13.02.2018 | Czytano: 5842

PHL: Wynik na miarę możliwości

- Duża zasługa Przemka Odrobnego, że do play off „Szarotki” przystępują z czwartej pozycji. Pięć spotkań wybronił na zero, dał drużynie 15 punktów – ocenia rundę zasadniczą

były reprezentant kraju, trener, Andrzej Słowakiewicz.

- Czwarte miejsce Podhala należy uznać za sukces?

- Wynik na miarę możliwości, w obecnej sytuacji. Duża w tym zasługa Przemka Odrobnego. Pięć spotkań wybronił na zero, dał drużynie 15 punktów. Jeśli bramkarz nie puszcza bramki, to jest niepisana zasada, na całym świecie, że jest najlepszy.

- Odrobny to jeden z bardziej udanych transferów ostatnich lat?

- Nie da się ukryć, że był to strzał w „dziesiątkę”. Trzeba ściągnąć kapelusze z głów przed Markiem Ziętarą, bo on go załatwił. Udało mu się ściągnąć naprawdę klasowego bramkarza. Takiego grajka brakowało Podhalu w ostatnich sezonach.

- Zauważyłeś zmiany w grze „Szarotek” pod wodzą nowego szkoleniowca?

- Trudno mi oceniać trenera, za krótki okres. Ostatni mecz wystawi mu cenzurkę. Już pierwsza runda pokaże na co stać trenera, jak ustawi zespół, jak go zmotywuje, jaką obierze taktykę, by przejść Jastrzębie.

- Między Tychy i Cracovię wepchnęli się hokeiści z Katowic. Niespodzianka?

- Został zachwiany stary układ. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem Katowic. Mają w składzie pięciu 19- latków. Grają inny hokej, bardziej nowoczesny. Zawodnicy mają większą swobodę na lodzie. Nie ma schematów typowych dla ruskiej czy czeskiej szkoły. Indywidualności mają większe pole manewru. Dla polskiego hokeja to dobry impuls, ożywszy wiatr. Odskocznia od powielanego schematu czesko – słowacko – rosyjskiego.

- Tychy, Katowice, Kraków. Te zespoły wydają się pewnymi półfinalistami, chociaż przed ostatnią syreną nie powinno się dzielić skóry na niedźwiedziu.

- Tychy i Katowice mają swoje atuty, by być w półfinale, ale krakowski zespół już nie. Uważam, że Unia nie stoi na straconej pozycji z Cracovią. Może sporo namieszać. W nienajlepszej dyspozycji znajdują się podopieczni Rudolfa Rohaczka. Krakowianie od trzech miesięcy nie błyszczą. To nie jest już ta Cracovia z poprzednich sezonów. Rafał Radziszewski bardzo dobry bramkarz, ale ma 37 lat i wcześniej rzadko mu się zdarzało, by do jego bramki wpadało więcej niż cztery krążki w meczu. A tak było teraz. Szanse na awans 60:40 dla Cracovii.

- Kto w takim razie będzie tym czwartym?

- Trudno powiedzieć, bo para Podhale – Jastrzębie jest bardzo wyrównania. Szanse 50 na 50. O sukcesie zdecydują niuanse. Dobór taktyki, dyspozycja dnia bramkarzy i zawodników. Zdecyduje też charakter i w tym elemencie widzę największe szanse górali na awans. Chciałbym, żeby Podhale w półfinale zagrało z Tychami, bo wtedy może powtórzyć się historia z 2010 roku W Tychach jest panika, presja wyniku. Podhale zagra jak w 2010 roku bez obciążenia i przy dobrej dyspozycji „Wiedźmina” może postarać się o największą niespodziankę w sezonie.

- Wszystkie spotkania Podhala z JKH były na styku. Co jest atutem jastrzębian?

- To jest młoda, waleczna drużyna, ale za często fauluje. Za dużo meczów w sezonie zasadniczym przegrała przez faule. Po prostu gorące młode głowy. Weźmy choćby ostatni mecz z nami. Bardzo nieczysto grali. Kijem na ciało i tak sędzia był wobec nich pobłażliwy. Atutem są bramkarze. Mają dobrych dwóch równo broniących bramkarzy w lidze, a wiemy co znaczy dobry golkiper. To instytucja w hokeju. Na bazie bramkarzy jastrzębianie są tak wysoko w tabeli.

- Trenerzy JKH i Podhala po ostatnim meczu powiedzieli, że dwutygodniowa przerwa to nienormalna sytuacja. Jak to wygląda z punktu widzenia byłego zawodnika i trenera?

- Zgadzam się z trenerami. Nie może być tak, że przed najważniejszymi meczami, najważniejszą częścią sezonu robi się dwutygodniową przerwę. Po takiej przerwie zawodnicy potrzebują dwóch meczów, żeby się wgrać. Trenerzy mają dylemat jak zagospodarować ten czas, jak utrzymać graczy w pełnej dyspozycji. Dlatego pierwsze spotkania mogą być trudne dla zespołów z czołówki. Może wyjść mecz zespołowi teoretycznie słabszemu i znaczą się problemy. Minimum cztery mecze sezonu zasadniczego powinny być rozegrane przez rozpoczęciem play off. Mecze powinny pójść z marszu. Play off to wykładnia całorocznej pracy zawodników i trenerów, więc przypadek należałoby wyeliminować do zera. Pierwsze mecze nie będą na takim poziomie jaki oczekują fachowcy i kibice. Zawodnicy nie będą w rytmie meczowym.

- Poziom ligi?

- Szału nie ma. Poziom się obniżył. Nie ma systematyczności gry. Dużo jest rutynowanych i starych wyjadaczy, którzy zagrają od czasu do czasu, strzela jakąś bramkę, ale nie są już wartością dodaną. Brak też dobrych obcokrajowców, którzy napędzaliby naszą ligę. Kiedyś tacy byli, że wymienię Semieraka, mistrza świata Agiejkina czy też Koivunoro czy Ahlroosa. Tychy zachłysnęli się Kolanosem, ale Agiejkin był znacznie lepszy. Najlepszym przykładem obniżki poziomu ligi są Katowice. Za pięć dwunasta zebrały drużynę i zajęły drugie miejsce. Niekoniecznie, jak wszyscy sądzą, główną rolę odegrały pieniądze. Rewelacyjnej kasy w stolicy Śląska nie ma. Nie ma też zawodników z wysokiej półki. Są młodzi, ale dość ciekawie wkomponowani wśród doświadczanych graczy.

- Patrząc na statystyki, to dominują w nich obcokrajowcy.

- Tylko dlatego, że grają przewagi i w tych momentach dużo punktują. Jeśli przeanalizować ich występy, to najwięcej punktów uciułali na zespołach z dolnych rejonów tabeli. W wielu przypadkach ich czas pobytu na lodzie dochodzi do 25 a nawet 30 minut. Uwzględniając statystykę plus/minus, likwidując plus za bramkę zdobytą w przewadze, to wtedy rozliczenie wyglądałoby inaczej. Przez to, że stranieri grają wszystkie przewagi mamy problem z polskimi napastnikami i obrońcami w kadrze. Na palcach jednej ręki policzymy ilu Polaków gra przewagi.

- Przed sezonem nastąpiła zmiana regulaminu ligi. Odrzucano podział na grupy – silniejszą i słabszą, a wrzucono wszystkich do jednego koszyka. Udana zmiana?

- Na pewno skorzystały na tym zespoły z dolnych rejonów tabeli. Wyniki na styku pokazują, że walczyły. Może w ich przypadku ciut poziom się podniósł, ale nie wpłynęło to na ogólną ocenę ligi. Na pewno jej nie wzmocniło. Są drużyny z dużymi problemami, jak Bytom, Janów, czy SMS U20 – silniejsi grali z nimi na jednej nodze.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama