 8:7 w drugiej konfrontacji. Nie ulega wątpliwości, że grad bramek był wynikiem także obustronnych błędów w liniach defensywnych.

Podhale rozpoczynało pojedynki z wysokiego pułapu i przez pierwsze minuty dyktowało warunki gry. W rezultacie przewagi nowotarżanie prowadzili w pierwszym meczu 2:0, a w drugim 4:0. Wtedy gospodarze poczuli się zwycięzcami, oddając inicjatywę hokeistom z Helsinek. Momenty dekoncentracji kosztowały „Szarotki” bardzo drogo. W pierwszym spotkaniu musiały zjechać z tafli pokonane, a w drugim - zwyciężając również różnicą jednej bramki, musiały stoczyć zacięty bój w dogrywce. Dodatkowy czas gry, który trwał dwa razy 15 minut (nie grano wówczas do „nagłej śmierci”), również nie przyniósł rozstrzygnięcia (1:1). Podczas drugiej dogrywki sędziowie nie uznali prawidłowo zdobytej bramki przez Stefana Chowańca i doszło do egzekwowania rzutów karnych. W tym elemencie lepsi byli Finowie, którzy trzykrotnie zmusili bramkarza Podhala do wyciągnięcia krążka z siatki, podczas gdy z nowotarżan „gumę” w bramce rywala umieścił tylko Leszek Kokoszka.

Nawet Hitchcock nie powstydziłby się takiego scenariusza. Dramat na nowotarskiej tafli był widowiskiem niepowtarzalnym - Podhale przegrało, lecz na pocieszenie wypada powiedzieć, że w wielkim stylu. Nikła porażka z renomowanym przeciwnikiem po ponad 150 minutach gry i niesamowitej walki nie przyniosło zawodnikom mistrza Polski ujmy.

„Widać było pierwsze efekty pracy radzieckiego szkoleniowca Witalija Steina – pisał katowicki „Sport” i zastanawiał się: Czy Podhale mogło przejść do następnej rundy? Chyba tak – odpowiadał. Zabrakło odrobiny szczęścia i odporności psychicznej. Piętą Achillesową okazał się bramkarz. Reprezentant Polski, Tadeusz Słowakiewicz nie zaliczy tych spotkań do udanych, bronił nierówno, mając na sumieniu kilka puszczonych bramek. Obrońcy nie zawsze mogli sprostać świetnym, zwłaszcza w technice kija, Finom i ich asom takim jak Linnonmaa, czy Peltonen. Zawiódł zwłaszcza Stanisław Fryźlewicz, który miał nienajlepszy przegląd sytuacji i zbyt wiele uwagi poświęcał krążkowi, a za mało ustawieniu przeciwników. Cieszy natomiast powrót do formy i drużyny Kazimierza Zgierskiego, który bardzo dobrze się zaprezentował oraz kontynuacja pomyślnej passy występów przez Andrzeja Iskrzyckiego. Lepiej natomiast wypadli napastnicy. Tercet: Mieczysław Jaskierski, Walenty Ziętara i Stefan Chowaniec udowodnił, że jest najsilniejszą trójką atakującą, dobrego, europejskiego formatu. Momentami zachwycał swą grą Leszek Kokoszka - zawodnik, który przy lepszych warunkach fizycznych byłby chyba napastnikiem numer jeden w kraju. Bojowy Józef Batkiewicz, szybki Jan Mrugała, rutynowany i spokojny Józef Słowakiewicz dopełnili obraz. Pozostali młodzi mają dobre wzory, toteż wkrótce powinni dołączyć do bardziej doświadczonych kolegów. Pomimo porażki w PEMK trudno mieć do Podhalan pretensje, dostarczyli bowiem rzadko spotykanych emocji i to na wysokim poziomie. Przegrana w takim stylu nie przynosi ujmy, a mamy nadzieję, że będzie lekcją, z której wyciągnięte zostaną wnioski, oby procentujące efektami w przyszłości”.

01.09.74 Podhale Nowy Targ - HIFK Helsinki 7:8 (2:2, 2:3, 3:3)
Bramki: S. Chowaniec 2, F. Klocek, St. Klocek, Mrugała, J. Słowakiewicz, Ziętara (PNT); Linnonmaa 3, Heino 2, Hagman, Parkkonen, Peltonen (HIFK).
02.09.74 Podhale Nowy Targ - HIFK Helsinki 8:7 (4:1, 0:3, 3:2; 1:1) karne 1:3
Bramki: J. Słowakiewicz 3, Ziętara 2, A. Iskrzycki, Kokoszka, Zgierski (PNT); Bostroem 2, Hagman, Heino, Partinen, Rindell, Taminen (HIFK).

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia archiwum Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama