05.03.2020 | Czytano: 10034

Jacek Kubowicz: Obcokrajowców przerósł play off

- Jestem w żałobie. Nie spodziewałem się takiego przebiegu ćwierćfinału play off. Szok - mówi Jacek Kubowicz, były reprezentant kraju i 4-krotny mistrz kraju w barwach Podhala.



 - Dlaczego się nie spodziewałeś?
 
- W sezonie zasadniczym nie wyglądało to źle.  Ze zdobytych punktów i  miejsca w tabeli, choć różnice punktowe były minimalne,  nie dopuszczałem do siebie myśli, że 4 marca zakończy się dla nas sezon hokejowy. Mecze z Katowicami były zacięte i o wygranej decydowały detale
 
- Przyczyny porażek?
 
- Nie mieliśmy w zespole lidera, który w najważniejszych momentach potrafiłby poderwać drużynę do walki, zmienić scenariusz potyczki. W sezonie zasadniczym takim liderem był Krystian Dziubiński i niekoniecznie oceniam go przez pryzmat punktacji kanadyjskiej.  Ogólnie był siłą napędową zespołu. Był widoczny w meczach zarówno ze słabszymi jak i mocnymi przeciwnikami. W naszym żargonie mówi się, że ciągnął grę.  W play off już nikt nie pociągnął drużyny. Nasz przeciwnik miał z kolei dwóch liderów, Marcina Kolusza i Grzegorza Pasiuta. Wzięli cały ciężar gry na siebie i odpowiedzialności za losy drużyny. U nas, jak trzeba było dać sygnał do walki, to niestety nikt go nie dał.
 
- Twierdzisz, że  nie było lidera. W takiej armii obcokrajowców żaden „generał”  się nie objawił? Przecież byli to  gracze z krajów, które mają dobre przygotowanie do zawodu. Trzeba było ich tylko ustawić, nie pracować z nimi – jak dawniej -   nad  podstawowymi elementami hokejowej sztuki.  Żaden trener Podhala nie miał takiej armii „obcych” graczy jak Phillip Barski, a nic nie wygrał.
 
- Nie da się zakłamywać rzeczywistości, że zawodnicy nie byli z hokejowych krajów, ale…  Weźmy pod uwagę w jakich oni ligach grali, klubach i czy w swojej karierze grali o tak wysokie cele.  Nie wiem, ale wątpię. Nie śledziłem ich sportowych życiorysów, ale w niższych ligach jest inny poziom i u nas  nie podołali zadaniu jakie postawił przed nimi play off.  Po prostu ta faza rozgrywek ich przerosła.  Nie byli wartością dodaną, choć  sezon zasadniczy pokazał co innego. Kilku zawodników pokazało się z dobrej strony. Gdyby zagrali słabiej i zajęli szóste miejsce, a teraz wygrali ćwierćfinał,  to każdy zapomniałby co było i powiedział „fajnie”.  Różnica w tabeli nie była duża, ale pamięta się to co zostaje na końcu, a  nie to co było wcześniej. W końcu play off jest zwieńczeniem całego sezonu.  Wisienką na torcie.
 
- Play off to inna bajka i nasi stranieri nie potrafili się w niej odnaleźć.
 
- Mamy dobry przykład z naszej ćwierćfinałowej pary, że o wygranej decydowali polscy zawodnicy. Nie strzelili wszystkich goli, ale byli liderami, ciągnęli zespół w najbardziej odpowiednich momentach.  Niekiedy w zmianie, tercji czy meczu.
 
- Można się martwić o przyszłość  nowotarskiego hokeja skoro w  obecnej ekipie „swoich” było jak na lekarstwo?
 
- Teraz czekam na  ruchy zarządu i zawodników. Każdy na pewno ma podpisany kontrakt do końca sezonu. Niewątpliwie martwi mnie sytuacja w nowotarskim hokeju, bo na palcach jednej ręki można było policzyć wychowanków, którzy byli w zespole. Kibice zauważyli, że  tyle samo zawodników z Nowego Targu gra w Katowicach, co wychowanków w Podhalu. Tylko myśmy poszli w  taką politykę,   bo jak patrzy się na  składy pozostałych zespołów, to  jest  w nich  8 – 9 Polaków. U nas czterech.  Młodzieżowcy byli w składzie, bo taki był wymóg regulaminowy. W jednym z nowotarskich meczów play off Adrian Słowakiewicz wyszedł na 26 sekund, przejechał obok stolika sędziowskiego, by go odnotowali, że zaliczył grę.
 
- No właśnie jak ocenisz młodego Słowakiewicza?  
 
- Dużo grał w sezonie zasadniczym i tu akurat  należy się pochwala dla sztabu szkoleniowego. W play off już takiej szansy nie dostał. Wyszedł na jedną czy dwie zmiany, by sędziowie odfajkowali jego udział. To jest jego pierwszy sezon. Potrzebuje czasu i pracy, a więc  musi jak najwięcej grać, by nabierać doświadczenia.  Jakaś przyszłość z tego będzie, bo jest młody i perspektywiczny, jeśli będzie miał możliwość grania i będzie chciał grać w Nowym Targu.  Nastał taki czas w Podhalu, że każdego swojego chłopaka trzeba szanować.
 
-  Teraz już tylko „starsi panowie” pozostali nam w walce o medale.
 
- Jedziemy w kwietniu do Gdańska i  jak zawsze bić się będziemy o najszlachetniejszy kruszec. Sześć lat z rzędu zasiadamy na mistrzowskim tronie i świetną passę chcemy podtrzymać. Już dwa razy puchar dostaliśmy na własność, a on należy się tym, którzy trzy razy z rzędu sięgną po to trofeum.  Wiadomo, że rywale będą podchodzić  do nas specjalnie, pod hasłem ”bij mistrza”. 
 
Stefan Leśniowski
 

Komentarze









reklama