10.11.2018 | Czytano: 15010

Pora skończyć z szopką!

- Polska to taki Disneyland. Nigdy nie wiesz co się wydarzy – zauważył Tomek Valtonen, szkoleniowiec Podhala i reprezentacji kraju.

Wypowiedział te słowa wczoraj po przerwanym meczu z Danią. Wcześniej, na inaugurację ligi, gdy mgła uniemożliwiła rozgranie meczu z Toruniem, powiedział: - 23 lata jestem przy hokeju i po raz pierwszy spotkałem się z taką sytuacją. No, ale każdego dnia czegoś nowego się uczę.

Hokej to niezwykle widowiskowa dyscyplina, zimowy sport numer jeden w wielu krajach. To też niezły biznes, a u nas dyscyplina niszowa. Dlaczego? Działania władz polskiego hokeja nie są przejrzyste, niespójne od dość dawna. Nic więc dziwnego, ze człowiek z Finlandii mówi o naszym kraju Disneyland.

Przed siedmiu laty pisałem w felietonie, że polski hokej jest chory i wymaga natychmiastowego leczenia. Bez operacji się nie obejdzie, tymczasem choroba ma znamiona postępującej. Co gorsza „rodzina” (czytaj: rządzący dyscypliną) nie chcą dopuścić do chorego ludzi, którzy mogliby wydać odpowiednią diagnozę, zapobiec postępującej chorobie, a nawet ją wyleczyć. „Rodzina” się zabarykadowała jakby specjalnie czekała na śmierć. Gdyby cierpiący był bogaty, to mógłbym zrozumieć i pomyśleć: „czyhają na milionowy spadek”. Ale cierpiący nie śmierdzi groszem. Więcej ma ogromne długi. Audyt miał się zakończyć we wrześniu, mamy listopad i dokładnie nie wiemy czy dług sięga 16 czy 20 milionów złotych. Więc co jest grane? Dlaczego tak kurczowo trzymają się stołków? Coś chyba nie jest nie tak z związkowymi działaczami, bo afery dotknęły także kolarstwa, a ostatnio karate. Jakich ludzi w Polsce wybiera środowisko do rządzenia swoją dyscypliną?

Turniej hokejowy z Gdańsku z okazji 100 –lecia odzyskania niepodległości miał być wisienką na torcie. W końcu przyjechały do nas zespoły – co nie często się zdarza - z Elity. Tymczasem głośno o sporach i skandalu na otwarcie turnieju. Nim turniej się rozpoczął 16 hokeistów zrezygnowało z występu w nim.

– Nam nie chodzi o pieniądze. Dla nas liczy się to, żebyśmy byli traktowani poważnie, z godnością i profesjonalnie. O przestrzeganie pewnych zasad, na które się umówiono. Pewne rzeczy trzeba naprawić. Jeśli wizerunek dyscypliny cierpi, to znaczy, że sytuacja jest bardzo poważna – mówili przedstawiciele stowarzyszenia zawodników, którym prezesuje Krystian Dziubiński.

Wiceprezes PZHL Mirosław Minkina wszystko zwala na poprzedników – Piotra Hałasika i Dawida Chwałkę. Twardzi, że to nie on obiecywał hokeistom dniówki ( 300 zł za każdy dzień pobytu na zgrupowaniu), które teraz są kością niezgody. Tymczasem wówczas „team leaderem” kadry był Minkina. Mimo, iż umowa wygasła w 2014 roku, to zawodnicy nadal otrzymywali identyczne pieniądze.

– Zostało to wpisane w statut związku. Tyle, że podobno dokument zaginął – powiedział Marcin Kolusz. Hokeiści chcą rozmów. Chcą by wszystko było jasno sprecyzowane na piśmie. Minkina mówi o innych zasadach współpracy.

Ktoś może powiedzieć: „pazerni hokeiści”. Tyle tylko, że to jest ich praca. Chyba nikt z nas nie chce być samarytaninem. W końcu to sport zawodowy, z tego się utrzymują, a grać do emerytury nie będą. Jeśli ktoś obiecuje pieniądze, strony się na to umawiają, to należy „ słowne czy pisemne umowy respektować”- twierdzi pełnomocnik stowarzyszenia Stanisław Drozd. Krótko mówiąc za pracę należy im się forsa jak psu buda. Zasłanianie się honorem, grą dla orzełka… To już nie te czasy.

Minkina mówił o wypłaconej transzy wysokości 50 tysięcy złotych. – Ta kwota została przekazana uczestnikom MŚ w Kijowie w 2017 roku. Ja dostałem pieniądze, ale nie wszyscy je otrzymali. Co z powstałymi 24 zawodnikami, którzy bili się o miejsce w drużynie do ostatniego dnia? Oni ich nie otrzymali. Drużyna to jedność i nie mogą być w niej ważni i ważniejsi – powiedział Krystian Dziubiński.

Ale nie tylko o pieniądze chodzi, ale o to – jak mówią hokeiści – o stworzenie warunków godnych profesjonalizmu. A tych w kadrze nie ma już od dawna. O swoim przypadku powiedział Kasper Bryniczka, który doznał skręcenia obu stawów kolanowych 16 kwietnia z meczu z Ukrainą. Nie było lekarza w kadrze, nie ma go również teraz w Gdańsku. Jak mówił został pozostawiony sam sobie W szpitalu nie zrobiono mu USG, ani rezonansu. Do Polski z Budapesztu przywiózł go kierowca, który dostarczył kadrze kije! Związek zapewniał go, że w nowotarskim szpitalu jest wszystko załatwione, a tymczasem nie było. Wszystko musiał załatwiać na swój koszt. PZHL pokrył koszty dopiero pod koniec sierpnia. – Byłem odcięty od środków przez 4 miesiące. Minkina zaś twierdził, że co miesiąc inkasuję 12 tysięcy. Zdziwiły mnie te słowa – powiedział.

Wygląda na to, że sporo pracy będą mieli prawnicy, bo w związku źle się dzieje.

Ciąg dalszy kompromitacji mieliśmy w Gdańsku. Mecz z Duńczykami został przerwany w 43 minucie z powodu awarii, przy stanie 1:0 dla biało –czerwonych. Źle naklejona reklama, która zagrażało bezpieczeństwu, była tego powodem. - Polska to taki Disneyland. Nigdy nie wiesz co się wydarzy – podsumował Tomek Valtonen.

Pora, żeby ktoś z ministerstwa poważnie zajął się tą PZHL-skom szopką.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama