16.05.2016 | Czytano: 5311

Echa SuperFinału. Z myślą o rozwój unihokeja?

- Pod pretekstem rozwoju dyscypliny, niektórzy załatwiają sobie klubowe interesy. Wygląda na to, że trzeba wyciąć konkurencję i wręczyć sobie złote medale na akademii. Wtedy będzie miło i przyjemnie – grzmi Rafał Pelczarski, trener Wiatru Ludźmierz.

Ma powody do zdenerwowania, bo w finale mistrzostw Polski seniorów wystąpiło 15 jego wychowanków, z Wiatru i Skalnych Nowy Targ. Liczby nie kłamią, facet robi dobrą robotę na Podhalu. Widurski, Komperda, Polaczek, Pelczarski, Tomasik i Stypuła w sobotni wieczór świętowali zdobycie mistrzostwa Polski z Góralami. Z kolei Hamrol, Jachymiak, Słowakiewicz, Zacher, Panek, Udziela, Garb i Żuk i Ryś zostali wicemistrzami kraju. Wszyscy wcześniej byli mistrzami Polski juniorów młodszych. Na podstawie umowy juniorzy Wiatru, bo klub nie posiada zespołu seniorów, mogli być wypożyczeni do zespołów seniorskich. To było z korzyścią dla nich i dla reprezentacji kraju, bo stanowili liczną grupę w mistrzostwach świata juniorów, a teraz dostali powalania do drużyny narodowej seniorów. Tymczasem…

- Umowę szkoleniową zlikwidowano – informuje Rafał Pelczarski. - Pod pretekstem rozwoju dyscypliny, niektórzy załatwiają sobie klubowe interesy. Wygląda na to, że trzeba wyciąć konkurencję i wręczyć sobie złote medale na akademii. Wtedy będzie miło i przyjemnie. Nikt przed podjęciem decyzji brzemiennej w skutkach nie zasięgnął opinii trenerów, ludzi pracujących z młodzieżą. Decyzję podjęto w gronie 10 osób w trakcie trwania SuperFinału. Nawet trenerzy, którzy mogliby przyjść na zebranie, nie mogli, bo wtedy toczył się mecz Babimostu z Zielonką. Nie wiem czy to celowe działanie czy niedopatrzenie. Tak nie może być. Co mam teraz powiedzieć chłopakom, którzy wywalczyli medale mistrzostw kraju? W następnym sezonie gramy w pierwszej lidze? Bo klub ma trzy opcje - rozwiązać grupę juniorów starszych i przerzucić chłopaków do klubów ekstraklasy, albo zgłosić zespół do pierwszej ligi. Tylko, że wieloletnia praca pójdzie na marne. Wiemy jaki jest poziom polskiego unihokeja, a reprezentanci kraju w pierwszej lidze nie będą się rozwijać. Oni powinni grać ważne mecze, na styku z bardzo wymagającymi rywalami. Jeśli zostawimy grupę juniorów, którzy mają szanse gry o mistrzostwo Polski w przyszłym roku, to zagrają raptem 8-12 spotkań w sezonie. Grać będą co półtora lub dwa miesiące. Czy ktoś o tym pomyślał? Jak mam zmobilizować grupę, by trenowała 10 miesięcy dla rozegrania kilku spotkań w sezonie?

W finale jego wychowankowie grali pierwsze skrzypce. Nie licząc gola decydującego o mistrzostwie Kosteli, to pozostałe bramki były dziełem jego chłopaków. Jak ocenia decydujące starcie o złoty medal?

- Jestem zaskoczony frekwencją. Jak zobaczyłem ile ludzi było na trybunach, to szczęka mi opadła. Jakby takie mecze rozgrywano co miesiąc, to nie byłoby kłopotów z naborem do szkółek. Nie wiem czy była kiedyś w Polsce z takim rozmachem zrobiona impreza dla zespołów klubowych. Jeśli chodzi o poziom sportowy, to gra była szarpana. Jak to w derbach każdy chciał wygrać i nie oszczędzał się. Dlatego więcej można było oczekiwać po finale. Szarotka zaprzepaściła ogromną szansę nie potrafiąc wykorzystać 9 minut gry w przewadze. Zamki rozgrywała niechlujnie, nie oddawała strzałów i nadziewała się na kontrę. Wreszcie jedna z nich w dogrywce dobiła ją. Do Górali uśmiechnęło się szczęście, ale tak to już w sporcie jest. Nowotarski unihokej przez wiele najbliższych lat będzie miał się dobrze. Oba zespoły, dzięki „wypożyczeniem” graczy z Wiatru, dysponowały długą ławką. Zasiadało na niej po 20 zawodników. Tymczasem w innych zespołach czasami nominalnie wpisanych jest w protokół 15 zawodników, ale gra opiera się na 7-9 zawodnikach.

- Spodziewałem się lepszego meczu. Zawiedziony jestem poziomem techniczno-taktycznym – twierdzi Ryszard Kaczmarczyk. – Dawniej oko cieszyły fajne zagrania obu zespołów. To były ekscytujące widowiska. Zawodnicy potrafili kilkakrotnie wymienić piłeczki na pełnej szybkości. Dzisiaj na palcach jednej ręki można było zobaczyć składne akcje z kilkoma podaniami. Mecz był fajny dla kibiców, bo dostarczył dużo emocji, zawodnicy włożyli dużo serca w grę, do końca ważyły się losy spotkania. Początek dla Górali i wydawało się, że lada moment dobiją Szarotkę, ale potem ona przejęła inicjatywę i była w ogródku. Niestety nie wykorzystała 5-minutowej przewagi. Nie miała żadnego pomysłu na rozegranie tego i pozostałych „zamków”. W kółko wymieniała piłeczkę i nie oddawała strzałów. Więcej, traciła ją i nadziewała się na kontry. To był kluczowy moment meczu, bo można było zdobyć 2-3 bramki i spokojnie kontrolować wydarzenia na parkiecie. Górale ochłonęli i ustawili grę w obronie. Obu zespołom gra w finale już spowszedniała. Podchodzą do tego na luzie, bo tak wiedzą, że w nim zagrają. Czują oddech Zielonki, ale wiedzą, że jak się sprężą, potrenują, to są w stanie ją pokonać. Zawodnicy nie mają żadnej motywacji, bo nie mają żadnych korzyści finansowych w gry w unihokeja. Ba, dokładają do tej, nazwijmy to po imieniu, zabawy. Jedyna korzyść do SuperFinał. Od kilku lat derby w sezonie nie mają takiego rozgłosu jak dawnej. Szkoda, że unihokej idzie w złym kierunku. To nie wina tych co grają. Miał się rozwijać, ale się nie rozwinął. Wszyscy liczą, że będzie na igrzyskach olimpijskich i coś w tym temacie ruszy. Ale prawdopodobieństwo, że zagości na olimpiadzie są praktycznie bliskie zeru. Piłkarze czwartej ligi dostają gratyfikacje za grę i widzą sens trenowania. Unihokeisci nie mają z gry żadnych korzyści. Czarno widzę przyszłość tej dyscypliny. Gra się do wieku juniora, a potem trzeba podjąć decyzje życiowe - studia, praca, a zabawa na ostatnim miejscu.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama