17.12.2017 | Czytano: 3472

Górale Pany! (+ zdjęcia)

Górale rządzą w Nowym Targu. Wygrali w tym sezonie trzy z czterech spotkań z Szarotką. Te dwa ostatnie bardzo ważne, bo decydowały o pierwszym miejscu w grupie i lepszej drabince w play off.

Przed „świętą wojną” w lepszej sytuacji była Szarotka, której wystarczyło w dwumeczu zdobyć dwa punkty. Górale okazali się bardziej przebiegli od rywala. Wygrali przede wszystkim konsekwencją, szczególnie w akcjach ofensywnych byli bardziej konkretni.

Drugi nasz przedstawiciel w ekstraklasie – Wiatr – pojechał do Tychów z zamiarem wygrania co najmniej jednego spotkania, by zająć trzecia pozycję w grupie. Wypełnił zadanie z nawiązką, bo dwukrotnie ograł unihokeistów z piwnego miasta. Po dramatach, ale też w mocno odmłodzonym składzie.

Gorący Potok Szarotka Nowy Targ – Górale Nowy Targ 6:8 (2:3, 0:2, 4:3) i 5:8 (2:0, 1:7, 2:1)
Bramki: Chlebda 2, Widurski, Lech, Dziurdzik, Kozubal – Korczak 4, Barszczewski, Fryźlewicz, Gotkiewicz, Kostela (I mecz); Dziurdzik, Ligas, Augustyn, Kozubal, Ossowski – Korczak 3, Kostela 2, Leja, Tomalak, Bisaga (II mecz).
Szarotka: P. Fryźlewicz ( II mecz M. Fryźlewicz) – Dziurdzik, Ossowski, Augustyn, Leja, Lech, Ligas, Budzoń, Kwak, Chlebda, Brzana, Sikora, Ryś, Spyra, Widurski, Ślusarek, Kozubal. Trener Łukasz Chlebda.
Górale: Pawlik – Gotkiewicz, Kostela, Barszczewski, Fryźlewicz, Tomalak, Subik, Pazdro, Ciapała, Leja, Turwoń, A. Tylka, Korczak, Smarduch, Bisaga. Trenerzy: Bartosz Gotkiewicz i Piotr Kostela.

W pierwszym spotkaniu o sukcesie wicemistrzów kraju zdecydowała gra Pawlika w bramce. Szarotka od pierwszego gwizdka nacierała, ale miała problemy, by go pokonać. Chociaż początek w jej wykonaniu był obiecujący. Widurski dał jej prowadzenie, ale ten sam zawodnik w całym meczu zmarnował jeszcze sześć znakomitych sytuacji. Górale byli bezlitośni dla rywala. Po odzyskaniu piłeczki i natychmiast wyprowadzali szybkie kontry, które przynosiły im zdobycze bramkowe. Inna rzecz, że młody golkiper Szarotki (jedynka kontuzjowana) nie był mocną zaporą.

- Taką mamy sytuację. Jedynka jest kontuzjowana i należy się cieszyć, że chłopaki są z nami, bo w przeciwnym razie mielibyśmy problem, żeby zagrać – mówi Lesław Ossowski, kapitan Szarotki.

Szarotka prowadząc 2:1 miała wyśmienitą sytuację na podwyższenie rezultatu. Kozubal nie trafił do pustej bramki z najbliższej odległości, a kontra w wykonaniu Fryźlewicza była zabójcza. Górale prowadzili po pierwszej tercji, ale ich gra w tej części meczu nie zadawalała szkoleniowca.

– Początek był slaby w naszym wykonaniu – przekonywał Bartosz Gotkiewicz. – Prowadziliśmy po 20 minutach, ale rezultat nie wynikał z naszej dobrej gry. Byliśmy po prostu skuteczni.

W drugiej tercji Szarotka kompletnie nie radziła sobie w ofensywie. Zbyt często traciła piłeczkę przy inicjowaniu akcji, pomagając przeciwnikowi w wyprowadzaniu kontr.

