31.10.2017 | Czytano: 3923

PHL: Twardy bój do ostatniej sekundy

AKTUALIZACJA (wypowiedź trenera) Dla ekipy Marków: Ziętary i Rączki nastał czas najwyższej próby. Zapewne do końca drugiej rundy będzie się biła o miejsce w pierwszej czwórce gwarantującej grę w grudniowym finałowym turnieju Pucharu Polski.

Najpierw zmierzyła się z Cracovią, a dzisiaj z Tychami – finalistą mistrzostw Polski. Po niedzieli mówiło się wiele o szesnastej porażce z rzędu „szarotek” z „Pasami”. Krakowianie od pewnego czasu nie leżą podopiecznym Marka Ziętary, ale pocieszeniem mogło być to, że górale mają patent na zespół z piwnego miasta. Co prawda w tym sezonie ulegli tyszanom u siebie 3:5, ale też rozegrali dobre spotkanie i kto wie jak potoczyłyby się jego losy, gdyby niefatalne interwencje bramkarza. Podhale mogło dzisiaj szukać swej szansy w tym, że GKS jest w dołku po Pucharze Kontynentalnym, który mu nie wyszedł i po porażce z Cracovią, mimo prowadzenia 3:0! Mało tego w ostatnim meczu rzutem na taśmę odniósł zwycięstwo nad będąca w rozsypce Polonią. Tyszanie nie zachwycili w meczu z góralami, zdobyli jedną bramkę, ale ona wystarczyła, by zainkasować komplet punktów.

„Szarotki” wysoko postawiły poprzeczkę tyszanom. Wiele strzałów w pierwszej tercji zespoły nie oddały, ale kilka razy zakotłowało się pod obydwoma bramkami. Górale mieli lepsze okazje na otwarcie wyniku. Biezais (wrócił po kontuzji) i M. Michalski po przechwyceniu „gumy” zbyt lekko uderzali. Nikt też z Podhalan nie zdołał wyłuskać krążka z zamieszaniu pod bramką Murraya po strzale Tomasika. A tuż przed udaniem się hokeistów na przerwę Zapała ostemplował poprzeczkę. Tyszanie nie potrafili wykorzystać liczebnej przewagi, bo przeciwnik grał bardzo uważnie, nie dopuszczał do groźnych sytuacji pod bramką Raimusa, ale jeśli już strzelali, to ostatnia instancja przyjezdnych nie dała się zaskoczyć.

„Kazek” miał jeża. Na początku drugiej odsłony trafił w słupek. W 22 minucie Komorski popchnięty przez obrońcę Podhala wpadał na Raitumsa, który zbyt agresywnie zareagował po gwizdku arbitra i złapał karę. Gospodarze jej nie wykorzystali, za to chwilę później Witecki, po dwójkowej akcji, strzałem po lodzie pokonał nowotarskiego golkipera. Bramka zrzuciła z miejscowych presję i w kolejnych minutach częściej zatrudniali Raitmusa. Próbował go pokonać Szczechura, dwukrotnie Komorski i Kolarz. W 33 minucie między słupkami Podhala, na minutę, stanął B. Kapica i w pierwszej interwencji zatrzymał Witeckiego. Podhale miało szanse na wyrównanie, najlepszą po błędzie Gazdy, ale nie zdołał jej wykorzystać Biezais.

„Szarotki” w trzeciej tercji za wszelką cenę dążyło do zmiany niekorzystnego rezultatu. Ataki jednak zatrzymywał Murray. Do tego miał dużo szczęścia, bo po Zapale, w poprzeczkę trafił Biezais. Nowotarżanie wybronili się też w podwójnym osłabieniu. 15 sekund przed końcem do boksu zjechał Raitmus, ale nie przyniosło to gościom spodziewanego efekt.

- Szkoda, bo byliśmy blisko sprawienia niespodzianki – mówi Marek Rączka. – Rozegraliśmy dobry mecz, z wielkim zaangażowaniem. Była walka o każdy skrawek lodowiska. Szczęście nie było po naszej stronie, trzy słupki i poprzeczka ratowała zespół tyski przed utratą gola. Nic nie chciało nam wejść.

GKS Tychy - TatrySki Podhale Nowy Targ 1:0 (0:0, 1:0, 0:0)
1:0 Witecki - Kogut – Galant (24:52)
GKS Tychy: Murray; Pociecha- Ciura, Bryk – Kotlorz, Gazda – Kazadzei, Górny – Kolarz; Galant – Kalinowski – Witecki, Woźnica – Rzeszutko – Bagiński, Guzik – Cichy – Szczechura, Jeziorski – Komorski – Kogut. Trener Andriej Gusow.
Podhale: Raitmus (32:15 – 33:13 B. Kapica); Jaśkiewicz – Tomasik, Mrugała – Samarin, K. Kapica – Pichnarczik; Kolusz – Zapała – Wielkiewicz, M. Michalski – Ogorodnikow – Biezais, Dalidowicz – Neupauer – Różański. Trener Marek Ziętara.

Stefan Leśniowski

 

Komentarze









reklama