05.10.2012 | Czytano: 2988

Prosiak za mistrzostwo

Cykl - Niezapomniane mecze: 80 lat to szmat czasu. Wiele w tym czasie się wydarzyło. Były chwile wyciskające łzy radości i smutku. Tych pierwszych, w przypadku KS Podhale (niebawem stuknie mu 80 lat) było zdecydowanie więcej. Jest o czym wspominać. Z okazji jubileuszu rozpoczynamy cykl wspomnieniowy „Z lamusa”, w którym przypomnimy najwspanialsze chwile czcigodnego jubilata. Zaprezentujemy ludzi, którzy złotymi zgłoskami zapisali się w historii klubu.

„Niezapomniane mecze” – to jeden z cyklów, od którego rozpoczynamy wspominki. Ponieważ w weekend „Szarotki” rozegrają mecze z bytomską Polonią, wrócimy pamięcią do konfrontacji tych zespołów z 12 maja 1987 roku. Oba zespoły spotkały się w finale play off. Obowiązywały wtedy bonusy. Ponieważ Podhale sezon zasadniczy zakończyło na pierwszym miejscu, by po ośmiu latach odzyskać mistrzowską koronę, musiało wygrać dwa spotkania, bytomianie – trzy. 

Mistrza mieliśmy poznać już 11 maja. Po zwycięstwie „Szarotek” w drugim meczu Finału Ligi, na lodowisku w Bytomiu mało kto wierzył, by „Walek i spółka” (trener Walenty Ziętara) nie wykorzystali ogromnej szansy. Tymczasem konsternacja - obrońcy tytułu, hokeiści Polonii, wygrali panując na tafli przez pełne 60 min. Stanowili po prostu kolektyw, realizowali efektywną taktykę, wykazali więcej finezji i elastyczności oraz byli lepsi technicznie. „Szarotki” natomiast poczynały sobie zbyt nerwowo i indywidualnie. Walczyły przy stanie 0:0 i 0:1, ale zaczęły „więdnąć”, gdy w odstępie jednej minuty po strzałach Mirosława Saganowskiego i Marka Stebnickiego goście prowadzili już 3:0. Dalsze dwa gole były dla bytomian w głównej mierze rezultatem załamania gospodarzy...

Bronisław Smoleń (producent kijów hokejowych z Męciny, zagorzały sympatyk „Szarotek”), ze łzami w oczach stwierdził, że mimo wszystko wierzy w gospodarzy, zwłaszcza w „Gabrysia” Samoleja, któremu po mistrzostwie podaruje skromną nagrodę. Tą nagrodą miały być kije hokejowe, a dla drużyny prosiak. - Takie były wtedy czasy – wspomina Gabriel Samolej. –Półki sklepowe świeciły pustkami. Obowiązywały kartki nie tylko na mięso.

Wiceprezes Tadeusz Japoł, choć niepocieszony, stwierdził, każdy mecz jest inny, ten jutrzejszy musi być inny. I był inny.

Od początku przewagę uzyskali gospodarze, ale kiedy nie zdobyli bramki, po 10 minutach zarysowywała się dominacja Polonii. W 17 min. i 59 sekundzie strzał Mariusza Puzio trafia w słupek, krążek toczy się wzdłuż linii bramkowej, uderza w drugi i.. ląduje pod leżącym już Gabrielem Samolejem. Wielkie szczęście gospodarzy. Po pierwszej bezbramkowej tercji w drugiej Jacek Szopiński, Zbigniew Książkiewicz i Jacek Zamojski zmuszają do kapitulacji Franciszka Kuklę. Po drugiej tercji gospodarze prowadzili 3:0 i wydawało się, że „dowiozą” spokojnie wynik do końca pojedynku. Kiedy jednak w 42 minucie eks-nowotarżanin Leszek Jachna zmniejszył rozmiary przewagi „Szarotek” niepewność wkradła się w serca kibiców. Stroną dyktującą warunki była bowiem Polonia i Gabriel Samolej raz za razem ratował swój zespół od utraty bramki. Bronił jak w transie, dwojąc i trojąc się między słupkami. Napór gości rósł i w 53 minucie po indywidualnej akcji Jerzy Christ strzelił drugiego gola. Sukces „Szarotek” zawisł w tym momencie na włosku. Tuż po zdobyciu tej bramki, środkowy pierwszego ataku Polonii został odesłany na ławkę kar. Podhale wykorzystało po raz pierwszy w tym meczu przewagę liczebną i po strzale Krzysztofa Ruchały odskoczyło na dwubramkowe prowadzenie. Tego meczu Podhale nie mogło już przegrać. Tak się przynajmniej wydawało.

W ostatnich dwóch minutach niewiele jednak brakowało, a bylibyśmy świadkami dogrywki. Tymczasem Krzysztof Ogiński zdobył kontaktowego gola i choć gospodarze podwyższyli po strzale Krzysztofa Ruchały (5:3), to 40 sekund później Marek Stebnicki po raz czwarty pokonał Samoleja. Do końca meczu pozostawało 67 sekund. Poloniści za wszelką cenę usiłowali doprowadzić do wznowienia w tercji obronnej rywali. Gospodarze wspierani dopingiem 5-tysięcznej widowni wybijali krążek jak najdalej od własnej bramki. Wskazówka nieubłaganie dobiegała kresu swej wędrówki. Wreszcie dobiegła. Radość, ale… krótka. Trzeba grać dalej. Arbitrzy cofnęli czas o 6 sekund. Polonia, grając w sześciu, wywalczyła wznowienie w tercji obronnej Podhala. Franciszek Kukla opuścił bramkę, a do walki o krążek na „buliku” stanęli Marek Stebnicki i Mieczysław Jaskierski. Ten drugi wywalczył „gumę” i … kibice oszaleli z radości. 12. tytuł mistrza Polski dla Podhala stał się faktem.

Wspomina – Gabriel Samolej, jeden z bohaterów tej konfrontacji
- Pamiętam ten finał jakby zakończył się wczoraj. Wygraliśmy sezon zasadniczy, ale nie byliśmy faworytami. Polonia broniła berła i miała mnóstwo wyśmienitych zawodników. W bramce reprezentanta Franciszka Kuklę, a z przodu pakę jakiej nikt nie miał w lidze. My przed sezonem doznaliśmy uszczerbku. Rok wcześniej przegraliśmy finał z Polonią i trener Walenty Ziętara podziękował za grę Darkowi Sikorze, Leszkowi Jachnie i Leszkowi Bizubowi. Cały sezon graliśmy dobrze. Miałem życiową formę. Moim marzeniem było zdobycie tytułu z Podhalem. Będąc brzdącem nie opuszczałem z ojcem meczów „Szarotek”. Przeżywałem ogromnie każde niepowodzenie ukochanej drużyny. Finałową rywalizację rozpoczęliśmy od przegranej 1:2 u siebie. Objęliśmy prowadzenie już z pierwszej akcji. Długo ten mecz układał się po naszej myśli, ale Polonia w decydującym momencie dwukrotnie zabójczo nas skontrowała. Jechaliśmy do Bytomia mocno zmobilizowani. Po porażce targała nas sportowa złość. Wygraliśmy 4:3 i brakowało nam jednej wygranej, by po ośmiu latach tytuł wrócił do Nowego Targu.

Przed trzecią potyczką mieliśmy zgrupowanie w zakopiańskim COS. Tam również mieszkał nasz rywal. Przygotowywaliśmy się na walkę na śmierć i życie. Pomimo, iż rozpoczęliśmy mecz z ogromnym animuszem i wręcz niespotykanym zacięciem, Polonia nas w mistrzowski sposób wypunktowała. Po ostatniej syrenie byliśmy załamani. Czuliśmy, że jesteśmy naładowani sportowo, a jednak nie wyszło. Trener Walenty Ziętara powiedział wtedy, żeby nie spuszczać głów, bo przegraliśmy bitwę, a nie wojnę. Motywował nas do kolejnego meczu, który czekał nas za 24 godziny. W COS widzieliśmy uśmieszki na twarzach rywali. Czuli się pewni. Sprawiali wrażenie że mają nas.

Nazajutrz przystąpiliśmy do meczu maksymalnie skoncentrowani i emanującą wolą zwycięstwa. Nie dopuszczaliśmy myśli, że nas złamali. Po pierwszej tercji, w której akcje zmieniały się jak w kalejdoskopie nikt nie zdobył gola. W drugiej przeważała Polonia, ale to my prowadziliśmy 3:0 po kontrach. W ostatniej minucie przytrafił się błąd Kubie Batkiewiczowi, który sfaulował przeciwnika i odesłany został na ławkę kar. Wychodziliśmy na trzecią tercję z myślą, by nie stracić bramki, bo w przeciwnym razie rywal dostałby wiatr w żagle. Niestety nie wybroniliśmy osłabienia. Poloniści zdobyli gola i - tak jak przewidywaliśmy - poszedł za ciosem. Za moment prowadziliśmy już tylko 3:2. Zaczął się horror, ale mieliśmy w swych szeregach Krzysia Ruchałę, który strzelał wtedy, gdy rywal łapał z nami kontakt. Dramatyczne były ostatnie sekundy meczu, kiedy arbitrzy cofnęli czas. Goście grali w szóstkę i pod naszą bramką dochodziło do dantejskich scen. Wygrany bulik przez Mietka Jasierskiego i zapanował szał radości. Kibice rzucili się na nas. Ktoś wyrwał mi kija. Były to piękne niezapomniane chwile. Bankiet zorganizował Bronisław Smoleń. Oczywiście nie zabrakło na stole jego wyrobów wędliniarskich, a dla mnie ufundował nagrodę w postaci kijów. Był to sezon, którego nie zapomnę do końca życia.

PODHALE NOWY TARG – POLONIA BYTOM 5:4 (0:0, 3:0, 2:4)
1:0 J. Szopiński (R. Szopiński) 22,
2:0 Książkiewicz (Zamojski) 27,
3:0 Zamojski 31,
3:1 Jachna 42,
3:2 Christ (Stebnicki) 53,
4:2 K. Ruchała 55,
4:3 Ogiński (Christ) 58,
5:3 K. Ruchała 59,
5:4 Stebnicki (Sikorski) 59.

Sędziowali: Tyszkiewicz oraz Mroczek i Więckowski (Warszawa).
Widzów 5000.

Podhale: Samolej; R. Szopiński - Matras, A. Chowaniec - Ścisłowicz, Zamojski; K. Ruchała - J. Szopiński - P. Podlipni, R. Ruchała - Kapica - Ryłko, J. Batkiewicz – Jaskierski – Książkiewicz, A. Łukaszka. Trener Walenty Ziętara.
Polonia: Kukla; Ogiński – Kądziołka, Michna – Łaś, Syposz – Bryjak; Stebnicki – Christ – Sikorski, Saganowski – Swoboda – Jachna, Goliński – Czerwiec – Puzio, Janikowski. Trener Emil Nikodemowicz.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Archiwum Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama