29.06.2020 | Czytano: 10969

Mieczysław Jaskierski: Playmaker, czyli twórca gry (+zdjęcia)

„ ... To niewiarygodne, to nieprawdopodobne!” - krzyczał do mikrofonu Jan Ciszewski , telewizyjny sprawozdawca meczu Polska - ZSRR, rozgrywanego w ramach mistrzostw świata w Katowicach w 1976 r.



W 22 min. i 44 sek. meczu Walenty Ziętara podaje krążek Mieczysławowi Jaskierskiemu. Fantastyczna szybkość. Polak decyduje się na strzał. Robi to w charakterystyczny dla siebie sposób, z forhendu, błyskawicznie z tzw. nadgarstka i...  krążek grzęźnie w bramce radzieckiej. Brawa, oklaski i... konsternacja - w hali, w radzieckim zespole. Dobry, niesygnalizowany strzał i... 4:1 dla biało-czerwonych. Była to kopia akcji przeprowadzona przez ten sam duet z 11 min. Również zakończona celnym trafieniem  Jaskierskiego. Później sensacja, której nikt nie przewidział, stała się faktem. Polska odniosła historyczne zwycięstwo 6:4 nad największą wówczas potęgą hokejową świata !
 
To był cud
 
- To był, jak pisała prasa, cud w katowickim „Spodku” – mówi Mieczysław Jaskierski. –  Nic nie zapowiadało, że będziemy sprawcami ogromnej sensacji. Tym bardziej, iż dwa miesiące wcześniej przegraliśmy z ZSRR na igrzyskach olimpijskich w Innsbrucku 1:16.  Takie coś zdarza się raz i chyba się już nie powtórzy. To jest nieosiągalne. Po ostatnim meczu była ogromna euforia. Świętowania jednak  nie było, bo czekał nas kolejny pojedynek z Czechosłowacją. Trener z naszymi południowymi sąsiadami zmienił w trzeciej tercji bramkarza.  Za Andrzeja Tkacza, który świetnie łapał, wszedł Henryk Wojtynek. Może gdyby nie ta zmiana uzyskalibyśmy korzystniejszy rezultat. Inna rzecz, że po wyczerpującym spotkaniu ze ZSRR brakowało nam już sił.
 
 
Jedną z czołowych postaci tego meczu był Mieczysław Jaskierski. Dość nietypowy hokeista. W jego życiu prywatnym i w sportowej karierze najbardziej wścibscy dziennikarze nie odkrywali nic skandalizującego. Przykładny ojciec i mąż, wzorowy zawodnik. Zawsze w równej formie. Mówili o nim, że miał „oczy dookoła głowy”. Potrafił ustawiać się do krążka, przyspieszać akcje w miarę ich rozwoju, strzelał z każdej pozycji i z wyjątkową celnością. Posiadał strzał trudny do obrony, oddawany bez zamachu przy pomocy błyskawicznego ruchu ręki w nadgarstku. Mimo wymienionych przymiotów, swoją sławę zawdzięcza  przede wszystkim zdolnościom taktycznym. Gra bez krążka, zagrania w „trójkącie” krótkimi podaniami, wyczucie najlepszej pozycji własnej i kolegi z drużyny,  zmysł kombinacyjny pozwalający mu  kierować drużyną - wszystko to powodowało, że mówiono o nim: „twórca gry”. Podcinał krążek, który frunął nad kijem obrońcy, nieraz nawet nad trzema kijami i idealnie spadał na łopatkę kija adresata. To było jego pokazowe zagranie. Ileż goli po takich zagraniach zdobywali jego partnerzy z drużyny.

 Od lewej: Józef Batkiewicz, Mieczysław Jaskierski, Czesław Ruchała
 

- To było wytrenowane – wyjawia. – Z trenerem Mieczysławem Chmurą na treningach przerzucaliśmy krążek z jednej strony bandy na drugą. Krążek miał spaść tam, gdzie powinien. W dodatku na płasko, a nie jak motyl. Gładziutko miał sunąć po lodowej tafli.
 
Bramkarze drżeli przed nim
 
Na boisku imponował spokojem, dojrzałością i ustawieniem się tam, gdzie był potrzebny w danej chwili. W najbardziej gorących momentach nie tracił przysłowiowej „zimnej krwi”, skrupulatnie realizując ustalony uprzednio plan taktyczny. Pod tym względem nie miał sobie równych.  Mało tego - Jaskierski okazywał się strzelcem najwyższej marki. Zdobywał gole wówczas, kiedy bramkarz najmniej się spodziewał strzału. Nic więc dziwnego, że zawsze otoczony był „pieczołowitą opieką” rywali. Czasami kuratela przekraczała przyjęte normy, nawet w tak dynamicznej i twardej dyscyplinie, jaką jest hokej na lodzie.


 
Bramkarze mieli przed nim ogromny respekt. Walery Kosyl, jeden z najlepszych w historii polskiego golkiperów, tak po latach wspominał strzały „Złotka”: – Jak miał „gumę” przy kiju, to drżałem ze strachu. Nigdy nie było wiadomo gdzie krążek poleci. Bałem się, żeby mi głowy nie urwało.
 
- Krzepa w rękach była – nie ukrywa i zdradza jaka była tego przyczyna. -  Tata był murarzem. Za moich  młodych lat,  gdy mu pomocnicy zawiedli, razem z bratem Edkiem, byliśmy jego pomocnikami. We dwóch ciągnęliśmy wiadro z zaprawą na kolejne piętra.  Jak trzeba było, to  brało się kosę i trzeba było łąkę skosić. Tak wyrobiły się moje nadgarstki.  Była w nich siła.
 
Trenował z Cracovią, zdobył tytuł z Podhalem
 
W 1987 r. walnie przyczynił się do zdobycia po ośmiu  latach przerwy mistrzowskiego tytułu dla Podhala. Sezon górale rozpoczęli nieciekawie. Walenty Ziętara nosił się nawet z zamiarem  zrezygnowania z prowadzenia drużyny. I nagle po latach gry w Austrii wrócił Jaskierski.  Dał się namówić do powrotu na taflę i zmieniło się oblicze zespołu. Wreszcie miał kto pokierować na lodzie poczynaniami młodzieży. Młodzi patrzyli i...uczyli się. Podhale odrabiało dystans i pięło się w ligowej tabeli, aż wreszcie w finale play off po pięciu porywających spektaklach, w dramatycznych okolicznościach, wywalczyło mistrzowski tytuł.
 
- W lecie Walek nie pozwolił mi trenować z drużyną – zwierza się Mieczysław Jaskierski. -  Powodem był wyjazd zagraniczny. Wtedy przygarnął mnie Tadeusz Bulas, który trenował z Cracovią w Nowym Targu. Zwróciłem się wtedy do klub o zmianę barw klubowych. Chciałem przejść do Cracovii skoro szans nie miałem na grę w Podhalu.  Walek wtedy  dał mi miesiąc na przygotowanie. Prowadzona przez niego drużyna  przegrywała  mecz po meczu i po tygodniu pojechałem na mecz wyjazdowy. Koło w samochodzie nawaliło. Byliśmy spóźnieni,  ubieraliśmy się w autokarze, ale  wygraliśmy mecz i dostaliśmy wiatr w plecy.
 
Posądzony o sprzedanie meczu
 
Osiągnął w hokejowej reprezentacji praktycznie wszystko. Igrzyska Olimpijskie - zaliczył, mistrzostwa świata grup A i B .

 Z Andrzejem Iskrzyckim z lewej

- Igrzyska, to marzenie każdego sportowca. Raz w życiu przeżyłem największe święto sportowców. Mogło być tych przeżyć więcej, ale… Podczas gry w warszawskiej Legii z Andrzejem Słowakiewiczem, Czesławem Ruchała i Bogdanem Migaczem, zostałem posądzony i zawieszony za rzekome  sprzedanie meczu Zagłębiu Sosnowiec.  Włodzimierz Komorski, gracz Legii, zażądał ukarania całej piątki Myśmy byli Bogu ducha winni, bo to Ruchała z Migaczem  pili całą noc z przedstawicielami Zagłębia. Włodzimierz Komorski chciał ukarać całą piątkę, bo chciał lecieć na igrzyska do Japonii. Liczył, że po wyeliminowaniu pewnych kandydatów do gry w drużynie narodowej dostanie szansę pojechania na igrzyska. Zrobiono  go nawet  dżentelmenem roku, ale do Sapporo nie poleciał. Selekcjoner kadry,  Anatolij Jegorow. nie zabrał go.  Spotkała go kara za pomówienia.  Myśmy nie mieli nawet okazji się wytłumaczyć. Nie mieliśmy nic do gadania, bo odbywaliśmy służbę wojskową. Z „Mąką” uchroniliśmy będącego w naszej piątce Andrzeja Iskrzyskiego, który miał jeszcze rok do zakończenia służby. Nam do końca służby zostały dwa miesiące. Razem z Andrzejem wysłano nas do Siedlec do jednostki rygorystycznej, a Migacza z Ruchałą do Suwałk.  

 Z Andrzejem Fonfara w środku

Krótka trenerska przygoda, uwieńczona wicemistrzostwem kraju 
 
W warunkach klubowych, tj. w lidze, lista triumfów jest  długa.  Jest w posiadaniu dziewięciu mistrzowskich koron. Prowadził także pierwszy zespół Podhala w końcówce sezonu 1989/90. Pięć kolejnych porażek „Szarotek” zrobiło swoje –Walenty Ziętara zrezygnował, zaś jego obowiązki przejął dotychczasowy asystent Mieczysław Jaskierski. A wszystko odegrało się przed ostatnią kolejką rundy zasadniczej. Jak przystało na mecz „powitalny” – sprężyli się górale, przełamując fatalną passę. A w play off jego wybrańcy sprawili  niezwykle miłą niespodziankę w półfinale eliminując sosnowieckie Zagłębie. Na skutek „urynkowienia sportu” w finale play off rozegrano tylko jedno spotkanie, które „Szarotki” przegrały z bytomską Polonią. Trenerem jednak nie został. Nie związał swojego życia z hokejem.
 
- Będąc w Austrii  sternicy klubu  zarzucali mi, że jestem za miękki wobec zawodników – wyjawia. -  Mieliśmy przed sezonem mieć sesję zdjęciową z drużyną.  Nie był wtedy czas i pora, by ją wykonać. Powiedziałem drużynie, ze nie będzie sesji, że przyjdzie na nią czas. To co mówiłem do zawodników było święte i drużyna wykonywała moje polecenia bez mrugnięcia okiem. Po tym sezonie zdobyliśmy mistrza, a było to mało realne.  Doszedłem do wniosku, że nie będę trenerem.
 
Na emeryturze
 
Playmeker od 2015 roku jest już na emeryturze. Po zawieszeniu łyżew na kołku, nie podjęciął się pracy jako  szkoleniowiec, pracował firmie izolacyjnej u sponsora ostatniego klubu. Półtora miesiąca czekał na zezwolenie na pracę, by legalnie mógł ją podjąć.  I tak pozostał w tej firmie aż do emerytury. Będąc zawodnikiem był  w zespole najlepszym biegaczem. - Byłem dobry, ale tylko na długich dystansach. Krótkie odcinki mi nie leżały – wyjawia.  Teraz też aktywnie spędza każdą chwilę. Co prawda nie biega, ale często można spotkać go na zielonym szlaku wiodącym na Turbacz. 


 
JASKIERSKI Mieczysław  - ur. 17. 12. 1950 Nowy Targ. Ps. „Złotko”.  Napastnik. Kariera sportowa:  Podhale ( do 81/82 i 86/87), Legia Warszawa ( 1970/71 - 71/72), Austria – EK Zell am See (1982 - 90), HC Kitzbuehel (88-89).  Olimpijczyk z 1976 r., 10 -krotnie bronił barw narodowych w MŚ (1970 -71, 73-79, 81), w tym 6-krotnie w grupie A. 137-krotny reprezentant kraju, zdobywca 59 goli. W klubie i w drużynie narodowej grał w ataku z Walentym Ziętarą i Stefanem Chowańcem. 9-krotny mistrz Polski (1969, 73 - 79, 87). W polskiej lidze rozegrał 474 mecze, w których zdobył 310 goli.  
Kariera trenerska: asystent trenera Walentego Ziętary w Podhalu (1989/90), trener Podhale (1990),  HC Kitzbuehel, EK Zell am See (90, mistrz Austrian National League).
 
Stefan Leśniowski

 

Komentarze









reklama