15.10.2020 | Czytano: 9161

O tym się mówi. Młodzież bez kompleksów (+zdjęcia)

Młodzi dają siłę zespołowi. To największa zdobycz z ostatnich występów „Szarotek”. Dali radę Sanokowi, postawili się Cracovii…


 
Tauron Podhale to już nie tylko obcokrajowcy, nie tylko żelazny skład, ale także młodzi, którzy nie obniżają jakości drużyny. Od  dwóch lat  proces „zastępowania pokoleń” nie istniał. Dwaj poprzednicy Andrieja Gusowa robili wszystko, by jak najmniej graczy własnego chowu znalazło się w kadrze pierwszego zespołu. Woleli ściągać zagraniczny szrot, na którym się zawiedli. Zawiedli też nowotarskich fanów przyzwyczajonych do sukcesów i innego stylu gry. Od zawsze główną siłą „Szarotek” był atak.  Gra oparta na głębokiej defensywie kompletnie nie leżała w góralskiej naturze. Okazało się także, że  nie leżała nawet w naturze ściągniętych stranieri. A przecież byli to gracze w lig zdecydowanie lepszych od polskiej.
 
W materii „zmian pokoleniowych” nic nie da się zrobić na siłę, bo każdy gwałt na naturalnych procesach błyskawicznie odbija się na wynikach. Nawet największy geniusz nie pomoże, jeśli nie będzie miał odpowiednio uzdolnionych kandydatów. Tutaj nie da się przeskoczyć kilku stopni jednym susem.  Mamy przykład Alana Łyszczarczyka, który hokejowego rzemiosła najpierw uczył się za południową granicą, a potem za oceanem.  To widać po zachowaniu na tafli. Płynna jazda, która pozowała mu panować nad prowadzanym krążkiem. Umiejętność gry jeden na jeden, walki pod bandami i kapitalne zastawianie się ciałem, gdy prowadzi krążek – to kolejne atuty.  Ten ostatni element sprawia, że  przeciwnikowi trudno odebrać krążek, który często zmuszony jest  ratować się faulem.


 
Młody „Łyżka” to inna bajka. Niemniej jego młodsi koledzy, którzy wkraczają do drużyny seniorskiej też pokazali, że nie obce są im hokejowe arkana. Co ich łączy? Jedno.  Większość  szybko wyjechała z kraju i dokształcała się hokejowo w Czechach, Szwecji, Finlandii, Niemczech i na Słowacji. Tam dostali podstawy do tego, by dzisiaj nie bać się gry w PHL.


 
Sebastian Łabuz już w poprzednim sezonie zachwycał się Adrianem Słowakiewiczem. – Z tej  młodej „Mąki” – nomen omen -  będzie chleb – mówił, ale był też niepocieszony, że tak mało dostał szans w play off.  Walczak, tak można o nim powiedzieć. Nie ma dla niego straconych krążków. Musi jeszcze popracować nad wykorzystywaniem okazji.
 
Młody „Mąka” ( odziedziczył  pseudonim po dziadku Andrzeju, olimpijczyku)  szybko  opuścił macierzysty klub i wybrał się na południe. Na Słowacji, w Popradzie, a także w Szwecji dokształcał się. Trzy sezony wstecz zadebiutował w  seniorskim Podhalu, ale Tomek Valtonen nie dawał mu zbyt wielu szans.  Gdy popatrzy się  na statystyki, to wyglądają niczego sobie, a tymczasem pojawiał się na lodzie na kilkanaście sekund. Teraz pokazuje pełnię tego czego się nauczył.


 
Ernest Bochnak - to świeżynka  w zespole. Również szybko opuścił rodzinne pielesze, wyjechał do Czech i Finlandii. To widać  po jego stylu gry. Nie pęka, prze do przodu. No i ma już na swym koncie bramkę zdobytą w Sanoku.


 
Konfrontację z Sanokiem golem zakończył również Fabian Kapica. Kolejny wychowanek MMKS-u, który poza granicami kraju, a dokładnie w Niemczech (Hamburg, Landshut), ulepszał swój hokejowy warsztat. W debiucie nie zjadła go trema, a przecież występuje na odpowiedzialnej pozycji, środkowego napastnika, odpowiedzialnego za tworzenie gry swojej formacji.


 
W Spisskiej Starej Vsi i Popradzie nauki pobierał Bartłomiej Wsół. Kolejny gracz młodego pokolenia, z  którym można wiązać spore nadzieje. Pokazał to w swoim występie w Krakowie.


 
Jest jeszcze Jakub Worwa, który powrócił po kontuzji i można rzec, że nie pozostawiła na nim śladu. Gra w ataku ze Słowakiewiczem i Bochnakiem. Śmiało można  powiedzieć, że trio to ograło sanoczan, bo do bramek kolegów Kuba tez dorzucił trafienie.  On już za  Tomka Valtonena  ujawnił swoje duże możliwości.
 
Na deser pozostawiliśmy sobie tego, który według Phillipa  Barskiego nie powinien być bramkarzem.  - Paweł był w nieciekawej sytuacji, gdy Barski powiedział mu, że się nie nadaje. To było dla mnie szokiem. Podziękował mu. Ściągnięto dwóch zagranicznych bramkarzy, po to, żeby tylko byli – mówi nasz ekspert Gabriel Samolej.


 
Paweł Bizub pokazał w Sanoku i Krakowie, że nie jest takim ułomkiem jak  chciał mu wmówić szkoleniowiec zza oceanu. Zagrał dwa wyśmienite spotkania, po których koledzy z drużyny dziękowali mu wielkimi brawami.   
 
Trzeba przyznać, że  Andriej Gusow jest odważnym trenerem. Nie boi się posyłać w bój młodzianów, nawet gdy jego zespół gra w liczebnym osłabieniu. To przeciwieństwo do dwóch jego poprzedników.
 
– To jest bardzo duży plus w porównaniu z dwoma ostatnimi sezonami.  Trener daje szansę ogrywania się, nie boi się takich decyzji przy wynikach ciasnych. Jeszcze fizycznie nie są na ligowym topie, ale trzeba dawać szansę, nieraz kosztem wyniku – apeluje nasz ekspert Jacek Kubowicz.
 
Słyszałem głosy, by nie chwalić chłopaków, bo im sodówka do głowy uderzy.  Wierzę, że tak się nie stanie, że mają profesjonalne  podejście do sportu. W końcu nie po to wyjeżdżali z kraju, by teraz ten kapitał zmarnować po jednym czy dwóch dobrych występach. A grając z Alanem Łyszczarczykiem mają pod nosem świetny przykład.  Wiedzą, że jedna jaskółka wiosny nie czyni i trzeba ciągle w sporcie potwierdzać swoją wartość, podnosić swoje umiejętności.
 
Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama