31.08.2018 | Czytano: 3292

Miłość na całe życie

W unihokeja gra od 18 lat, niebawem zostanie tatą, a od tego roku jest trenerem koordynatorem sekcji unihokeja w Bzik Akademii. Jak to wszystko pogodzić i skąd czerpać motywację do pracy i treningów?

Na te i inne pytania odpowiada Piotr Ligas w wywiadzie o młodzieżowym i seniorskim unihokeju na Podhalu.

- Co Pana prywatnie motywuje do trenowania, do przewodzenia młodym adeptom unihokeja?

- To, że widzę tego efekt. To, że nasza wiedza, którą przekazujemy razem z Kasią (przyp. red. Katarzyna Fuła – drugi trener w sekcji unihokeja w Bziku) cały czas ma odzwierciedlenie w rzeczywistości, czyli w rozwoju naszych podopiecznych. Dzieci są coraz sprawniejsze, coraz lepsze technicznie, sprawia im to radość. To jest dla mnie motywujące. Że moja wiedza i doświadczenie mają pozytywny wpływ na młodych adeptów tej dyscypliny. Tym bardziej, że rodzice - po ostatnio zorganizowanym przez nas meczu rodzice vs dzieci - przyznają, że widać, iż te dzieci rzeczywiście idą do przodu, że widać efekty treningów. Dzięki takim słowom oraz grupie, z którą da się popracować, trenerowi aż chce się iść na zajęcia.

- A jak godzi Pan rolę szkoleniowca z rodziną - która, jak wiemy, niebawem ulegnie powiększeniu oraz z pracą i jeszcze trenowaniem oraz grą w seniorskim zespole Szarotki?

- Staram się tak układać mój tygodniowy plan, by wszystko pogodzić. Wiadomo, że podstawowa praca zawodowa plus dodatkowo praca trenera w Bziku pochłania sporo czasu, ale póki co daję radę. Treningi w Szarotce są po zajęciach w Bziku, także cały czas jestem w poniedziałki i piątki przy unihokeju. Na szczęście mam poza tym jeszcze sporo czasu dla rodziny, która rzeczywiście się powiększa (niebawem trener Piotrek zostanie tatą!). Na razie z tym czasem jest dobrze. Tym bardziej, że w Szarotce każdy dokłada swoją cegiełkę do pracy drużyny, więc nie jest tak, że tylko ja i Groszek (Łukasz Chlebda - grający trener Szarotki) coś robimy, ale każdy daje coś od siebie.

- Czy unihokej to miłość na całe życie? Czy jest to coś wszechobecnego we wszystkich sferach Pana życia?

- Jako hobby i forma spędzania wolnego czasu na pewno tak. Trenuję unihoka już… 18 lat, więc można powiedzieć, że to miłość na całe życie. Na razie mam jeszcze ochotę grać, mam ochotę trenować i przekazywać tą pasję dzieciom, więc jest to wciąż moja miłość.

- Kto albo co w takim razie jest dla Pana największym wsparciem w tych działaniach?

- Żona!
- A jak radzi Pan sobie z porażkami, stresem, czy najważniejszymi meczami sezonu? Jest na to jakaś recepta?

- Jest jedna recepta. Jeśli drużyna podchodzi dobrze do sezonu i wszyscy ciężko trenują, to jesteśmy w stanie uwierzyć w swoje umiejętności, w swoją ciężką pracę i to nas na pewno niesie do przodu. Dzięki temu jesteśmy też kolektywem i nie wychodzimy na boisko pogubieni, tylko wiemy, co mamy robić. Wierzymy też w to, co zrobiliśmy podczas letniego przygotowania do sezonu i w każdym następnym tygodniu podczas treningów na hali, czy na siłowni, co nas w efekcie jednoczy na boisku oraz podnosi na duchu, sprawia, że jesteśmy dobrze przygotowani i pewni siebie. A recepta na stres? Ciężko powiedzieć. Na pewno przed każdym meczem jest adrenalina, która nakręca zawsze zawodnika do jeszcze cięższej pracy na treningach, tym bardziej, jeśli mecz nie wyjdzie i sportowa złość wzrasta. Człowiek chce wtedy więcej trenować, a gdy więcej trenuje - staje się lepszy. Stres przed meczem? Ciężko to nazwać stresem. Bardziej oddziałuje na mnie adrenalina, niż stres. Jestem już za stary, żeby się stresować (śmiech). Nic złego się nie stanie, gdy przegrasz mecz. Można spełnić jakieś marzenia, jeśli się go wygra. I tak trzeba do tego podchodzić: że można zrobić coś dobrego, ale nic się nie stanie, jeśli się przegra. Trzeba umieć przegrać, żeby potem wygrać. Dawno nie zdobyliśmy Mistrzostwa Polski i mamy nadzieję, że teraz, z pomocą nowych kolegów (transfery i wypożyczenia kilku graczy z UKS Wiatr Ludźmierz), się nam to uda.

- Co z tego wszystkiego może Pan przekazać dzieciakom na treningach Bzika, a co najzwyczajniej w świecie - musi ich nauczyć samo życie?

- Grając tyle lat, wiem już, jakie błędy popełniłem, co zrobiłem źle i to mogę im powiedzieć. To znaczy: czego na boisku nie należy robić, co można robić lepiej, jak się dobrze zachować. Część rzeczy muszą doświadczyć na własnej skórze, ponieważ nie wszystko da się przekazać. Mam tu na myśli takie aspekty jak nastawienie, mentalność, podejście do treningów. Dzieci muszą same czerpać z tego radość, a później przyjdzie ta sportowa dojrzałość, kiedy będą przychodzić na treningi już w starszych grupach wiekowych. Teraz są dziećmi, ma im to sprawiać frajdę, a wynik jest sprawą drugorzędną. Z czasem jednak, gdy się dorasta i chce coś w sporcie osiągnąć, należy zmienić swoje nastawienie, swoją mentalność. Wtedy trzeba mieć już świadomość, że tylko ta praca na treningach może sprawić, że staniemy się lepsi. Nikt z umiejętnościami do unihoka się nie urodził, czy mistrzem świata nie został, siedząc na kanapie przed telewizorem, telefonem, czy tabletem. Trzeba po prostu pracować. To mogę dzieciom przekazać. Sam kiedyś, przychodząc do Szarotki, byłem najsłabszy, można powiedzieć, że było zabawnie, a teraz już nie ma powodu do śmiechu z mojej gry. Wydaje mi się, że daję z siebie, ile tylko mogę i koledzyy mnie za to doceniają, a ja doceniam ich. Na tym też opiera się współpraca w zespole, zarówno na boisku, jak i poza nim. Jest naprawdę sporo pozytywów z całej mojej przygody z unihokejem.

- Oby więc to wszystko się udawało, a unihokej na Podhalu rósł w siłę. Ma Pan nadzieję na to, że tegoroczne zgłoszenie sekcji Bzika do oficjalnych ogólnopolskich rozgrywek będzie pozytywnym bodźcem dla całego środowiska? Że jest potrzeba powoływania kolejnych unihokejowych grup młodzieżowych na Podhalu?

- Myślę, że potrzeba jak najbardziej jest, żeby pracować z dziećmi i to rozwijać. Tak jak wcześniej wspomnieliśmy, jest to naprawdę super dyscyplina sportu, która wszędzie się rozwija i dzieci chcą w nią grać, bo to jest bardzo fajny sposób spędzania wolnego czasu. Mam nadzieję, że zgłoszenie naszej sekcji do rozgrywek będzie jakimś bodźcem dla środowiska i ta nowotarska rywalizacja, która zawsze przysparzała kibicom oraz zawodnikom sporo emocji i adrenaliny, będzie podtrzymana i kontynuowana właśnie przez to, że zaczynamy teraz pracować z dziećmi. Mam nadzieję, że w przyszłości nie tylko Szarotka, ale i inne kluby będą pracowały z najmłodszymi, tak jak do tej pory pracował Ludźmierz i że ta rywalizacja się utrzyma. Mam nadzieję, że tych zawodników będzie coraz więcej i do tego dążymy. Tego bym sobie życzył, czas pokaże, jak to się potoczy. Wierzę, że będzie świetnie!

Materiał prasowy - opr/sles

 

Komentarze









reklama