– Stanęliśmy, graliśmy ospale. To była woda na młyn Górali – przyznał Lesław Ossowski. – Jesteśmy w ciężkim treningu i bardzo powoli się rozkręcaliśmy. Nawet derby nie zmieniły naszych planów szkoleniowych. Zaryzykowaliśmy. Wiedzieliśmy, że nie będzie świeżości.

W trzeciej odsłonie inicjatywę przejęła Szarotka. Non stop nacierała na bramkę świetnie broniącego Pawlika. Ten zwijał się jak w ukropie, dwoił się i troił, by ażurowy przedmiot nie wpadał do bramki. Mimo jego doskonałej dyspozycji, w 56 minucie Szarotka złapała kontakt i Spyra miał dwie piłki na wyrównanie. Nie dasz, dostaniesz. Ta sportowa maksyma sprawdziła się co do joty. Poszła kontra i Korczak dokończył dzieła. Korczak był świetnie dysponowany strzelecko, aż cztery razy znalazł sposób na pokonanie golkipera gospodarzy, raz z karnego. Brązowy medalista w końcówce blisko 150 sekund grał bez bramkarza, ale wynik nie uległ już zmianie.

- W końcówce przeżywaliśmy gorące momenty – przyznał Bartosz Gotkiewicz. – Mecz jednak nie był najwyższych lotów. Sporo było chaosu, ostrych strać, ale tak już jest w derbach. Nikt się nie oszczędzał, tym bardziej, iż walka idzie o pierwsze miejsce w grupie.

- W końcówce przycisnęliśmy, mieliśmy wyborne sytuacje. Szkoda, że ich nie wykorzystaliśmy. Goście nas skontrowali. Starta gola nas podłamała – twierdzi Lesław Ossowski.

Rewanżowe spotkanie świetnie zaczęło się dla gospodarzy. Grali konsekwentnie, świetnie w defensywie, bo każdy pomagał sobie. Blokowano piłeczkę, a M. Fryźlewicz zdecydowanie lepiej spisywał się między słupkami niż jego kolega z poprzedniej potyczki. Do tego dwa razy piłeczka znalazła się w bramce Pawlika. Gol Ligasa, po kapitalnej akcji, był ozdobą tej części meczu.

Wydawało się, że Szarotka jest zdeterminowana, by zająć pierwsze miejsce w grupie, tymczasem… Po przerwie zobaczyliśmy całkiem inny zespół. Gra w obronie katastrofalna. Za długo holowano piłeczkę co było wodą na młyn Górali. Szarotka wróciła do stylu gry, który zaprezentowała dzień wcześniej, również w drugiej odsłonie. Nie wiemy co powiedzieli szkoleniowcy Górali w przerwie, ale na pewno lepiej zmotywowali i ustawili zespół niż trener przeciwnika.

- Pierwszą tercję zagraliśmy lepiej niż wczoraj, ale przegrywaliśmy. Porozmawialiśmy sobie w przerwie, bo wiedzieliśmy jak ważny jest to dla nas mecz. Musieliśmy zostawić serce, walczyć o każdy skrawek boiska, o każdą piłeczkę, bo wiedzieliśmy, że niuanse taktycznie nie będą miały miejsca. Tak zagraliśmy. Szybko złapaliśmy kontakt i poszło. W tej tercji zaprezentowaliśmy ciekawy unihokej. Poza elementami walki było sporo finezyjnych akcji. Staraliśmy się utrzymywać przy piłeczce, szczególnie w strefie rywala. Bisaga wprowadził spokój w poczynania pierwszej formacji. Cieszymy się, że zrealizowaliśmy cel, czyli pierwsze miejsce przed play offem – podsumował Bartosz Gotkiewicz.

Efekt tej wspaniałej gry? Wygrana tercja 7:1. To był nokaut, z którego gospodarze nie zdołali się otrząsnąć do końca odsłony. Górale nie bawili się w zawiłe akcje, ale prostymi środkami zmierzali do celu i byli w tym niezwykle konsekwentni i konkretni. Szarotka miała okazje, ale zamiast decydować się na strzał, to próbowała jeszcze odgrywać piłeczkę. Często ją traciła, a kontry w wykonaniu gości były zabójcze. Znowu Korczak okazał się największym katem rywala. Wczoraj zdobył cztery gole, dzisiaj trzy. Było po meczu. Co prawda Szarotka próbowała w trzeciej tercji odwrócić losy spotkania, ale nie była przekonywująca w tym co robiła.

- Trudno powiedzieć co się stało w drugiej tercji. Łatwe bramki traciliśmy po prostych błędach, chyba wszystkie z prawej strony. Praktycznie rozegranie było do pustej bramki. Przegraliśmy wysoko tercję i zamknęliśmy sobie drogę do pierwszego miejsca. Ale to nic nie znaczy. Mamy swój plan na sezon i staramy się go realizować – powiedział Lesław Ossowski.

Osobny rozdział to praca arbitrów. Ci każdy swój błąd próbowali przedyskutować z zawodnikami, a ci, widząc ich bezradność, niemal wchodzili im na głowę. Arbitrzy bez autorytetu nie mają prawa bytu w dyscyplinie kontaktowej. Wprowadzali wiele nerwowości w szeregi obu zespołów. Dodajmy, iż nie wypatrzyli wyników meczów.

Jadberg Pionier Tychy – Wiatr Ludźmierz 7:8 (5:3, 1:4, 1:1) i 5:6 (1:2, 2:2, 2:1)
Bramki dla Wiatru: Cyrwus 2, Karol Pelczarski 2, Słowakiewicz 2, Luberda, Szal (I mecz); Słowakiewicz 2, Luberda 2, Szal, Karol Pelczarski, Zacher (II mecz).
Wiatr: Udziela ( w II meczu Janusz) – Panek, Szal, Karol Pelczarski, Słowakiewicz, Zacher, Lasyk, Niziołek, Konrad Pelczarski, K. Jaskierski, J. Jaskierski, Cyrwus, Luberda. Trener Rafał Pelczarski.

Dla ludźmierzan były to mecze o trzecie miejsce w grupie. Zadanie wykonali już w sobotę. Długo ważyły się losy tego spotkania. Goście kompletnie nie weszli w mecz. Po 20 minutach przegrywali 3:5 i dopiero ostra reprymenda w przerwie zmieniła obraz gry. Trzeba też usprawiedliwić przyjezdnych, którzy do piwnego miasta wybrali się osłabieni brakiem pięciu graczy z podstawowego składu.

– Ich absencja spowodowana była sprawami rodzinnymi i kontuzjami – wyjawia trener Rafał Pelczarski. – Wymęczyliśmy zwycięstwo. W Tychach jest specyficzna nawierzchnia. Parkiet, na którym piłeczka dziwnie się zachowuje, najczęściej skacze. Cieszy mnie, że młodzi, którzy dzisiaj zagrali, potrafili wziąć ciężar gry na swoje braki, w dodatku w meczu na styku. Myślałem, że z każdym meczem będziemy popełniali mniej błędów, ale się myliłem.

Drugie spotkanie również było dramatyczne, ale znowu z happy endem dla górali.

- Znowu mecz z dreszczykiem emocji – twierdzi Rafał Pelczarski. – Cieszy mnie dobra postawa w bramce młodego Janusza. Z punktu widzenia szkoleniowego były to świetne spotkania dla młodych graczy. Mam sporo materiału szkoleniowego do przemyśleń. Są momenty, że nikt nie wie będziemy wyprawiać na boisku. Graliśmy z kontry. Technicznie byliśmy lepsi, ale tradycyjnie nie grzeszymy skutecznością.

Stefan Leśniowski
Zdjęcia Szymon Pyzowski
 

Komentarze







reklama