03.12.2018 | Czytano: 1902

MŚ: Wielki zawód

Chyba mało kto się spodziewał, iż reprezentacja Polski zaprezentuje się tak marnie w mistrzostwach świata mężczyzn rozgrywanych w Pradze.

Wczoraj nie sprostaliśmy Estonii, dzisiaj nasze braki obnażyli Australijczycy. „Kangury” sprawiły, iż nasz udział w play off stanął pod wielkim znakiem zapytania. Teraz już nic nie jest w naszych rękach. Uzależnieni jesteśmy od przeciwników.

Biało –czerwoni podobnie jak z Estonią posiadali inicjatywę, ale nie potrafili wykończyć akcji skutecznym strzałem. Nie dasz, dostaniesz. I tak też się stało. Po nieprzepisowym zagraniu w polu bramkowym arbiter podyktował karnego, którego rywale wykorzystali.

Druga część meczu wypisz, wymaluj podobna do pierwszej. Polacy atakowali, dążyli do wyrównania, a tymczasem nadziali się na zabójczą kontrę. Australijczycy prowadzili 2:0. Biało -czerwoni nadal atakowali, mieli ogromną przewagę, ale nasza defensywa musiała być czujna, bo kontruderzenia przeciwnika były niezwykle groźne. Kontaktowego gola zdobyliśmy 10 sekund przed zakończeniem drugiej odsłony, gdy rywale grali o jednego gracza mniej (kara odłożona; bez bramkarza).

Wydawało się, że gol będzie dobrym zaczynem na kolejne trafienia. Tymczasem grając w przewadze straciliśmy kolejną bramkę. Jeszcze 5 minut przed końcową syreną w serca polskich kibiców nadzieję, na korzystny rezultat wlał Maciej Sieńko. 79 sekund przed końcem Polacy wycofali bramkarza, ale – podobnie jak z Estonią – manewr ten nie przyniósł spodziewanych efektów. Więcej straciliśmy kolejną bramkę.

Polska – Australia 2:4 (0:1, 1:1, 1:2)
Bramki dla biało – czerwonych: Michał Sieńko, Maciej Sieńko.
Polska: Bogdański - Łukaszewski, Michał Sieńko, Łukasz Chlebda, Daniel Widurski, Maciej Sieńko – Korpan, Turwoń, Hamrol, Dahlstrom, Kostela - Heyne, Ł. Widurski, Chochowski, Skura, Łyskawa – Sujkowski, Sternicki.

Stefan Leśniowski
Zdjęcie flickr.com
 

Komentarze







reklama