17.04.2018 | Czytano: 5460

Marcin Kolusz: Jesteśmy wariatami, którzy kochają hokej

Dla kapitana reprezentacji Polski, Marcina Kolusza, budapesztańskie mistrzostwa globu będą dwunaste w karierze. To jeden z najbardziej doświadczonych graczy, który ma poprowadzić drużynę narodową do zwycięstwa.

- Kibice już bardzo długo czekają na awans do elity. Kiedy jak nie teraz? Jest presja?

- Presji nie czuję. Jestem realistą i wiem, że stać nas na wygrywanie. Potrzebna jest nasza dobra gra i… szczęście. Musimy wygrać minimum trzy mecze. Nie chcę składać deklaracji, że jedziemy po awans. W tym ciekawym turnieju wiele może się zdarzyć. Poprzednie mistrzostwa pokazały, że można było awansować, a w ostatnim meczu trzeba było walczyć o utrzymanie.

- Trudna grupa?

- Co roku słyszę, że trudniejsza. Z roku na rok poprzeczka zawieszona jest coraz wyżej. Sam jestem ciekaw czy papierowe kalkulacje sprawdzą się na lodowisku. Mogę zapewnić, że jedziemy bojowo nastawieni. Naszym głównym celem jest walczyć w każdym meczu, dać z siebie maksimum. Nie ukrywam, że wszyscy z niecierpliwością czekamy na te mistrzostwa.

- Bardzo ważne jest wejście w turniej. W poprzednich mistrzostwach notowaliście falstart i utrudniliście sobie drogę do dwóch pierwszych miejsc premiowanych awansem.

- Znowu na naszej drodze w pierwszym starciu stają Włosi. Będzie okazja do rehabilitacji, aczkolwiek jest to turniej i nawet wygrana w pierwszym meczu nie gwarantuje awansu, aczkolwiek dobre wejście daje kopa. Chcemy wygrać pierwszy mecz i z optymizmem czekać na następne konfrontacje.

- Którego z rywali uważasz za najtrudniejszego?

- Kazachstan. To solidna drużyna, mająca w składzie zawodników z najlepszej ligi świata KHL, oczywiście po NHL. To jest największy faworyt czempionatu. Są też Słoweńcy, którzy podczas igrzysk olimpijskich pokazali, że są bardzo mocni i mają w swoim składzie graczy, którzy wiele potrafią. Węgrzy u siebie również będą groźni, a „Lordowie” na pewno nie przyjadą do Budapesztu odfajkować mistrzostwa. Każdy w tej grupie ma swoje ambicje i przed pierwszym gwizdkiem marzenia o wygraniu grupy lub drugim miejscu.

- W jakiej jesteście dyspozycji?

- Fizycznie fajnie się czujemy. Zajęcia skupione były na elemencie dynamiki. Trening był formą rywalizacji. Wykonaliśmy dużo krótkich startów, żeby w Budapeszcie była szybkość i energia. Dążyliśmy do tego, żeby nasza gra była naturalna, a nie przypominała roboty. Pracowaliśmy nad płynnością gry, swobodą, szybkością i prostotą poprzez hokejowe myślenie na tafli. Typowo kanadyjski hokej.

- Piętą Achillesową była zawsze gra w przewadze. Nad tym elementem pracowaliście?

- Z treningu na trening trenerzy coraz więcej uwagi poświęcali grze w liczebnej przewadze. Myślę, że wypracowaliśmy swój styl, który będzie skuteczny. Może nie każdą przewagę będziemy wykorzystywać, ale co drugą. Mam taką nadzieję.

- Od strony taktycznej rozgryźliście przeciwników? Wymyśliliście na każdego tajną broń?

- Podczas przygotowań skupialiśmy się głównie na naszym systemie, planie gry, który ma zafunkcjonować w konfrontacji z przeciwnikiem. O taktycznej stronie przeciwników jeszcze nic nie wiemy. Rozpracowanie rywala nic nie da, jeśli nie podejdziemy odpowiedzialnie do każdego meczu. A podejdziemy.

- Zawirowania wokół kadry i polskiego hokeja nie przeszkadzały wam w przygotowaniach?

- Przeszkadzały. Od tych spraw nie da się oderwać, bo nas dotyczą. Jesteśmy w epicentrum tego co się dzieje. Staramy się walczyć o swoje, ale decydując się na grę w drużynie narodowej każdy wiedział jaka jest sytuacja. Dlatego staramy się tworzyć fajną atmosferę w ekipie. Łączy nas jeden cel; jak najlepiej zaprezentować się w stolicy Węgier. Kumulujemy całą energię, by właśnie tak było. Ci, co byli na zgrupowaniu nie grają tylko dla zysków, ale są to wariaci, którzy to kochają. Pod tym względem już jesteśmy wygrani. Czas pokaże czy związek wyjdzie ze swoich problemów. Jeśli wyjdzie, to my na tym skorzystamy.

- Zaskoczyła cię absencja aż tylu kolegów?

- Taki jest sport, zwłaszcza hokej, twardy i urazowy. Patrząc wstecz, to w mistrzostwach zawsze brali udział wszyscy najlepsi. Nie zdarzały się kontuzje. Przyszedł taki moment, że chłopcy, którzy zawsze byli do dyspozycji selekcjonerów, wypadli. Muszą kiedyś zregenerować swoje ciała. Nie mam do nikogo pretensji, że nie przyjechał na zgrupowanie. Jeśli miałby przyjechać z urazem i go pogłębić, to niech się leczy. Zdrowie jest najważniejsze.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama