02.12.2018 | Czytano: 1615

Ekstraklasa kobiet: Tak miało być (+zdjęcia)

Góralki rozbiły bielszczanki. Były pewniakiem do zwycięstwa i jedyną zagadką pozostawały rozmiary zwycięstw.

Podhale z kolei w sobotę z trudem pokonało Trzebinię. Nowotarżanki rozegrały słabe spotkanie. Posiadały przewagę, ale preferowały indywidualne zagrania, zapominając, że unihokej jest grą zespołową. Mało tego, ich skuteczność wołała o pomstę do nieba. Nawet mając przed sobą pustą bramkę, nie potrafiły trafić do niej. „Nie wierzę” – często musiał powtarzać trener po takich pudłach podopiecznych.

U trzebinianek w trzeciej tercji sobotniej potyczki widać było kondycyjne bramki. Toteż nazajutrz już nie były tak skuteczne w defensywie i gospodynie od początku kontrolowały przebieg wydarzeń na boisku.

MMKS Podhale Nowy Targ – PUKS Trzebinia 4:3 (0:1, 1:0, 3:2) i 8:1 (3:1, 1:0, 4:0)
Bramki dla Podhala: Pysz 2, Kowalczyk, Krzystyniak (I mecz); Timek 3, Kowalczyk 2, Fryźlewicz, Krzystyniak, M. Mamak (II mecz)
MMKS Podhale: Młynarczyk (Hobot) – Maciaszek, Majerczak, Gajewska, Fryźlewicz, M. Mamak, Timek, Kłak, Kowalczyk, Florczak, E. Mamak, Pudzisz, Pysz, Osmala, Krzystyniak.

Podhalanki biły głową w mur i straciły dwie kuriozalne bramki. Pierwszą po wolnym z połowy boiska. Piłka po rykoszecie zaskoczyła Młynarczyk. Na wyrównanie czekaliśmy aż do 29 minuty. Wcześniej kapitalnym strzałem popisała się Osmala, ale równie fantastyczną interwencją golkiperka Trzebini. Dogodnej sytuacji nie wykorzystała też Kowalczyk. Wyrównującą bramkę zdobyła Pysz ze skrzydła trafiając w okienko przeciwległego rogu bramki. Chwilę później Kowalczyk trafiła w spojenie bramki.

Gospodynie wysoko atakowały i przyjezdne miały problemy z zawiązaniem składnej akcji. Mimo sporej przewagi miejscowe raziły nieskutecznością. Przeciwniczki z kolei wyprowadzały groźne kontrataki. Jednak nie po kontrze wyszły po raz drugi na prowadzenie, lecz po wrzutce z własnej połowy. Piłka minęła atakujące Trzebini, obronę Podhala i… wpadła do siatki. Wyrównała Kowalczyk, która skorzystała z prezentu. Otrzymała piłeczkę jak na patelni od rywalki i co miała zrobić. Po prostu trafić do bramki. Miejscowe poszyły za ciosem i chwilę później po zagraniu z lewego skrzydła Osmali na drugi słupek Pysz dołożyła łopatkę kija i ażurowy przedmiot zatrzepotał w siatce. To nie koniec, bo za moment w objęciach koleżanek zniknęła Krzystyniak. Dwubramkowe prowadzenie na 3 minuty przed końcem wydawało się pewną zaliczką, tym bardziej, iż rywalki nie miały siły ognia. Niemniej otworzyła się przed nimi szansa, bo jedna z gospodyń powędrowała na ławkę kar i to wykorzystały trzebinianki. Świetnie rozgrały akcję i zdobyły piękną bramkę strzałem pod poprzeczkę. Na więcej nie pozwoliły już nowotarżanki.

Nazajutrz gospodynie bardzo szybko objęły prowadzenie. Po 106 sekundach prowadziły 2:0. Bramki zdobyte zostały w odstępie 11 sekund. One ustawiły mecz. Góralki jeszcze przed przerwą dorzuciły jedno trafienie, lecz przyjezdne odpowiedziały z rzutu karnego. To było wszystko na co je było w tym dniu stać. Gospodynie szóstego gola zdobyły nawet podczas gry w osłabieniu.

LUCE Bielsko Biała – Górale Nowy Targ 1:26 (0:10, 0:4, 1:12) i 1:22 (1:5, 0:8, 0:9)
Bramki dla Górali: Kubowicz 5, Rogala 4, Fuła 4, Krzystyniak 3, Pazdro 2, Rokicka 2, Piekarczyk 2, Siuta, Panek, Sarna, samobójcza (I mecz); Kubowicz 5, Rogala 3, Rokicka 2, Krzystyniak 2, Fuła 2, Panek 2, Sarna Pohrebny 2, Dunaj 2, Grynia, Siuta (II mecz).
Górale: Jachymiak – Sarna Pohrebny, Grynia, Piekarczyk, Siuta, Fuła, Pazdro, Dunaj, Krzystyniak, Rogala, Kubowicz, Rokicka, Panek.

- Mecze bez historii, chociaż gospodynie zagrały całkiem inaczej niż w Nowym Targu – twierdzi trener Jacek Michalski. - Nie dość, że się przyzwoicie broniły, to starały się grać piłką do przodu. Rozgrywały ją i kilka razy nam mocno zagroziły. Myślę, że postawa gospodyń może w przyszłości zaprocentować czymś pozytywnym dla tego zespołu.

Rewanż zaczął się dość niespodziewanie, bo to gospodynie objęły prowadzenie. Cieszyły się nim 77 sekund. Kolejne minuty to dominacja góralek, które zdobywały gole jak na zawołanie.

Stefan Leśniowski
Zdjęcia Szymon Pyzowski
 

Komentarze









reklama