05.09.2012 | Czytano: 1142

Podhale mają w sercu

W piątek po raz 77 rusza walka o mistrzostwo Polski w hokeju na lodzie. W ramach ligi, rozgrywana będzie 59 edycja. Po raz pierwszy od sezonu 1955/56 w tym gronie zabraknie najbardziej utytułowanego klubu, 19- krotnego mistrz Polski, Podhala Nowy Targ. Lidera tabeli wszech czasów. Nie zabraknie natomiast graczy, którzy wychowali się w tym klubie. O mistrzowską koronę walcząc będzie 13 hokeistów z nowotarskiej wylęgarni talentów, reprezentując pięć klubów.

Wszystkich ten sam los rzucił poza rodzinne strony, ale i ta sama deklaracja: Podhalaninem nie przestaje się być z dnia na dzień. Po latach spędzonych przy ulicy Parkowej człowiek zawsze utożsamia się z tym klubem. Zwłaszcza jeśli spędzi się w nim tyle lat co np. Jarosław Różański. Osiemnaście sezonów, pięć tytułów mistrza Polski i ponad 700 rozegranych spotkań w koszulce z szarotką na piersi. I choć zmuszony był wyprowadzić się do Oświęcimia, to nadal deklaruje, że w jego sercu jest Podhale.

- Spędziłem w Podhalu praktycznie całe hokejowe życie. Nigdzie stąd nie chciałem się ruszać – mówi. – Życie jednak jest brutalne. Nie zawsze z tym co się kocha można dzielić losy. Podtrzymuję, że chciałbym jeszcze zagrać w Podhalu, w macierzystym klubie zakończyć karierę. Wierzę, że przez rok sytuacja w Podhalu ulegnie zmianie, wszystkie klocki zostaną poukładane i będzie mi dane jeszcze zagrać w koszulce z szarotką. Poprzedni sezon nauczył mnie pokory. To co przeżyłem było dla mnie wielkim zaskoczeniem i kolejną lekcją życia w karierze sportowca. Nawet w najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że sezon zakończy się tak tragicznie. Kibice Podhala byli przez lata przyzwyczajeni do naszych sukcesów, ale przyszła nowa rzeczywistość i trzeba było się z nią zmierzyć.

Sympatyczny gest
Najwięcej górali wystąpi w Sanoku, aż sześciu. Czwórka – Krystian Dziubiński, Dariusz Gruszka, Tomasz Malasiński, Krzysztof Zapała wzmocnili sanoczan zaraz po zdobyciu mistrzostwa Polski w 2010 roku. Rok później dołączył do nich Marcin Kolusz i wszyscy razem mieli spory udział w zdobyciu przez sanoczan pierwszego w historii mistrzostwa Polski. W tak ważnym momencie, jak dekoracja medalami, nie zapomnieli o swoim rodowodzie. Wystąpili w góralskich kapeluszach, w tych, w których świętowali mistrzowskie berło dwa lata wcześniej na nowotarskim lodowisku.

- Pomysł zrodził się po meczach z Jastrzębiem i wywalczeniu awansu do finału – wyjawia Krystian Dziubiński. - Czuliśmy, że będzie to historyczna chwila dla Sanoka. Byliśmy mocni, dobrze przygotowani, pełni wiary, że mistrzowskie berło trafi do naszych rąk i brakowało nam naszego regionalnego akcentu. Trzeba było odkurzyć pamiątkę sprzed dwóch lat. Skontaktowałem się z mamą przed ostatnim finałowym meczem i brat Darka Gruszki przywiózł kapelusze do Sanoka. Przed meczem mobilizowała nas góralska muzyka, a sam mecz… zagraliśmy na góralską nutę. Krakowianie, tak jak w 2010 roku, zgubili rytm.

- Nikt z nas nie odszedłby, ale tak, a nie inaczej potoczyły się losy. Na pewno chciałbym grać w Podhalu, tylko trzeba mieć do czego wracać – mówi Tomasz Malasiński, który w 2010 roku uprzykrzył życie Leszkowi Laszkiewiczowi. Odciął prąd najniebezpieczniejszemu graczowi „Pasów”, od lat najlepszemu strzelcowi ligi. „Malaś” był największa rewelacją finałowych spotkań z Cracovią. Jemu, Koluszowi i Zapale po tym sezonie kończą się kontrakty z drużyną z Podkarpacia. Dziubiński i Gruszka są na wypożyczeniu, a więc, jeśli oczywiście znajdą się środki, mogą wrócić do Podhala.

W tym roku do wspomnianych zawodników dołączył Patryk Wajda, via Kraków. Dla niego, w wieku juniora zabrakło miejsca w podhalańskim zespole i przygarnęła go Cracovia. Z nią zdobył trzy tytuły mistrza Polski, stamtąd trafił do reprezentacji kraju.

Kapitan w Tychach
Pod Wawelem grać będzie czterech wychowanków Podhala. Najstarszym stażem jest Michał Piotrowski. Od 2005 roku reprezentuje „Pasy”, zdobywając z nią cztery mistrzowskie tytuły. W sezonie 2006/07, kiedy Podhala sięgało po mistrzowską koronę, rozegrał pół sezonu w koszulce z szarotką na piersi. Świeże nabytki trenera Rudolfa Rohačka, to - Piotr Ziętara i jego imiennik Kmiecik oraz bramkarz Sebastian Mrugała.

W Tychach zakotwiczył Rafał Dutka, kapitan ubiegłorocznej drużyny Podhala. – Nie miałem wyboru. Hokejowi poświęciłem całe życie, to mój zawód, z niego żyję. Musiałem wyjechać za chlebem. O „Szarotkach” nigdy nie zapomnę. Wierzę, że po roku spędzonym w piwnym mieście wrócę w rodzinne strony i jeszcze z Podhalem powalczę o mistrzostwo.

Krwawiące serce
W Tychach grać będzie Milan Baranyk, co prawda to nie wychowanek klubu, ale gracz, o którym często mówi się ”nasz”. Tutaj zaczynał polską przygodę z hokejem. Tutaj ma mnóstwo znajomych, przyjaciół i jak tylko ma czas wolny to zagłada w nasze strony. Jak sam mówi w naszym mieście zostawił swoje serce, które krwawiło, gdy opuszczał Podhale. Chciał wrócić w ubiegłym sezonie i pomóc mu w utrzymaniu, ale ówcześni włodarze klubu nie byli nim zainteresowani. Wiadomo, trzeba było wypłacić zaległe pieniądze, więc woleli go unikać.

– Chciałem grać dla Podhala, ale… wylądowałem Toruniu. Mam tutaj wielu przyjaciół i smutno mi było, gdy na mnie gwizdano w Nowym Targu. Jestem profesjonalistą i musiałem świadczyć, jak najlepiej potrafię, usługi klubowi, który mnie zatrudnił. Kibice nie powinni mieć do mnie pretensji. Czy wróciłbym jeszcze kiedyś do Podhala? Na pewno, ale czy nie będę już za stary, gdy Podhale się odbuduje?

Co ze „Zborą”?
Krzysztof Zbrowski był tym, który w 2010 roku zatrzymał w finale Cracovię. To był jego play off. Od razu dostał powołanie na mistrzostwa świata. Wydawało się, że „Zbora” stanie się bramkarzem numer jeden w kraju. Miał ku temu ogromne predyspozycje. Tymczasem zmiana klimatu mu kompletnie nie odpowiadała. W Oświęcimiu przegrał rywalizację z Przemysławem Witkiem. Po ostatnim sezonie przeniósł się do Jastrzębia. Miał zastąpić Kamila Kosowskiego, który przymierzał się do gry w KHL, w barwach Lev Praga. „Kosa” wrócił jednak do Jastrzębia i „Zbora” został na lodzie, bo jastrzębianie zatrudnili golkipera zza południowej granicy. Gdyby został były numerem „trzy”, czego nie ukrywają włodarze JKH. Na razie nie ma przynależności klubowej. Przed sezonem jego osobą zainteresowany był Toruń. Mówiło się o Warszawie, ale ta teraz ma kłopoty i działacze wycofali Legię w pierwszoligowych rozgrywek. Prezes PZHL wystosował apel do prezydent Warszawy i liczy się z pozytywnym odzewem. Dlatego centrala zwleka z ustaleniem nowego terminarza.

Co robić? – zapewne zadaje sobie pytanie „Zbora”. Były przymiarki do Cracovii, a może powrót do Unii, gdzie pozyskany golkiper zza południowej granicy w meczach sparingowych nikogo nie powalił na kolana. Ma nad czym myśleć mistrz Polski z 2010 roku, bo większość klubów ma już zakontraktowanych golkiperów. Pojawiła się też informacja o zakończeniu kariery. Szkoda byłoby, gdyby zawiesił łyżwy na kołku.

Last minute
W ostatniej chwili do JKH może wskoczyć Maciej Sulka. Ten dość długo nie mógł się zdecydować, gdzie grać. Interesowały się nim Tychy, ale szybko znalazły sobie obrońcę za południową granicą i „Sules” został odtrącony. Pojawiła się propozycja z Jastrzębia i z czwartym zespołem z poprzedniego sezonu rozpoczął treningi. W MMKS twierdzą, że brakuje tylko podpisu pani prezes (przebywa na wczasach), by Sulka został wypożyczony.

Dał przykład
Pierwszym, który powrócił w rodzinne strony jest Marek Ziętara. Ten, który był jednym z autorów ostatniego mistrzostwa Polski „Szarotek”. Ten, który na stałe zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii Sanoka. Jako pierwszy doprowadził klub z tego miasta do historycznego mistrzostwa, bijąc w finale Cracovię. Wrócił na stare śmieci i miejmy nadzieję, że dał przykład tym rozrzuconym po polskich klubach. Czeka go kaskaderska robota, by przywrócić blask „Szarotkom”, by jak drzewiej odgrywały znaczącą rolę w polskim hokeju. Przejął drużynę w rozsypce po spadku z ekstraklasy, w większość z kratowcami lub tymi, którzy tych krat co tylko się pozbyli. Dla większości będą to debiuty w seniorskiej drużynie.

Jakie są oczekiwania asystenta kadry narodowej z rozpoczynającymi się zmaganiami w ekstraklasie? Kto jest faworytem do korony?

- Oczekuję, że poziom ligi będzie wyższy niż w poprzednim sezonie – mówi Marek Ziętara. – Rywalizacja o główne trofeum toczyć się będzie w szerszym gronie. Więcej będzie drużyn o podobnym poziomie. Liga będzie atrakcyjna, widowiska będą trzymały w napięciu widzów do ostatniej sekundy, a swoją postawą hokeiści zachęcą kibiców do zapełniania hal.

- Najmocniejszym składem dysponuje Sanok. W stosunku do zeszłego sezonu wzmocnił się trzema zawodnikami. Personalnie mocne wydają się być Tychy. Sytuacja w Cracovii jest podobna jak w poprzednim sezonie. W okresie przygotowawczym „Pasy” wyglądają słabiej, ale potem uzupełnią skład obcokrajowcami i drużyna nabiera kształtu i wyrazu. Nie można Cracovii skreślać z walki o najwyższe trofeum, bo ma w składzie kilku świetnych graczy, którzy od lat decydują o jej obliczu. Namieszać mogą jastrzębianie, którzy grają defensywny, nieprzyjemny hokej. Bardzo dobrze poukładana drużyna przez trenera Reznera. Trzeba ten zespół brać pod uwagę przy rozdziale medali. W okresie przygotowawczym dobrze wyglądał beniaminek z Katowic, wzmocniony zawodnikami zza Oceanu. Ciekaw jestem jak zaprezentuje się w lidze. Może Katowice będą czarnym koniem? Nie miałem możliwości śledzić poczynań Zagłębia i Torunia, więc trudno mi się wypowiadać na co te zespoły stać. W Sosnowcu zawsze się trudno grało. To są tylko gdybania, a sezon zawsze weryfikuje przedsezonowe galopy. Jak choćby w zeszłym roku Tychy, etatowy wicemistrz kraju, mające mocny skład, nie znalazł się w pierwszej czwórce.

Stefan Leśniowski

Komentarze









reklama