30.04.2016 | Czytano: 3358

Krzysztof Zapała: Od Wajdy się zaczęło. Rozważam propozycję Podhala (+zdjęcia)

- Impulsem, który tchnął nowego ducha w zespół nie były, moim zdaniem, roszady w formacjach, lecz kontuzja Patryka Wajdy w pierwszej tercji ze Słowenią. To od niego wszystko się zaczęło – mówi Krzysztofa Zapała.

 - Po wygranej z Austrią mogliście świętować awans do elity …

- Pod warunkiem, że chociaż punkcik zdobylibyśmy z Włochami lub Koreą. Nie wywalczyliśmy i byliśmy zdani na innych. A jak mówi znane przysłowie „umiesz liczyć, licz na siebie”. Nikt nam nie pomógł. Nie mam żalu, bo wcześniej zaprzepaściliśmy awans.

- Dlaczego wejście w turniej wam nie wyszło?

- Gra się tak jak przeciwnik pozwala, a Koreańczycy i Włosi zawiesili nam wysoko poprzeczkę. Oba teamy pokazały się z dobrej strony. To nie były słabe zespoły, o czym świadczy prawdopodobny awans Włochów do elity. To, że zaskoczyło ze Słowenią nie przypisuję większemu zaangażowaniu czy też większej koncentracji.

- To co wpłynęło na waszą metamorfozę?

- Spotkałem się z opiniami, że zmiany w piątkach wprowadziły świeżość w nasze poczynania. Lubię zmiany, bo dają nowy impuls, można coś pokombinować, a wtedy głowa zmuszona jest do innego myślenia. Jak nie idzie, to czemu coś nie zmienić? Z boku wyglądało, że zagraliśmy dwa turnieje w jednym, przed i po Słowenii. Grałem turniej równo. Nie można powiedzieć, że wróciliśmy do starego ustawienia, bo takowe nie istniało. Z Wronką graliśmy tylko raz, w grudniu. Doszli też nowi obrońcy – Bychawski i Borzęcki. To kiedyś nie funkcjonowało, ale nie zaprzeczam, że dało efekt. Nie do końca jestem przekonany, że tylko roszady miały wpływ na zmianę scenariusza. Wydaje mi się, że zespół dostał bodźca wtedy, gdy Patryk Wajda dostał krążkiem w twarz. Blokując strzał, rzucił się na lód i krążek trafił go w twarz. Zjechał z lodu ze złamaną szczęką. Jeszcze w nocy przeszedł zabieg w szpitalu.

- Wrócił do zespołu, wyjechał na lód na ostatnie sekundy z Japonią i jeszcze strzelił bramkę!

- To przejdzie do historii polskiego hokeja. Będzie się o tym długo mówiło, tak jak o trzech golach Wiesława Jobczyka z ZSRR. Akcja z ostatnich sekund była wyśniona. Nie był to gol na wagę mistrzostwa świata, ale jakże ważny dla niego, dla jego samopoczucia. Byłem w szpitalu po operacji i widziałem wstawione płytki, rozwaloną żuchwę. Wiem jak ciężka jest to kontuzja. Widziałem jak cierpi, że nie może pomóc drużynie. To było niesamowite, gdy ujrzałem go na tafli. Liczyłem, że otrzyma owacje na stojąco, ale nie otrzymał. Strzelił gola. To nie jest snajper tylko defensywny obrońca. Od niego nie wymaga się zdobywania goli. To ciężka praca została nagrodzona. Dla mnie to jeden z piękniejszych momentów jakie przeżyłem w karierze.

- W Krakowie i Katowicach zajęliśmy trzecie miejsca. Ta pozycja jest już nam na stałe pisane na zapleczu elity?

- Nie stoimy w miejscu. Jest progres. W ubiegłym roku wygraliśmy dwa mecze z Ukrainą i Japonią z problemami, tym razem ze spadkowiczami z elity. Miejsca te same, ale punktowo jesteśmy lepsi. Wywalczyliśmy je z dużo trudniejszymi rywalami. Spokojnie można mówić o kroku do przodu. Nie ogromny, bo na ogromne kroki trzeba mieć duże buty. Nie ma zaplecza hokejowego w Polsce, a także organizacyjnego i finansowego. Na możliwości jakie mamy, to wynik jawi się sukcesem. Wiadomo, że dla wielu sukcesem byłby awans, ale przy naszym potencjale, to możemy chodzić z podniesionym czołem i być zadowolonym.

- Zaskoczony jesteś wyborem najlepszego napastnika mistrzostw?

- Jestem zaskoczony. Nie w sensie, że mu się nie należało, ale każdy hokej pojmuje po swojemu. Patryk Wronka jest czarodziejem na lodzie, ale nie jest jeszcze kompletnym graczem. Dużo jeszcze pracy przed nim. Fajnie, że otwarły mu się drogi do kariery i bardzo mnie to cieszy. Mam nadzieję, że mu się poukłada, że będzie mógł się rozwijać. Wynik zawsze jest ważny, gra się, żeby być pierwszym, ale także o progres, o to, by się rozwijać. Dostał szansę, by tak było. Nagrodą zrobił kroczek i dzięki temu ma oferty. Jakbym ja miał wybierać najlepszego napastnika, to postawiłbym na Tomka Malasińskiego. Tomek nie raz udowadniał, że jest snajperem pierwszej wody.

- Gdzie będziesz grał w nowym sezonie?

- W Gdańsku (śmiech). Żartuję. Trzeba się jeszcze wstrzymać z odpowiedzią.

- Jest furtka, by pozostać w Nowym Targu?

- Jest dobra oferta z Podhala, ale jeszcze ją rozważam.

Stefan Leśniowski
Zdjęcia Michał Chwieduk - Biuro Prasowe MŚ
 

Komentarze







reklama