23.04.2018 | Czytano: 2314

Wisienki na torcie

- Sezon pokazał, że dobrze wykonuję swoją pracę i idę w dobrym kierunku. Niemniej czeka mnie jeszcze sporo pracy, bo to nie ja odbierałem Kryształową Kulę. Będę jednak pracował nad tym, żeby to się zmieniło – deklaruje Dawid Kubacki.

Sportowiec Podhala 2017 w plebiscycie Sportowego Podhala i Podhale 24 wygrał Letnią Grand Prix, znalazł się w pierwszej dziesiątce Pucharu Świata. Został sklasyfikowany na dziewiątej pozycji i po raz pierwszy w tym sezonie stawał na podium konkursów Pucharu Świata. Został medalistą olimpijskim w konkursie drużynowym i medalistą mistrzostw świata w lotach też w rywalizacji ekip. Zapowiada, że na tych osiągnięciach nie poprzestanie.

- Będę pracował nad tym, by w kolejnych sezonach być coraz wyżej – mówi. - Sezon był udany, zarówno wynikowo jak i pod względem efektów pracy. Było sporo pozytywnych i zarazem radosnych momentów. Widać było w moich skokach dużą poprawę w porównaniu do poprzednich sezonów. Były też słabsze momenty, ale każdy był lekcją, z której wyciąga się wnioski na przyszłość.

- Medal igrzysk olimpijskich i w lotach narciarskich to takie wisienki na torcie? Medale zawisły na twojej szyi po zawodach drużynowych, a skoki to sport indywidualny. Po indywidualnych konkursach jest niedosyt?

- Bez wątpienia medale były wisienkami na torcie. Rzeczywiście zdobyte w drużynie. Mieliśmy mocną drużynę, ale zawsze jest jakiś niedosyt, chociaż zadowolony jestem też z indywidualnych wyników. W końcu pracuje się po to, żeby być na szczycie, żeby wygrywać. Sezon pokazał, że jest jeszcze sporo pracy jest przede mną. Widzę sporą poprawę w porównaniu z poprzednimi latami. Wiem, że jeśli nadal będę tak pracował, to forma będzie lepsza i będę mógł liczyć na udane kolejne sezony. Liczę, że uda mi się w Pucharze Świata wskoczyć parę oczek wyżej.

- Zwycięstwo w Letniej Grand Prix przełożyło się na zimę? Przyszły pierwsze podia w Pucharze Świata.

- Samo się nie przełożyło. Po poprzednim sezonie mieliśmy tydzień przerwy i zagoniono nas do roboty. To pozwoliło nam wypracować wyższy poziom skoków, dobrą dyspozycję na lato i sezon zimowy.

- Kiedy Kryształowa Kula trafi do rąk Dawida Kubackiego?

- Mam nadzieję, że w kolejnym sezonie. Jestem świadom tego, że sukces wymaga ogromu pracy i wyrzeczeń, ale jestem zmotywowany i gotowy ją wykonać. Wierzę, że dzięki niej stać mnie będzie na dobre wyniki, chociaż nie wszystko ode mnie jest zależne.

- Trener Stefan Horngacher jest czarodziejem? Wyczarował inne oblicze polskich skoków.

- Sporą cegiełkę dołożył do naszych wyników. Miał pomysł na to, żeby trybiki naszej maszyny dobrze działały. Wszyscy, zawodnicy i sztab szkoleniowy, podporządkowaliśmy się jego wymogom. Widzieliśmy, że praca z nim przynosi efekty, co upewniło nas w przekonaniu, że warto mu zaufać. To co zaproponował działało i przynosiło wymierne efekty.

- Federacja narciarka dba o to, żebyście nie głodowali. Wprowadza zmiany w pomiarze wagi. Dzięki temu każdy zawodnik będzie mógł ważyć od 1,5 do 2 kg więcej. FIS rozważa także zwiększenia dopuszczalnego BMI (wskaźnik masy ciała, który powstaje przez podzielenie wagi w kg przez kwadrat wzrostu w metrach).

