22.05.2017 | Czytano: 13496

Siekliński na chybił- trafił

FELIETON O piłkarzach mówi się: „Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”. A ile jest wart trener? Trochę dziwne, ale oceniamy to dokładnie tak samo.

Dariusz Siekliński był taką nową miotłą NKP Podhale po latach pracy Marka Żołędzia, który w krótkim czasie uzyskał status człowieka sukcesu i nic nie wskazywało na to, że może się narazić na zwolnienie. Wystarczył jeden błąd i o sukcesach łatwo zapomniano. Siekliński miał dać nowy impuls drużynie, której ambicje (włodarzy) są bardzo duże. Ale nowy człowiek nie miał zdolności nadprzyrodzonych. Niemniej efekt nowej miotły nie jest pustym wymysłem.

Wchodzi nowy facet do szatni, mówi o swoich zasadach, które oczywiście mają być lepsze i bardziej przejrzyste od dotychczasowych. Zwykle nie chce w żaden sposób odnosić się do poprzednika i twierdzi, że nie interesuje go to, co się dotychczas działo. Ogłasza, że u niego wszyscy mają czystą kartę, czyli poniekąd unieważnia działalność swojego poprzednika. I właśnie ten fakt zazwyczaj powoduje, że nowa miotła zaczyna działać. Piłkarze poddają się resetowi, rzucają się w wir pracy i mobilizują. Grunt to zrobić pierwsze wrażenie na szkoleniowcu, bo potem ponosi się konsekwencje pierwszego wrażenia. To zresztą działa w dwóch kierunkach.

Tak było jesienią po wymianie Marka Żołędzia na krakowską szkołę, ale wiosna szybko zweryfikowała nową miotłę. Zawodnicy w mig zorientowali się, że słowa nie pokrywają się z czynami. Zimą harowali, była rywalizacja o miejsce w drużynie, chcieli jak najlepiej wypaść w sparingach i to im się udało. Ale, ale… Jeśli jest walka, to są wygrani i przegrani. Tymczasem u Sieklińskiego nie było wiadomo na kogo stawia, a komu powie „pa, pa”. W każdym meczu wystawiał inną jedenastkę i trudno było dociec z jakiego powodu. Na pewno nie zgrania i chemii na boisku. Zmiany muszą być, ale jaka drużyna dokonuje ich na potęgę? Małe retusze w trakcie sezonu to norma, często wymuszone spadkiem formy, kontuzjami czy kartkami. W przypadku Sieklińskiego nic nie było racjonalne. Trudno się dziwić, że coraz mniej chemii było między szkoleniowcem a zawodnikami, tym bardziej, że jego posunięcia naznaczone były porażkami.

Trudno zrozumieć dlaczego Świerzbiński, który u Żołędzia był playmakerem i najlepszym strzelcem (15 goli), nagle został przesunięty do tyłu. Stracił on, straciła na tym drużyna. A uzasadnienie szkoleniowca, że jest dobry w odbiorze piłki mało kogo przekonywało, bo w rolę destruktora niekoniecznie musiał być wcielony dotychczasowy reżyser. To były pierwsze oznaki, że szkoleniowiec się mota jak ryba w sieci. Z kolei Jaworski niezawodny wykonawca stałych fragmentów gry, już za panowania Sieklińskiego, nagle odstawiony został na boczny tor. Zdrowie go nie oszczędziło, ale jak był w pełni sił, to dlaczego siedział na ławce, nawet, gdy drużynie nie szło? Tak można jeszcze o Urbańskim i kilku innych…

Taktyka na chybił - trafił sprawiała, że często styl preferowany przez zatrudnionego trenera skrajnie różnił się od naturalnych zdolności kilkunastu piłkarzy, których zebrano w kadrze. Niektórzy powiedzą, że drużyna nie miała żadnego stylu. Niewiele się pomylą. Taktyka na Orlęta i Sołę zaskoczyła, podobnie jak skład na Garbarnię. Potoniec z Sołą na szpicy, osamotniony, między dwoma rosłymi ( co najmniej o dwie głowy) obrońcami dostawał długie górne piłki i… co miał biedny zrobić. Powiedzmy, że na 20 piłek dwie udałoby mu się zgrać, to nie było do kogo, bo dziura była ogromna. Takich kwiatków można byłoby mnożyć. Trener wszystkie niepowodzenia tłumaczył, że na wyjazdach gramy lepiej niż u siebie. Tylko trudno było to sprawdzić. Wyniki były lepsze, ale rezultat w piłce nie zawsze jest wykładnią dobrej gry i bycia lepszą drużyną.

Na Zachodzie trenerów do drużyny dobiera się równie pieczołowicie jak piłkarzy. U nas można zdobyć pracę po rozmowie z szefem klubu nawet na weselu jednego z piłkarzy. Bywało, że zatrudniano trenera ze względu na jego bogaty notes z telefonami do sędziów. W klasach niższych, gdy szef nie jest zbyt zorientowany w trenerskim rynku, słucha doradców, a ci nie zawsze polecają najlepszego. Bardziej znajomego. Przezimuje w klubie, rozegra kilka spotkań, zgarnie trochę kasy do momentu, gdy szefowie odzyskają wzrok. Tymczasem niżej podpisany, po ogłoszeniu nazwiska trenera po kwadransie wiedział zapewne więcej o nim niż zatrudniający. Bo inaczej nie zatrudniliby go. Nic dziwnego, że teraz trzeba było połknąć żabę.

Detale, które tworzą całość, nie zawsze da się pozyskać po zwykłej pogawędce z innymi trenerami czy wybranym szkoleniowcem. Wybór trenera jest znacznie trudniejszy niż piłkarza. Trener musi pasować charakterologicznie, a jego umiejętności motywacyjne i warsztatowe muszą być wypośrodkowane. Wychwycenie tych niuansów jest bardzo trudne. Podstawowe kwestie przy wyborze trenera to preferowany styl, taktyka. Ale równie ważna jest umiejętność zarządzania ludźmi, zdolności komunikacyjne. Należy sprawdzić czy trener ma dobre oko do transferów ( jeśli o nich decyduje?) i zgadza się z polityką transferową klubu. Powinien być prześwietlony od stóp po głowę. Zatrudnianie Sieklińskiego odbyło się na zasadzie totolotka.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







Tabela - Klasa okręgowa

Lp Drużyna Mecze Punkty
1. Jordan Jordanów 7 18
2. Zawrat Bukowina Tatrzańska 7 16
3. AKS Ujanowice 8 16
4. Lubań Tylmanowa 7 13
5. Wiatr Ludźmierz 8 13
6. Orkan Raba Wyżna 8 13
7. Turbacz Mszana Dolna 8 13
8. Babia Góra Lipnica Wielka 8 12
9. Huragan Waksmund 7 11
10. LKS Jodłownik 7 9
11. Krokus Przyszowa 7 9
12. Płomień Limanowa 7 5
13. Gorce Kamienica 8 1
14. Słomka Siekierczyna 7 1
zobacz wszystkie tabele

Terminarz

zobacz więcej
reklama