17.04.2019 | Czytano: 12833

„Wiedźmin” po raz drugi! (+ analiza sezonu i statystyki)

Sezon ligowy za nami. Jedni balują, inni zastanawiają się dlaczego im nie wyszło. Analizują i mają nadzieję, że wyciągną wnioski, które w następnym sezonie sprawią, że będą polewać się szampanem.

Podajmy analizie zespół „Szarotek”. Jeśli porównać go z poprzednim sezonem, to ten należy uznać za mniej udany. W końcu… „ Nikt nie może powiedzieć, że czwarte miejsce jest lepsze od trzeciego. Dla sportowca czwarte miejsce jest beznadziejne. Zawsze warto zapisać się w historii będąc na podium” - twierdzi Jacek Kubowicz, były hokeista Podhala, reprezentant kraju.

Trudno się z nim nie zgodzić.  Po to się staje w szranki, by wygrywać. Amerykanie mawiają, że porażka jest grosza niż śmierć, albowiem z porażką musisz żyć. Jest w tym stwierdzeniu spora dawka przesady, ale w jednym mają rację –zwycięzcy bardzo długo żyją w pamięci innych, przegrani – szybko idą z zapomnienie. I druga nauka z tego płynącą –żadnej porażki nie należy bagatelizować, choćby pozornie była mało istotna.

„Ten gość to była wartość dodana drużyny”

Mimo, iż Podhale nie znalazło się na „pudle”, to nie wszyscy są przegrani. Niektórzy na długo pozostaną w naszej pamięci. Największym wygranym – nie ma najmniejszej wątpliwości – jest Przemysław Odrobny. Po raz drugi w rankingu Sportowego Podhala (liczyły się punkty) został MVP sezonu.

„Ten gość to była wartość dodana drużyny” – taką opinię było słychać na trybunach. Trudno się dziwić, bo niektóre jego interwencje zapierały dech w piersiach. Był niezwykle skuteczny. Osiem spotkań zakończył bez straconej bramki. Dzięki jego fenomenalnej postawie między słupkami Podhale cztery razy wygrało 1:0 i tyleż samo razy 2:1 i raz 2:0. Przegrało sześć spotkań 1:2. Już z tego zestawienia widać, iż dzięki „Wiedźminowi” górale tracili mało bramek, choć nie trudno zauważyć, że również mało ich zdobywali.

„Niejednokrotnie w sezonie mówiliśmy, że zdobycz punktowa i miejsce w tabeli jest dużo lepsze niż gra. Duża w tym zasługa Przemka Odrobnego” – podkreśla Jacek Kubowicz. „Tylko dlatego sprawdził się defensywny styl Tomka Valtonena” – dodawał.
Bez niego nie byłby on możliwy do realizacji. Dzisiaj nikt nie ma wątpliwość, że to najlepszy polski golkiper. To tylko jego fenomenalnym interwencjom, w szóstym półfinałowym meczu, rozegrano najdłuższy mecz w historii polskiej ligi. Kontrakt skończył mu się w Nowym Targu. Czy działacze będą mieli argumenty, by zatrzymać go w stolicy Podhala?

Portal NHL w pl porównał kiedyś jego sposób bronienia do Jonathana Quicka. Tak napisał: „ Mamy ligowego Jonathana Quicka – takim odpowiednikiem „nieskoordynowanego”, efektownego stylu jest Przemysław Odrobny. Nienaturalnie niska pozycja Przemka w trakcie gry podobno nie jest właściwa – tyle że przynosi rezultaty. Warto zwrócić uwagę, jak broni rzuty karne, wręcz bezczelnie daleko wyjeżdża z bramki i rzuca wyzwanie zawodnikom, którym wydaje się, że ominięcie tak wysuniętego golkipera będzie bardzo łatwe – po czym okazuje się, że Przemek wyciąga się jak przepisy prawa pracy przy zakazie handlu w niedzielę i „złośliwie” wyłapuje stuprocentowe sytuacje.

„ Marzę, by kiedyś zobaczyć go na żywo, zagrać obok niego – przyznał w wywiadzie dla Sportowego Podhala, Przemysław Odrobny.


Pierwsze skrzypce…

… w defensywie grał Marcin Kolusz. Zmiana pozycji nie wpłynęła na niego negatywnie. Być może dlatego, że w takiej roli debiutował w Tychach. Kolusz był ofensywnie grającym defensorem. W play off pokazał jak powinno się walczyć, rzucić wszystko co najlepsze na szalę. Rozgrywał krążek, parł z nim do przodu, nękał defensywę i bramkarza rywala. Grał w przewagach i osłabieniach. Znany jest z tego, że najlepiej z polskich graczy gra „na bramkarzu”. To był świetny sezon Kolusza! Marcin tak trzymać!

Jasną postacią był Joona Tolvanen, to z fińskiego zaciągu najjaśniejszy punkt. Zdecydowanie lepiej radził sobie w ofensywie. Jego wrzutki na bramkę przeciwnika robiły spore wrażenie na rywalach. Po nich często dochodziło do gorących spięć. Potrafił też uderzyć soczyście z dystansu. Był najskuteczniejszym defensorem (16 goli + 27 podań) i zawstydził wielu napastników. W tyle często przytrafiały mu się juniorskie błędy, po których albo traciliśmy gola, albo skórę ratował mu Przemek Odrobny.

Skutecznym obrońcą – 13 goli - był także Oskar Jaśkiewicz. Ten zdecydowanie poprawił grę w porównaniu z poprzednim sezonem. No i potrafił uderzyć, włączyć się do akcji ofensywnej, głównie podczas gier w przewadze.

Zawiedli Finowie. Miro Hovinen, z mocnym strzałem spod niebieskiej, po przyjściu do drużyny wydawał się graczem, który będzie ostoją w tyłach. Z biegiem czasu jego dyspozycja była coraz słabsza. Widać było braki w przygotowaniu. Dokooptowany z ostatniej chwili do zespołu Samu Suominen był mało zwrotny, popełniał mnóstwo błędów, a najbardziej ośmieszało go trio rosyjskie z Torunia. Eetu Moksunen, to jedyny obcokrajowiec, który ma ważny kontrakt. Nie można powiedzieć, że błyszczał na tafli. Do takiego wniosku doszedł też trener, który w play off dał mu bardzo mało szans na grę.

Jeszcze mniej szans dostał Rafał Dutka. Uważam, że za mało. To były reprezentant kraju i nie po to wracał do macierzystego klubu, by siedzieć na ławie. Uważam, że nie był gorszy do rodaków naszego szkoleniowca.

Patryk Wsół. O nim mówiło się, że to talent, że będzie w tym zespole. I był, tyle, że na treningach i – jak zauważył Jacek Kubowicz – w klubowej kurtce za bandą. Były mecze w sezonie zasadniczym, że mógł dostać szansę ogrywania się. W końcu to nasz wychowanek, z którym klub powinien wiązać nadzieje na lepsze jutro Podhala.

Z odstawieniem na boczny tor nie mógł pogodzić się Kamil Kapica. Zrezygnował z uprawiania hokeja, kolejna strata i wtedy, gdy każda dusza tej drużynie jest potrzebna w przyszłości.

Walczaki

Tak walecznego gościa jak Krystian Dziubiński mało w naszym hokeju. Dla tego człowieka nie ma straconych krążków. Walczy na czworakach, leżąc, przeciwnikowi nic nie oddał za darmo. Więcej, jeszcze go „uszczypnie” (czytaj: nęka obronę) lub „ugryzie” (czytaj; zdobywa gole). Najlepszy strzelec w drużynie, najlepiej punktujący gracz. O MVP walczył z Przemkiem Odrobnym. Zabrakło mu niewiele, ale też kontuzje wyeliminowały go z kilku gier.

Nieustępliwością zaskarbił sobie serca kibiców wiecznie młody Jarek Różański. Od niego wiele mogą nauczyć się młodsi - walki o krążek, apetytu na zdobywanie goli. „Różak” walczy zaciekle o każdy centymetr lodu i bije kolejne ligowe rekordy. Jak tak dalej będzie, a tego mu życzymy, to wyśrubuje je do takich granic, że konkurenci będą mieli problemy z ich pobiciem. Do tego - jak przystało na kapitana – jest przywódczą duszą.

Ogromny postęp poczynił Mateusz Michalski. Stał się zawodnikiem pełną gębą. Na plus należy zaliczyć występy Bartka Neupaera, Krzysztofa Zapały i Kacpra Guzika. Ten ostatni poczynił ogromny potęp taktyczny. To już nie tylko gorąca głowa, ale także wyrachowanie. A strzał zawsze miał piekielnie mocny.

Z „młodych” niespodziewanie, ale zasłużenie, miejsce w podstawowym składzie wywalczył Jakub Worwa i potwierdził, iż warto w tego zawodnika inwestować. Waleczny zawodnik. Łukasz Siuty też zaliczy sezon do udanych. Szybki i nie unika ostrych starć pod bandą.

A obcokrajowcy? Potraktujmy ich milczeniem. Joonas Sammalmaa co prawda zebrał tyle samo punktów w punktacji kanadyjskiej co „Dziubek”, ale mniej ma na koncie bramek i zabrakło ich w najważniejszych spotkaniach. A przecież obcokrajowcy po to byli zakontraktowani. Mieli być wartością dodaną w meczach o coś. Punktowali, lecz w spotkaniach, w których wstyd byłoby nie zapunktować.

Fińska szkoła

Jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz – zwykło się mówić, a zasada ta dotyczy nie tylko zawodników, którzy dwa razy w tygodniu lub nawet częściej, mogą sprawdzić swoją formę na boisku. To stwierdzenie dotyczy również szkoleniowców, choć bezpośrednio wpływu na wydarzenia na tafli nie mają. Czy zatem wynik ostatniego meczu może być przyczynkiem do oceny ich szkoleniowych kompetencji?

Tomek Valtonen zmienił styl gry Podhala. Opinie są podzielone – jedni uważają, że zabił w defensywnym stylu, to co było od lat największym atutem „Szarotek”, a co za tym idzie przyniosło wymierne efekty. Inni są zadania, że taki jest teraz model gry i przytoczą przykłady z lepszych lig od naszej. Zawsze jednak na końcu wynik weryfikuje, czy podjęto dobre czy złe decyzje.

Tomek Valtonen to przesympatyczny człowiek, z dobrym warsztatem trenerskim, ale opuszcza Podhale bez sukcesu. Gdyby „Szarotki” z dobyły czwarte miejsce z młodymi wychowankami, to na pewno można byłoby zaliczyć taki wynik do sukcesu i z optymizmem patrzyć w przyszłość. Tyle tylko, że kosztem naszych (pozbył się Dariusza Gruszki, Kamila Kapicy, Mateusza Wojdyły, Rafała Podlipniego) ściągnął ośmiu swoich rodaków, którzy nikogo swoją grą nie rzucili na kolana. I nie ważne czy grali za 300 euro czy za darmo.

„ Gdyby nie było Finów, to zapewne graliby nasi zawodnicy, starsi i młodsi. Uważam, że nie było większej różnicy między Finami, a tymi zawodnikami, którzy stali za bandą w klubowych kurtkach. czy tacy gracze są nam potrzebni? Nawet za 300 – 400 euro” – dziwi się Jacek Kubowicz.

Valtonen puszcza Podhale, które jakoś od dłuższego czasu nie może znaleźć szkoleniowca choćby na trzy sezony, jak w książkach piszą. By mogli wdrożyć swoje pomysły. W temacie trener, Podhale mota się jak ryba w sieci. Po Marku Ziętarze, byli -  Witalij Semenczenko, Marek Rączka, Aleksanders Bielavskis, Andriej Parfionow, Tomek Valtonen… Byli, ale krótko. Teraz głośno jest o kanadyjskiej szkole hokeja. O trenerze pochodzącym z tego kraju, posiadającym także polskie obywatelstwo – Philipie Barskim. Ostatnie dwa sezony pracował w roli asystenta w HC Bolzano. Jeszcze nigdy samodzielnie nie prowadził drużyny. Był analitykiem i trenerem wideo. Jako zawodnik, też wielkiej kariery nie zrobił, grając w klubach uniwersyteckich.

Potrzeba dyrektora sportowego

Nie widać w klubie długofalowego planu, który powinien zapewniać dyrektor sportowy. Powinna być koncepcja tworzenia klubu i przygotowania zespołu do wielkich wyzwań. Zmiany dzieją się w klubie w zależności od tego, jaki trener do klubu przychodzi. Trener myśli o następnym meczu, ale dyrektor sportowy myśli o następnej dekadzie. Tychy mają Wojtka Matczaka, a Katowice ostatnio zatrudniły Wojciecha Tkacza. Byłych zawodników, którzy od podszewki znają bolączki dyscypliny i klubu, w którym latami występowali. W Nowym Targu też są ludzie, którzy na hokeju zjedli zęby i mogliby zająć się tym tematem.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama