03.07.2010 | Czytano: 2909

W zęby od idola

Jakby powolny, ospały nieco w ruchach na pierwszy rzut oka nie przypominał typowego wizerunku hokejowego napastnika. To było złudne. Gdy tylko znalazł się na tafli i dopadł krążek, to jego bajeczna technika, szybkość, spryt i skuteczność czyniły z niego gracza wysokiego formatu.

Umiał też twardo walczyć przy bandzie. Zawsze uparty, co czasami nie podobało się trenerom. Bardzo często próbował przekonywać, że jego punkt widzenia, sposób rozwiązywania problemu na lodzie jest tym najsłuszniejszym. Nigdy nie grał indywidualnie. Oto charakterystyka w pigułce Bogdana Dziubińskiego, byłego zawodnika Podhala, olimpijczyka.

- Zacząłem w czwartej klasie od „Złotego Krążka” - wspomina. – W Nowym Targu nie było chyba chłopaka, który wtenczas od tego nie zaczynałby hokejowej kariery. Do szkółki ekstra Podhala mogłem się zapisać dopiero po skończeniu ósmej klasy. Wtedy zostałem prawdziwym zawodnikiem. Zajęcia prowadził Jan Thomas. Już po pół roku treningów grałem w juniorach młodszych, a po sezonie trafiłem do centralnej ligi juniorów prowadzonej przez Tadeusza Kramarza.

Dwie ręce, dwie nogi
Szybko talent „Dziubka” został dostrzeżony przez radzieckiego trenera Witalija Steina. Za jego kadencji zadebiutował w ekstraklasie. Trener wstawił go do formacji z Walentym Ziętarą i Stefanem Chowańcem. Młokos miał więc od kogo uczyć się hokejowego rzemiosła. A, że miał smykałkę, szybko złapał kontakt ze starszymi partnerami i wspólnie, przez kilka ładnych lat tworzyli, najgroźniejsze trio na polskich taflach.

W 1974 roku wyjechał z drużyną juniorów do Ameryki. – Straszyli nas fenomenalnymi przeciwnikami. Okazało się, że są tacy jak my. Dwie ręce, dwie nogi. Graliśmy ze wszystkimi jak równy z równym. Zaskoczeni byliśmy tylko grą ciałem. Początkowo nie wiedzieliśmy o co chodzi. Z Kanadyjczykami po dwóch tercjach przegrywaliśmy 1:6, ale w ostatniej części gry zdołaliśmy wyrównać na 6:6. Zdobyłem wszystkie sześć goli. Po raz pierwszy spotkaliśmy się z dogrywką do „nagłej śmierci”. Rysiu Ruchała zadał ją naszym rywalem. Po tym turnieju ja i Darek Sikora mieliśmy propozycję gry w Toronto. Gdy dowiedziało się o tym nasze kierownictwo, zabrało nam paszporty i zamknęło w pokojach. Takie były wtedy czasy. Sen o grze z NHL prysł jak mydlana bańka.

Czternaście strzałów w serce
- Nie mogłem potem zrozumieć dlaczego z tymi samymi chłopakami z Kanady, dwa lata później, dostaliśmy porządne lanie, przegrywając 1:14. Te 14 bramek, to było 14 strzałów w moje serce. Potem wielokrotnie zadawałem sobie pytania: Dlaczego? Czy wśród nas są nieroby i lenie? Przez te dwa lata od konfrontacji w Ameryce, te same drużyny miały w swych barwach mężczyzn, a my nie przerośliśmy poziomu chłopaczków.
Talent, poparty pracą zaowocował powołaniem do pierwszej reprezentacji kraju. Sześciokrotnie sięgał z Podhalem po mistrzowską koronę. Uczestniczył w trzech turniejach o mistrzostwo świata i w igrzyskach olimpijskich w Lake Placid. – Żadne mistrzostwa świata nie dorównują igrzyskom – twierdzi. – To jest święto sportu. Nie ma różnicy czy jesteś biały, żółty czy czarny. W wiosce olimpijskiej tworzyliśmy jedną rodzinę. Po zakończeniu igrzysk wspólna defilada, zabawy i wymiana strojów. Nasze dresy przy firmowych Adidasa marnie wyglądały, ale było na nie wielu chętnych. Najcenniejszy był emblemat, a nie firma.

- Przed wyjazdem dwa razy potykaliśmy się z Suomi, wysoko przegrywając. Wtedy podszedł do naszego boksu fiński kibic i powiedział: Lake Placid good luck. Po niespodziewanym, ale nie przypadkowym, bo wypracowanym zwycięstwie nad Finlandią 5:4 byliśmy blisko strefy medalowej. Sporo dramaturgii miał ten pojedynek. Na ławce kar przebywał Andrzej Janczy, 90 sekund przed końcem, przy stanie 5:4, rywale zgłosili, iż Andrzej Ujwary ma złe wygięcie kija. Gdyby to się potwierdziło, Finowie otrzymaliby rzut karny. Na szczęście kij był w porządku. Potem ulegliśmy Kanadzie 1:5 i równie honorowy wynik uzyskaliśmy z ZSRR (1:8). Gdybyśmy wygrali z Holandią, przy równoczesnej wygranej Kanady z Finlandią znaleźlibyśmy się w strefie medalowej. Tymczasem „Klonowe Liście” robiły wszystko, by nie wygrać z Suomi. Nie trafiali do pustej bramki. Zniesmaczeni przystąpiliśmy do pojedynku z Holandią. Wiedzieliśmy, że ogromną szansę sprzątnięto nam sprzed nosa. Przegraliśmy 3:5.

Mostek prostowany butem
Walery Charłamow, idol „Dziubka” na turnieju w Niemczech wybił mu ...zęby.
- Każdego roku nasza reprezentacja uczestniczyła w turnieju Taxis Pokal. Graliśmy z CSKA Moskwa. Jechałem za krążkiem do rogu lodowiska. Patrzę przez ramię, a za mną jedzie „konus”. Pomyślałem, smyk i zrobię frajera. Za moment byłem na kolanach i miałem ciemno w oczach. Krew zalała mi twarz. Wyleciał mi mostek. W boksie prostowaliśmy go z Walkiem Ziętarą ...butem. Po kolacji podszedł do mnie Charłamow i przeprosił. Porozmawiał ze mną i to ogromnie mnie podbudowało. Zapomniałem o bólu, byłem bardzo szczęśliwy, że... zęby wybił mi mój idol.

Stracone sezony
W 1979 roku upomniało się o niego wojsko. Przez dwa sezony grał w warszawskiej Legii. - To były stracone sezony – twierdzi. – Trenowaliśmy jeden raz dziennie, bądź w ogóle. Przypominaliśmy towarzystwo wzajemnej adoracji, a nie zespół walczący w ekstraklasie. Po powrocie do Podhala ciężko było mi się odnaleźć. W sezonie 1983/84 zrezygnowałem z gry. Miałem rok przerwy. Gdy Walenty Ziętara przejął drużynę namówił mnie bym został jego asystentem. Czekał nas wyjazd do Gdańska, a tymczasem w drużynie panował szpital. „ Bierz sprzęt, trzeba grać” – zdecydował Walek. Ponownie zagrałem, zdobyłem bramkę i .. od tego momentu jeszcze w następnym sezonie grałem. Potem była przygoda w USA, gdzie wspólnie z Darkiem Sikorą założyliśmy drużynę, pod nazwą Sparta Praga, złożoną z czeskich i polskich hokeistów, stąd nazwa. Po powrocie wznowiłem treningi i...wyjechałem na kontrakt do Austrii. Grałem tam w trzeciej lidze w jednym zespole z Józkiem Batkiewiczem i Tadeuszem Ryłko. W pierwszym sezonie zdobyliśmy mistrzostwo ligi, w drugim wicemistrzostwo, ale tylko dlatego, że burmistrz miasta nie miał pieniędzy na drugą ligę i prosił nas, by baraż przegrać, ale z honorem.

- Po powrocie wspólnie z Januszem Ossowskim, Markiem Marcinczakiem i Dariuszem Sikorą założyliśmy TS Old Boys Podhale.

Dziubiński ma dwie pasje – hokej i motorowy trial. Był działaczem w AMK Gorce Nowy Targ i sędzia, twórca odcinków jazdy obserwowanej podczas mistrzostw Polski , Europy i świata. Sam kiedyś uczestniczył w rajdach enduro. W MP młodzików był czwarty.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama