08.04.2021 | Czytano: 9197

W Spodku stał się cud! (+zdjęcia)

To było jedno z najbardziej niezwykłych spotkań w historii polskiego sportu! Doszło do niego dokładnie 45 lat temu, 8 kwietnia 1976 roku, w katowickim Spodku podczas mistrzostw świata grupy A.



 
Polacy ( w składzie było sześciu wychowanków Podhala) rozprawili się z jedną z największych światowych potęg  – drużyną ZSRR.  Potęga ze wschodu niemal z każdych mistrzostw przywoziła medale z najszlachetniejszego kruszcu. ZSRR był aktualnym mistrzem olimpijskim i świata. To zwycięstwo uchodzi dzisiaj za największy sukces
 
To było niesamowite wydarzenie, które niżej podpisany mógł śledzić w katowickim Spodku. Sympatykowi hokeja trudno było sobie odmówić oglądania najlepszych w świecie, gdy czempionat rozgrywany był pod nosem. W tym czasie niżej podpisany studiował  w Krakowie i codziennie dojeżdżał do Katowic, wracając po meczach pociągiem Katowice – Sanok/Zagórz. Przyznam się, że na mecz z ZSRR się nie wybierałem. Nie chciałem oglądać kolejnej klęski, bo spotkania z tą ekipą zawsze kończyły się dwucyfrowymi porażkami. W lutem podczas igrzysk olimpijskich przegraliśmy 1:16.  Bardziej interesowały mnie pary: ZSRR – CSRS, ZSRR – Szwecja, Szwecja – CSRS i spotkania naszych reprezentantów z ekipami, z którymi mogliśmy powalczyć. Dzięki znajomościom ciotki w Domu Polonii, zdobyłem bilety na interesujące mnie spotkania. Był jednak jeden warunek, aby jej otrzymać, trzeba było zakupić bilety na mecze mniej interesujące. Za takie wtedy uznano potyczkę gospodarzy z „Wielkim Bratem”. Z „zaproszenia” skorzystałem.
 
„Wiosna w sadzie” ważniejsza  dla TVP
 
Wsiadłem więc w pociąg na krakowskim dworcu i…  potem tego ruchu nie żałowałem. Gdy pojawiłem się w Spodku,  zauważyłem, że większość polskich kibiców miała podobne rozterki jak ja. W  hali  w przeważającej większości byli kibice z Czechosłowacji, którzy niesamowicie dopingowali biało –czerwonych. Polscy kibice zaczęli przychodzić, gdzieś w połowie meczu, gdy z relacji radiowej, telewizja meczu na żywo nie transmitowała  ( w tym czasie nadawała audycję „Wiosna w sadzie”), dowiadywali się, że w Spodku dzieją się cuda. Nagle hala pękała w szwach, zasiadło na trybunach 10 tysięcy widzów.
 
-  Pierwszy raz graliśmy przy tak licznej widowni w Polsce – powie później Walenty Ziętara. – Gdy spotykamy się po latach,  przy różnych okazjach, to zawsze  wspominamy tamte wydarzenia.
 
Bohater poturbowany przez SB
 
Sam nie wierzyłem własnym oczom co się dzieje na tafli. Gdy wróciłem do Krakowa  jeszcze raz obejrzałem mecz w telewizji, która dopiero przed północą uraczyła kibiców relacją z historycznego wydarzenia.
 
Hokeiści ZSRR nie obawiali się Polaków. Dwucyfrowy bagaż bramek był dla Polaków czymś powszednim, a tylko od wielkiego dzwonu udało się ponieść porażkę trzema lub czterema golami. Przed starciem w Katowicach wszystkie 25 meczów zakończyło się zwycięstwami ZSRR. Złamać radziecką potęgę udało się tylko raz.
 
– Wygraliśmy wtedy dwa razy: pierwszy i ostatni – uśmiecha się jeden z bohaterów tamtego spotkania Andrzej Tkacz, który o mały włos, a nie zagrałby w tym meczu. Dzień wcześniej został poturbowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, gdy z uczelni  wracał do Novotelu w Sosnowcu. – Na szczęście znalazł się jakiś rozgarnięty major, który mnie rozpoznał i kazał wypuścić.

 
Andrzej Tkacz

Tkaczowi nawet przez myśl nie przeszło, że za niecałe 24 godziny  stanie się bohaterem na miarę Jana Tomaszewskiego, o którym do dzisiaj mówi się jako o tym, który we wspominanym meczu na Wembley zatrzymał Anglię. Ale nim do tego doszło…
 
„Wielki Brat” pokpił sprawę
 
Rosjanie do tego stopnia nie obawiali się Polaków, że przez prawie połowę spotkania grali z rezerwowym bramkarzem. Tymczasem na katowickim lodzie rozgrywały się wymarzone dla nas  sceny. W 11 minucie piękny rajd przeprowadził Walenty Ziętara, podał krążek do Mieczysława Jaskierskiego, a ten pięknym strzałem z nadgarstka pokonał Siedelnikowa. Chwilę później  Józef Stefański z Ryszardem Nowińskim przeprowadzili fenomenalną akcję, po której Polacy prowadzili 2:0.  Dopiero w 24. minucie między słupkami stanął nominalny numer jeden -  Władisław Trietjak. Na niewiele się to jednak zdało, bo Polacy prowadzili wtedy już 4:1, a jeden z najlepszych bramkarzy w historii hokeja puścił dwie kolejne bramki.


 
Wisław Jobczyk i Andrzej Zabawa

Gdy po drugiej tercji prowadziliśmy 5:2 nadal nie wierzyłem, że możemy to spotkanie wygrać. Radzieccy hokeiści wychodzili ze skóry, ale nic im nie wychodziło. „Pokpili sprawę i spotka ich zasłużona kara” – mówili czescy kibice, którzy zdzierali gardła za naszych orłów.
 
Dopiero po strzeleniu bramki przez Wiesława Jobczyka na 6:3, uwierzyłem w zwycięstwo. To było na nieco ponad minutę przed końcem. Do tego momentu było bardzo nerwowo, Rosjanie mieli wiele sytuacji bramkowych i mogli strzelić nam więcej goli, ale Andrzej Tkacz był fantastycznie dysponowany, więc strzelali jak w mur i nie mogli się przez niego przebić.
 
- Nic nie zapowiadało, że będziemy sprawcami ogromnej sensacji – wspomina Walenty Ziętara.  – Wydawało się, że nasze szanse są małe, bo dwa miesiące wcześniej przegraliśmy z ZSRR na igrzyskach olimpijskich w Innsbrucku 1:16. Na igrzyska jechaliśmy pełni nadziei, nawet na brązowy medal. Przed startem ograliśmy ekipę RFN 4:1 na jej terenie, ale... zbyt wcześnie zjawiliśmy się w miejscu igrzysk i forma, z braku treningów, ulotniła się. Poczyniono kilka korekt w składzie na Katowice.  Zagrała piątka z ŁKS-u z Józefem Stefaniakiem, Ryszardem Nowińskim, Zdzisławem Włodarczykiem, Stanisławem Szewczykiem i Jerzym Potzem. Tylko ten ostatni był na igrzyskach.


 
Walenty Ziętara

Co zdecydowało o wygraniu z hokejową potęgą?
 
- O naszej wygranej zdecydowały trzy aspekty – rozpoczyna wyliczankę jeden z najlepszych graczy  w historii polskiego hokeja. -   Pierwszy to maksymalna koncentracja, która wynikała z bojaźni przed kompromitacją. Baliśmy się, że wielotysięczna widownia w Spodku zacznie gwizdać, gdy po raz kolejny zleją nas hokeiści ze wschodu. Każdy z nas wykonywał skrupulatnie polecenia trenera Józefa Kurka ( zastąpił Anatolija Jegorowa, który w tym czasie nauczył polskich hokeistów nowoczesnego, zdyscyplinowane i opartego na doskonałym przygotowaniu fizycznym hokeja – przy. aut.) Realizacja założeń taktycznych, elastyczna obrona i kontry pozwoliły nam zniwelować różnice w wyszkoleniu technicznym rywala.


 
Mieczysław Jaskierski

- Po drugie, przeciwnik nas zlekceważył – dzieli się swoimi spostrzeżeniami. -   Był przekonany, że ogra nas na jednej nodze. W bramce zabrakło Władysława Tretjaka, a zastąpił go Aleksander Sidielnikow. Co oddaliśmy strzał, to wszystko wchodziło. Mieczysław Jaskierski po moim podaniu z 8 metrów trafił w okienko i prowadziliśmy 1:0. Później Ryszard Nowiński i Wiesław Jobczyk wbili dwa gole. My niesieni na fali dopingu graliśmy jak natchnieni, a rywal z każdą minutą stawał się nerwowy. Takie asy jak Walery Charłamow i Borys Michajłow nie trafiali do pustej bramki. Takie sytuacje z zamkniętymi oczyma wykorzystywali. Pan Bóg czuwał nad nami. Po trzecie, świetnie byliśmy przygotowani do turnieju, co pokazały dwa zremisowane mecze z Finlandią, która przecież nie spadła z księżyca oraz przegrane boje jedną lub dwoma bramkami ze Szwecją i USA.   NRD spokojnie pokonaliśmy i w ostatnim meczu, a dokładnie 21 sekund przed syreną z RFN, Bóg odebrał nam to co dał z ZSRR. Kto przypuszczał, że wystrzelona „kaczka” spod bandy wpadnie do bramki. W tym meczu, przy stanie 1:1, nie wykorzystaliśmy multum sytuacji. M.in. nie trafiłem do pustej bramki z 2 metrów. Uderzyłem krążek z pierwszego i mierzyłem pod poprzeczkę, bo logiczne było, że bramkarz zaabsorbowany Stefanem Chowańcem tylko wślizgiem może przemieścić się na drugi słupek i strzał lodem obroni parkanem. Tymczasem potknął się i trafiłem go w głowę. Gdybyśmy utrzymali remis zajęlibyśmy piąte miejsce. Nigdy wcześniej, ani później w światowej elicie nasza reprezentacja nie zdobyła tylu punktów ( osiem) co w Katowicach.


 
Stefan Chowaniec

– Wiara w zwycięstwo? Nie znam takiego, który myślał o zwycięstwie. To byłoby śmieszne i niepoważne, gdybyśmy na to liczyli. Mieliśmy jak najdłużej grać na zero. Nikt się nie spodziewał, że możemy ograć taką drużynę  – przyznaje bez cienia wątpliwości Walenty Ziętara.
 
Mistrzostwa pod nadzorem
 
Tak wyglądała strona sportowa katowickiej imprezy. Miała ona jednak również drugie, zdecydowanie mniej znane oblicze. Mistrzostwa świata były zabezpieczane przez Milicję Obywatelską i Służbę Bezpieczeństwa. Jednak ta „ochrona” dalece wykraczała poza standardy w krajach demokratycznych. Kontrolowano dziennikarzy i sprawozdawców sportowych z państw kapitalistycznych, których podejrzewano o pracę w służbach specjalnych. Podejmowano działania w celu niedopuszczenia do kolportażu literatury bezdebitowej. W zabezpieczeniu mistrzostw wzięło udział ponad 1500 funkcjonariuszy MO i SB, których wspierało ponad 300 agentów. Wojska Ochrony Pogranicza dokonywały „wstępnej selekcji” przekraczających granicę PRL kibiców z innych państw, a wojskowa bezpieka patrolowała z MO ulice Katowic.
 
Hokeiści zarzekali się, że walka z „Wielkim Bratem” była z podtekstami politycznymi.  – Nie angażowaliśmy się zbytnio w politykę – mówili chórem.
 
8 kwietnia 1976 rok; Katowice „Spodek”
POLSKA – ZSRR 6:4 (2:0, 3:2, 1:2)
1:0 Jaskierski (10:27)
2:0 Nowiński (14:33)
2:1 Michajłow (20:39)
3:1 Jobczyk (22:45)
4:1 Jaskierski (23:06)
4:2 Jakuszew (25:16)
5:2 Jobczyk (26:48)
5:3 Charłamow (53:50)
6:3 Jobczyk (58:57)
6:4 Charłamow (59:09).
POLSKA: Andrzej Tkacz (Henryk Wojtynek) – Robert Góralczyk, Andrzej Szczepaniec, Walenty Ziętara, Mieczysław Jaskierski,  Stefan Chowaniec – Stanisław Szewczyk, Jerzy Potz, Zdzisław Włoldarczyk, Józef Stefaniak, Ryszard Nowiński – Krystian Jajszczok, Marek Marcińczak, Wiesław Jobczyk, Leszek Kokoszka, Andrzej Zabawa -  Henryk Pytel, Karol Żurek. Trenerzy: Józef Kurek, Emil Nikodemowicz i Jerzy Mruk.  
ZSRR: Aleksander Sidielnikow (24 Władysław Tretak) – Władimir Lutczenko, Walery Wasiliew, Walery Charłamow, Aleksander Malcew, Borys Michajłow – Siergiej Korotkow, Juri Ljapkin, Wiktor Szalimow, Władymir Szadrin, Aleksander Jakuszew – Siergiej Babinow, Genadij Cygankow, Aleksander Golikow, Władymir Golikow, Siergiej Kapustin – Helmut Balderis, Wiktor Żłutkow. Trenerzy: Borys Kułagin, Konstantin Łoktiew, Władimir Jurzimow.
 
Tekst i zdjęcia Stefan Leśniowski
Zdjęcie ZSRR z igrzysk olimpijskich w 1976  - Stadion
 

Komentarze









reklama