09.04.2019 | Czytano: 14794

Gra niewarta świeczki

- Mam żal do sztabu szkoleniowego, że wiedząc o odejściu, zdecydował się na tak radykalną zmianę stylu. Czy warto było na sześć miesięcy mieszać zawodnikom w głowie? Gra niewarta świeczki -

 - twierdzi Jacek Kubowicz, były hokeista Podhala, reprezentant kraju, który w minioną sobotę szósty raz z rzędu wywalczył tytuł mistrza kraju oldbojów.

- Mogło być pięknie, a skończyło się na miejscu najbardziej nielubianym przez sportowców. Dlaczego, po przełamaniu rywali na ich tafli, nie dotarliśmy do finału, a potem jeszcze nie obroniliśmy trzeciego miejsca sprzed roku? – pytam naszego eksperta.

- Play off pokazuje, że handicap swojego lodowiska nie jest decydujący. To prawda, że mieliśmy rywali na przysłowiowym widelcu, ale czegoś zabrakło.

- Czego?

- Jakbyśmy przeanalizowalibyśmy mecz o trzecie miejsce, to zabrakło sił. Prowadziliśmy w Katowicach 3:0, a więc nasza przewaga okazała się wystarczająca do wygrania w najskromniejszych rozmiarach (3:2). Można było odnieść wrażenie, że katowiczanie odpuścili, skoro nie potrafili u siebie wygrać, to tym bardziej w Nowym Targu nie będą starali się przedłużyć serii. Tak się nie stało. Nie wiem czy zgubiła nas pewność siebie, bo założyliśmy, że katowickim obcokrajowcom nie zależy? Okazało się, że nie odpuścili i brązowy medal ma dla nich duże znaczenie.

- Mówisz o braku sił. Pierwszym sygnałem, że jest coś nie tak z przygotowaniem fizycznym zespołu był Puchar Polski. Po świetnym meczu z Tychami, nazajutrz z Jastrzębiem Podhale było cieniem drużyny z poprzedniego dnia. Wtedy to zbagatelizowano, uznano, że był to wypadek przy pracy. Sytuacja powtórzyła się w półfinale z Tychami, a potem o brąz Katowicami. Zespół nie potrafił zagrać dwóch równych spotkań dzień po dniu lub co drugi dzień. To świadczyłoby, że „fizyka” szwankowała.

- Regeneracja w drużynie, nawet po sześciu tercjach jak z tyszanami, powinna u nas przebiegać szybciej, bo byliśmy młodszą drużyną od rywala. U niej aż roiło się od zawodników powyżej 35 lat, w tym obcokrajowców. 48 godzin powinno nam wystarczyć. Tak się nie stało i to Tychy zdominowały nas w ostatniej potyczce. Myślę, że to nie tylko fizyka, ale też głowa. Może zostaliśmy słabo nastawieni psychicznie przez sztab szkoleniowy? Może zabrakło doświadczenia? W naszym zespole tylko jednostki grały o najwyższe cele? Przykładem mogą być obcokrajowcy, którzy nigdy nie grali o taką stawkę. To, że byli z Finlandii, to nie znaczy, że zawojowali hokejowy świata. Wiemy, że grali po drugich i trzecich ligach, że w ostatnich sezonach leczyli urazy. Dopiero w Podhalu dochodzili do dyspozycji sportowej. Z drugiej strony mieliśmy w zespole chłopaków, którzy zdobywali już mistrzowskie tytuły i z presją powinni sobie doskonale radzić.

- Tychy to typowa szkoła rosyjska, oparta na doskonałym przygotowaniu fizycznym. W dogrywkowym maratonie z tercji na tercję tyszanie wyglądali lepiej od nas.

- Nie mieliśmy Andrieja Gusowa, mieliśmy inną miotłę. Inaczej chciała ustawić drużynę.

- No właśnie. Podhale przez lata przyzwyczaiło wszystkich do widowiskowej gry, opartej na ciągłym nękaniu przeciwnika, ataku non stop. Tymczasem Tomek Valtonen zabił to, co było najlepsze w góralskiej naturze. Niektórzy fachowcy przecierali oczy ze zdziwienia widząc, że „Szarotki” są schowane za podwójną gardą. Tak nigdy nie grały.

- Jestem świadomy tego, że Valtonen przychodząc do Podhala wiedział jak gramy. Co było największą siłą tego zespołu w poprzednich latach. Nasza drużyna nie powstała nagle, z sezonu na sezon. Chciał wpoić drużynie inny styl gry. Czy on się podbiał, czy nie, to pojęcie względne. Trener będzie bronił swojej koncepcji, zawodnicy też nie powiedzą złego słowa. Kibice i ludzie zajmujący się na co dzień hokejem mogą mieć inne zdanie. O tym, czy styl jest skuteczny, decyduje wynik. Niejednokrotnie w sezonie mówiliśmy, że zdobycz punktowa i miejsce w tabeli jest dużo lepsze niż gra. Duża w tym zasługa Przemka Odrobnego. Nie ukrywajmy, że taki styl gry był możliwy dlatego, że on strzegł naszej bramki. Mam żal do sztabu szkoleniowego, że wiedząc o odejściu po sezonie, zdecydował się na tak radykalną zmianę. Czy warto było na sześć miesięcy mieszać zawodnikom w głowie? Gra niewarta świeczki. Jeśli zostałby na trzy lata, to śmiem twierdzić, że mógłby swoją koncepcję wpoić zawodnikom. Teraz przyjdzie nowy trener i po konsultacjach ze starszymi zawodnikami, po przeanalizowaniu meczów z tego i z poprzednich sezonów, ustawi zespół na taki styl jaki grał latami. Bo to najprostsze i najskuteczniejsze. Rozmawiałem z zawodnikami w trakcie sezonu i nie wiedzieli co grają. Dopiero po jakimś czasie załapali. Trenera bronią wyniki, a on jest gorszy niż w zeszłym sezonie. Nikt nie może powiedzieć, że czwarte miejsce jest lepsze od trzeciego. Dla sportowca czwarte miejsce jest beznadziejne. Zawsze warto zapisać się w historii będąc na „pudle”. W większości krajów nie gra się o trzecie miejsce, lecz my chcieliśmy grać i to się opłacało, bo publiczność nie zawiodła.

- Łukasz Kadziewicz, podczas każdego siatkarskiego play off, powtarza, że w tej fazie poznaje się prawdziwą wartość zawodnika. Jego charakter, odpowiedzialność, odporność psychiczną. Tylko wielkim graczom ręka nie drży, zdobywają ważne punkty. Są wartością dodaną. Jego słowa można odnieść do hokeja. Czy Podhale miało takich graczy?

- Miało. Zespół ciągnęli: Krystian Dziubiński, Marcin Kolusz, Mateusz Michalski, Bartłomiej Neupauer i Krzysztof Zapała w ataku. Do tego dodajmy Przemka Odrobnego, chociaż on goli nie zdobywał, ale starał się jak najmniej krążków przepuścić. I to mu się udawało. Nawet jak obronił siedem razy w sytuacjach jeden na jeden, a puścił jedną szmatę, to każdy mu to wybaczył. On trzymał tyły. Wymieniliśmy pięciu napastników. Wynika z tego, że dwóch jest w każdej piątce, czyli nie jest tak źle. Cieszy, że są to nasi zawodnicy. Polacy.

- Valtonen na pierwszym spotkaniu z dziennikarzami, tak powiedział o zatrudnianiu stranieri: „nie ważne czy będzie to Fin czy hokeista z innego kraju. Ma być przede wszystkim dobry. Jeśli nie, to lepiej dać szansę polskiemu hokeiści. Dobry zawodnik żyje hokejem 24 godziny na dobę”. Innym razem mówił, że ma być dwa razy lepszy od Polaka. Finowie zrobili różnicę?

- Nie byli lepsi od naszych. Nie zrobili różnicy. Trener zapewniał, że jego rodacy będą dobrze grali w grudniu. Cierpliwie czekaliśmy aż się przebudzą. Nie można powiedzieć, że doczekaliśmy się jakiegoś błysku w ich wykonaniu. Może jeden grał lepiej niż w październiku. Dwóch, których dokooptowano w późniejszym okresie, po prostu… było w składzie. Gdyby ich nie było, to zapewne graliby nasi zawodnicy, starsi i młodsi. Uważam, że nie było większej różnicy między Finami, a tymi zawodnikami, którzy stali za bandą w klubowych kurtkach. Zatrudnianie gracza na ostatnią chwilę, to kolosalne ryzyko sztabu szkoleniowego, prezesa i sponsorów. To, że Rohaczkowi się udało, to już inna sprawa. Który europejski klub przed play offem pozbędzie się podstawowego zawodnika? Valtonen znał tych zawodników, pracował kiedyś z nimi, ale też wiemy, po jakich perypetiach trafili do Podhala.

- Czyli oni nie przyszli pomóc Podhalu, tylko w tym klubie się odbudować.

- Tak. Trener w jednym z wywiadów powiedział, że grają za bardzo małe pieniądze. Jedni w jego słowa wierzyli, inni nie.

- W 300 euro też mi trudno uwierzyć. To taki np. Rafał Podlipni miał mniejszy kontrakt opiewający na 700 złotych. Był swój i wcale nie musiał zawieszać łyżew na kołku. W nowym sezonie byłby jak znalazł, a tak jednego gracza mamy mniej, a na ich nadmiar nie możemy narzekać.

- Za taką kasę nie wymagajmy od zawodnika wielkich rzeczy. Tylko należy zadać pytanie: czy tacy gracze są nam potrzebni? Nawet za 300 – 400 euro. Wiemy jakie stawki biorą obcokrajowcy w Polsce, pomijając trzy możne kluby. Z tego co się orientuję, to kontrakt opiewa na minimum tysiąc euro plus jeden posiłek dziennie. Budżet mamy podobny do Unii, Torunia, Gdańska.

- Valtonen odchodzi. Jaki kierunek powinni obrać włodarze w wyborze szkoleniowca, by „Szarotki” po dekadzie przełamały wreszcie krakowsko – tyską hegemonię?

- Trudno określić. U nas dawno nie było wschodniego kierunku. Może przydałby się. W Tychach jest Gusow i wiemy ile pretensji mieli do niego zawodnicy, bo gonił ich do treningu. Trenera broni wynik i wtedy nie jest ważne czy trenowało się trzy kwadranse czy też 3 godziny i 45 minut dziennie. Czy zawodnicy narzekali, czy się śmiali. Czy było piwko po meczu, czy tylko herbata lub coca cola. Wynik, wynik i jeszcze raz wynik. Pamiętajmy, że gdy triumfował u nas wschodni kierunek, zawodników było w bród. Trener przebierał. Miał sześć piątek, wszystkie były równorzędne i mógł rotować. Teraz nie ma pola manewru. Rosyjscy trenerzy też się zmienili, mają inne już podejście do zawodnika. Szkolą się, obserwują Europę. Szkoła rosyjska się zmieniła. Może byłby to dobry kierunek. Słowacja i Czechy nam się przejadły. Teraz mieliśmy Fina i zmienił nam styl gry. Gdyby grał w finale, to nikt wtedy nie mówiłby o stylu.

- Poziom play off?

- W porównaniu do poprzednich lat play off jest dość zażarty. Drużyny z siódmego i ósmego miejsca były bliskie wyeliminowania głównych faworytów do złota. Z Toruniem też nam nie było łatwo, chociaż w sezonie zasadniczym było 4:0 dla Podhala. W grodzie Kopernika kolosalną różnicę robiła rosyjska trójka, która zdobywała gole jak na zawołanie. Gdańska drużyna toczyła wyrównane i długie mecze. Zaskoczeniem in minus był JKH, a in plus - Cracovia. Wszyscy obstawiali, że czwarta drużyna z piątą rozegra siedem spotkań, a skończyło się po czterech potyczkach. Poziom play off był wyższy niż w zeszłym roku.

- Dogrywki akceptujesz w takim kształcie?

- W takim kształcie, ale po czterech graczy. Dogrywki w niemal całej Europie gra się do nagłej śmierci.

- Otwarta liga dla obcokrajowców. Jesteś na tak?

- Podczas mistrzostw Polski oldbojów dużo dyskutowano na ten temat. Byli tacy, którzy popierali ten projekt, motywując to otwarciem na Europę. Byli jednak w wyraźnej mniejszości. Ja osobiście uważam, że nie jest to fajny pomysł, bo straci na tym nasza drużyna narodowa. U nas w kraju koszykówka już przerabiała ten projekt. Sprowadzała zawodników czwartego i piątego garnituru, a reprezentacja staczała się po równi pochyłej, aż sięgnęła dna. Niedawno, po wielu latach, wywalczyła awans do mistrzostw świata i była taka radość, jakbyśmy już mieli jakiś medal na szyi. Kto głosował za tym projektem? Przedstawiciele klubów i byli w większość do opozycjonistów z Podhala, Jastrzębia i Janowa. Dziwię się drużynie z Gdańska, wicemistrza kraju juniorów, która również była za ligą open. Tłumaczono, że to są dwa kluby i one się nie kochają. Pamiętam podobną sytuacje z Nowego Targu i walkę prezesa Wiesława Wojasa z prezesem MMKS Janem Gaborem. Były spory. Przyszło wtedy siedmiu zawodników do MMKS i zapytało „co nam proponujecie, co możecie nam dać?” Czy prezes z Gdańska dba o interes młodych gdańszczan? Ściągnie 13 obcokrajowców, a młodzi skończą karierę. Tego chcemy?

Stefan Leśniowski

 

Komentarze







reklama