- Słyszałem o nowinkach. Nie wiem jeszcze jak to wpłynie na całokształt skoków. Z tego co słyszałem, to trzeba będzie skakać na krótszych nartach. Niemniej temat jest świeży, żeby coś konkretnego można powiedzieć, bo nikt tego nie testował, nie sprawdzał.

- Sven Hannawald w swojej biografii pisze o strachu jaki towarzyszy zawodnikom przed skokiem. Ty czujesz strach, gdy siadasz na belce?

- Strachu się nie odczuwa, bo nie jest on głównym punktem koncentracji. Na naszym etapie trudno mówić o takim strachu jak zapewne wielu sobie wyobraża. Respekt przed każdą skocznią zawsze jest. Tylko głupcy się nie boją. Można mówić o obawie, kiedy warunki na skoczni rzeczywiście robią się bardzo niebezpieczne. To jest naturalne, że każdy ma lęk, bo nie wie co się stanie za progiem, ale każdy z nas wierzy w swoje umiejętności, że one pomogą mu w trudnych warunkach.

- Na skoczni normalnej podczas igrzysk olimpijskich były takie momenty grozy?

- Nie było, bo nie były to jakieś ekstremalnie niebezpieczne warunki. Ryzyko było takie, że jak się nie poszczęści, to wyląduje się na buli. W takich momentach o strachu się nie myśli. Wiemy jakie mamy umiejętności, w jakich warunkach jesteśmy w stanie sobie poradzić, więc strach odgrywa drugą, a nawet trzecioplanową rolę.

- Miałeś poważny upadek?

- Upadki się zdarzały. Nigdy jednak nie zrobiłem sobie coś poważnego. Kiedyś na treningu, na Słowacji, „przy dzwoniłem” dość mocno głową i „wycięło” mnie na trzy godziny. Nic z tego nie pamiętam. Większość upadków kończyło się na siniakach, otarciach i bólach pleców czy też innych części ciała. Brak poważnych obrażeń to zasługa mojego pierwszego trenera, który aplikował mi dużo ćwiczeń akrobatycznych, żeby umieć się zachować w powietrzu i podczas upadku. Akrobatyczne ćwiczenia uczą jak lądować, w jaki sposób się „zwinąć”, by nic sobie nie zrobić. Lepiej, żeby z takiego doświadczenia nie korzystać.

- Prowadzisz po pierwszej serii, konkurenci już skakali, o czym myślisz przed tym decydującym skokiem, który może dać ci wygraną?

- Nie wiem jak konkurenci skoczyli. U góry nie ma takich informacji. Ale one nie są potrzebne. Przystępując do skoku koncentruję się na tym, by wykonać go jak najlepiej. Koncentruję się tylko na tym co mam do zrobienia. Na górze nie wymyśli się nagle jakiejś rewelacyjnej techniki skakania, która pozwoliłaby skoczyć 10 metrów dalej niż na treningu. To tak nie działa.

- Gdybyś nie był skoczkiem, to…

- Drogi byłyby dwie, w zależności od tego jak potoczyłoby się moje życie. Interesowałem się mechaniką i tego typu tematami, więc być może poszedłbym w tym kierunku. Pociąga mnie też lotnictwo i dlatego wylądowałem na skoczni. Być może zostałbym pilotem. To nie jest tania ścieżka życiowa.

- Masz sprecyzowane plany co będziesz robił jak skończysz skakać?

- Nie mam, bo koncentruję się nad dalszym rozwojem kariery sportowej. Jeszcze stary nie jestem, żeby myśleć o jej zakończeniu. Jeszcze tak mocno nad tym nie myślałem. Niemniej zawsze jakieś wyjście awaryjnie trzeba sobie zostawić. Dlatego zrobiłem licencję trenerską. Jestem studentem w Katowicach, żeby mieć wyższe wykształcenie.

- Hobby?

- Modelarstwo, taka mniejsza forma lotnictwa.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama